Przeprowadzone w zeszłym tygodniu wyniki badań CBOS-u w pierwszej chwili zaskakują. Wedle nich premier Donald Tusk to postać pomnikowa. Sympatyczny (65%), inteligentny (62%), przystojny (61%). Nie to co dr Jarosław Kaczyński, brzydki i niedouczony gbur (ale ten wpis nie o tym). Nie wiadomo, czy rządowe centrum badania opinii podkręciło wyniki pod oczekiwania szefa PO, czy też Polacy rzeczywiście dali się uwieść urokiem Donalda Tuska. Sądzę, że jednak to drugie.
Wielokrotnie się zastanawiam, czy wyniki poszczególnych sondaży (a ku prawdzie to i wszystkich) są rzeczywiście autentyczne? Czy ktoś aby ich nie „podrasowuje”? Ale po głębszych refleksjach mówię sobie „nie, to jest nawet racjonalne”. Platformę popiera w najlepszych dla niej ankietach nawet do 50% obywateli. Bronisław Komorowski dostał w wyborach prezydenckich 54% głosów, co wystarczyło na namiestnikowanie żyrandola. Plus minus, taki sam odsetek obywateli popiera ideę państwa opiekuńczego i jednocześnie sprzeciwia się płaceniu wyższych podatków na jego sfinansowanie. Sporo więcej niż połowa społeczeństwa do zadeklarowani katolicy, którzy (to ta sama połowa) w wolnych chwilach dają, np. na internetowych forach, czy u cioci na imieninach, upust swojemu prostackiemu antyklerykalizmowi (czy też lubują się w przeglądaniu pewnych specyficznych stron, o czym niżej). Ponad 50% Polaków wierzy w Boga, uznaje naukę Kościoła i domaga się legalizacji eutanazji. Wbrew pozorom, to ten sam naród. Ci sami ludzie, pomiędzy Odrą, Wisłą, a Nysą.
***
Wiele osób – również salonowiczów – szczerze pogardza postacią Tuska. Zarzuca mu zaprzaństwo, bezideowość, uległość, zdradę interesów narodowych, arogancję. W mniejszym lub większym stopniu można się pod tymi tezami podpisać. Myślę jednak, że clou sprawy leży gdzieś indziej. Że to nie te cechy sprawiają, że Tusk tak odbierany jest przez swoich oponentów (a odwrotnie przez zwolenników).
Zróbmy małe review. Przypomnijmy sobie prezydenturę Aleksandra Kwaśniewskiego. Nietykalnego Prezia, którego nie lepiła się najbardziej nawet kleista afera. On też był inteligentny, dobrze wykształcony i przystojny. Chociaż chlał na umór, nie zrobił magistra i był o 2 cm wyższy od „kurdupli Kaczyńskich”. To on uchylał się od odpowiedzialności za aferę Rywina, w której miał udział (albo o której co najmniej miał wiedzę), wetował prawie trzy tuziny reform prawicowego rządu Buzka i chociaż neutralny światopoglądowo (w teorii), to jednak nie wahał się podpisać ustawy o aborcji na życzenie. W sondażach jednak niezłomny i żelazny. W szczytowym momencie (2002r.) popierało go bodaj 82% respondentów (czym pewnie nadepnął na odcisk i wprawił w zdumienie samego Łukaszence). I zaraz po nim do Pałacu Namiestnikowskiego wprowadził się Lech Kaczyński. Aktywny Prezydent, przeprowadzający dwukrotnie więcej zagranicznych wizyt dyplomatycznych niż poprzednik, wetujący skutecznie zaledwie 11 spośród 850 przedłożonych mu przez rząd Tuska ustaw, inicjujący konkretne rozwiązania parlamentarne. Prawdziwy inteligent, z tytułem profesora, niestrudzony poszukiwacz zapomnianych żołnierzy wyklętych, którym po latach zapomnienia i wykluczenia przypinał do piersi należne ordery i medale. Jak Prezydent Kaczyński odbierany był w społeczeństwie…? (Niech pozostanie to retorycznym pytaniem, osłoniętym milczeniem).
Owszem, można wiele w tym temacie zwalać na media. Ale to śliski grunt i gwarantowana wywrotka. Strategia Jarosława Kaczyńskiego od 2007r., polegająca na ciągłym uwypuklaniu martyrologii wykluczonych przez mainstream pisowców zapewne zaprowadzi go do kolejnej porażki na jesieni. Spójrzmy jednak i na samo społeczeństwo. Czyż nie wylewa się z jego wierzchniej skorupy lawa hipokryzji? Czy Polacy nie są w takim właśnie stopniu obłudni i zakłamani? Że wolą widzieć wartości w osobach będących ich zaprzeczeniem? Powie ktoś, że nie wszyscy Polacy, że to jakaś część. Tak, z pewnością. Ale jest to właśnie ta część znacząca. Te pięćdziesiąt parę procent. Ta zakłamana część… polactwo.
***
Dlatego na premiera Tuska trzeba spoglądać inaczej. On naprawdę nie ma innego wyjścia. To nie jest tak, że urodził się pewnego dnia na Kaszubach kuglarz, który teraz przy wykorzystaniu medialnych kanibali umysłu prowadzi Polskę i jej obywateli w propagandowym splendorze nad przepaść. Tusk po prostu zrozumiał doświadczenia lat 2005-07r. i odrobił zawczasu lekcje. Zobaczył, że Polacy są radykalni jak martwe ciele. Gotowi do zmian, jak stróż po dyżurze w Boże Ciało. Że naród w większości zdegenerowany i wyposzczony przez ćwierćwiecze zniewolenia socjalizmem jest w znacznej mierze nakierowany na codzienne być, jeść i popuszczać pasa.
Przyjrzymy się trzem niepokojącym statystykom.
Pierwsza, dotycząca demografii. Przyrost naturalny Polski za rok 2008r. to zaledwie 0,9 promili. W porównaniu do chociażby lat osiemdziesiątych to rezultat katastrofalny. Głównie ze względu na niekorzystną strukturę społeczną (nieproporcjonalna liczba emerytów do osób w wieku produkcyjnym i przedprodukcyjnym). Wraz z tymi danymi idzie w parze statystyka opisująca rosnącą liczbę rozbitych małżeństw. Nowe pokolenie Polaków (aż ciśnie się na usta zwrot „młodzi, wykształceni, z większych miast”), to masa nastawiona głównie na konsumpcję, zwulgaryzowany hedonizm i szeroko pojęte bezmózgowie. Raczej nakierowana na indywidualizm i egocentryzm, niż na odpowiedzialność i troskę o wychowanie potomstwa. To jednak tylko przedwstęp do dramatu społeczeństwa polskiego a.d. 2011.
Badania drugie, to zestawienie czytanych przez Polaków książek. A raczej ich braku. Trudno sobie wyobrazić, że w ub. r. prawie 60% z nas nie widziało w rękach jakiejkolwiek książczyny, a na zmuszenie się do przewertowania choćby jednej wysiliło się aż (a raczej tylko) 44% z nas. Pisałem już o tym wcześniej, ale przypomnę. Podczas swojej pracy (fizycznej) w angielskiej rozlewni widziałem prostych roboli, którzy w czasie przerw obiadowych kartkowali różne, momentami opasłe woluminy. O czym ta statystyka świadczy? Głównie o tym, że zanika w nas zdolność do myślenia logicznego, przyczynowo-skutkowego. A także wzrasta tendencja do zmniejszania językowego bogactwa, kojarzenia faktów i wartościowego gospodarowania czasem wolnym (o czym za moment). Jeśli przeciętny nieczytaty Polak jest bombardowany wylewającą się z rządowych mediów propagandą o „zielonej wyspie”, „błędzie pilotów”, czy „faszystach z PiS”, to nie posiada w sobie wystarczających mechanizmów, aby się przed dezinformacją tą bronić. Dlatego winnym katastrofy tupolewa w Smoleńsku był Kaczyński, bo kazał lądować we mgle (co jest logiczne), naprawa państwa opiera się na podwyższaniu podatków, rozroście administracji i kradzieży emerytur na spłatę bieżących długów (bo to również jest logiczne), a największym zagrożeniem dla demokratycznego państwa jest opozycja, która wzywa do obalenia rządu (bo to jest już całkiem logiczne, że w demokratycznych krajach władza się nie zmienia, a tylko w faszystowskich jest w tym miejscu rotacja, prawda?).
I do tego wszystkiego na deser dochodzi statystyka trzecia. Najbardziej hańbiąca, pokazująca jak gospodarujemy czasem wolnym, niepomni na walory literatury. Badania pokazują, że Polacy przodują na świecie w statystyce dotyczącej odwiedzania internetowych witryn pornograficznych. Polak potrafi, a polactwo tym bardziej. W niedzielę msza święta przed obliczem Najświętszej Panienki w pełnym kościele – to standard. Z zewnątrz idealna, czteroosobowa rodzina i ciężka praca na jej utrzymanie (w której też rzecz jasna pozerstwa nie brakuje). A w zaciszu domowego komputera klikanie na filmiki, na których stękające do podstawionego pod waginą mikrofonu wyzwolone panie osiągają kolejną fazę w rozwoju promiskuityzmu.
Czy nie jest to obraz społeczeństwa niedouczonego, o słomianym zapale, wzajemnie się okłamującego i obłudnego? A jeszcze bardziej, społeczeństwa przesiąkniętego zepsuciem do szpiku kości?!
Według mnie jest. I nie rozchodzi się tutaj o moralizatorstwo, acz o fakty.
***
Cóż zrobić ma z takim społeczeństwem Tusk? Wmawiać mu – jak onegdaj Balcerowicz – że musi się wziąć do ciężkiej pracy, nastawić na wyrzeczenia, niepewne jutro, samodyscyplinę i nauczyć odpowiedzialności za własny los? Czy raczej pokazywać w plenerze jako „dobry gospodarz” z komórką i płaszczem przeciwdeszczowym, na biwaku z harcerzami, czy w Parlamencie Europejskim, gdzie ma możliwość leczyć zakompleksionych rodaków wizją „unijnego przywództwa”? Innymi słowy – zarządzań ciemną masą. Tusk jest przystojny. Można powiedzieć, że na swój sposób atrakcyjny, jako mężczyzna.
Ale ten sam człowiek to jednocześnie cyniczny gracz. Polityk z przerostem ambicji nad możliwościami, krótkowzroczny, zadłużający bezmyślnie przeszłe pokolenia i rujnujący mechanizmy demokratycznego państwa prawnego. Szarlatan, czarujący w życzliwych mediach. Szaman Degrengolady, szepczący codziennie ze szklanego ekranu każdemu Polakowi do ucha, że „będzie dobrze”, a kredytem się nie martw, że „optymizm ogromnej części Polaków”, że „Polska naszych marzeń i kraj bliski naszym sercom” (hen, gdzieś w Smoleńsku), że „spełnia się jego sen o nowoczesnej Polsce”…
Taki seksualnym, ale i niebezpieczny.
Premier nie ma wyjścia. Musi pobudzać emocje. Stymulować polityczne libido Polaków. Być ich przedmiotem pożądania. Ogniskować w swojej osobie mieszankę narodowych kompleksów, przywar, pragnień i utopii. I Polacy się mu za to odwdzięczają. Widzą go takim, jakim chcą żeby był.
Bo on taki jest w naszych oczach. Kojący, zmysłowy, seksualny. A że niebezpieczny?
P.S. W „Bajkach robotów” Stanisława Lema znajduje się opowiadanie pt. „Jak Erg Samowzbudnik Bladawca pokonał”. Opisuje ono królestwo króla Boludara, który śmiałkowi który pokona złego potwora Bladowca (co zabrał klucz do klatki w której zamknął jego ukochaną córkę) odda swoje państwo w podzięce. Przeszło ono we władanie Erga, gdyż… no właśnie:
„Także ostatni, Erg Samowzbudnik, ruszył na samotną wyprawę. Nie było go rok i niedziel sześć. Kiedy wrócił, opowiadał o krainach nie znanych nikomu, jak to Peryskoków, którzy wychluśnie jadu budują gorące; o planecie Klajstrookich — ci zlewali się przed nim w szeregi bałwanów czarnych, tak bowiem w potrzebie czynią, a on na dwoje ich płatał, aż obnażała się skała wapienna, ich kość, a gdy pokonał ich mordospady, znalazł się twarzą naprzeciw twarzy olbrzymiej jak pół nieba i runął w nią, aby o drogę spytać, a pod ostrzem jego ogniomiecza pękała jej skóra i ukazywały się białe, wijące lasy nerwów; (…) jak ostatnim wysiłkiem potwory na gąsienicach, czołgunami zwane, rzuciły się na niego, lecz nic im to nie pomogło, bo, nie ustając w zapale bitewnym, tnąc, żgając i. siekąc, tak ich zniemógł, że, oczajduszę, bladawca–kluczodzierżcę, przywlekli mu pod stopy, Erg zaś łeb ohydny mu uciął, zewłok wypatroszył, a w nim kamień znalazł, trychobezoarem zwany, na kamieniu zaś wyryty był napis w drapieżnej mowie Bladawcpw, powiadający, gdzie kluczyk się mieści,, Samowzbudnik sześćdziesiąt siedem słońc białych, błękitnych jak rubiny czerwonych rozpruł, nim, właściwe otwarłszy, kluczyk znalazł.
(…)
Z wielką radością zawiedli go królestwo na komnaty córki, która milczała jak głaz, we śnie pogrążona. Erg pochylił się nad nią, koło klapki otwartej pomajstrował, coś do niej włożył, zakręcił, i zaraz królewna ku zachwyceniu matki, króla i dworaków oczy odemknęła i uśmiechnęła się do swojego zbawcy. Erg zamknął klapkę, zalepił ją plasterkiem, by się nie odmykała, i zauważył, że śrubkę, którą też odnalazł, uronił był podczas bitwy z Poleandrern Partobonem, cesarzem Jatapurgowym. Lecz nikt na to nie zważał, a szkoda, gdyż przekonaliby się oboje królestwo, iż wcale donikąd nie wyruszał, od małego bowiem posiadł sztukę otwierania wszelkich zamków i dzięki niej nakręcił królewnę Elektrinę, Nie doznał więc naprawdę żadnej z opisanych przygód, a jedynie odczekał rok i niedziel sześć, aby się podejrzane nie wydano, iż zbyt szybko wraca ze zgubą, a także chciał się upewnić, że żaden z jego rywali nie powróci. Wtedy dopiero na dwór króla Boludara przybył, królewnę do życia przywołał, poślubił, na tronie Boludarskim panował długo i szczęśliwie i nigdy się jego kłamstwo nie wydało. Z czego zaraz widać, żeśmy prawdę opowiedzieli, nie bajkę, albowiem w bajkach cnota zawsze zwycięża”.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka