Napisał do mnie jakiś czas temu kolega z Łodzi – Łukasz, z prośbą o rozpropagowanie w blogerskim sercu Polski (tj. na salonie24.pl) informacji i polskim doktorze-emigrancie, który opracował był dość skuteczny medykament do walki z rakiem. Tematu nie podejmowałem przez dwa tygodnie, głównie przez genetycznie uwarunkowane lenistwo i zbyt huczne świętowanie zdobycia tytułu magistra (a właśnie – teraz czuję się jak typowy wyborca Platformy: bezrobotny, ale za to dumny bo i młody, i wykształcony). Nie wiedziałem też, w jakie ramy tekst o polskim doktorze zawrzeć. Z czym ugryźć, z czym zestawić i na ile zgeneralizować. Miało być pięknie. A tak wyszło…
***
Na początek pasowałoby zawrzeć jakąkolwiek wzmiankę o sylwetce polskiego doktora. Tak więc, biogram w skrócie telegraficznym: doktor Stanisław Burzyński to urodzony w czasie wojny polski lekarz, który na początku lat siedemdziesiątych wynalazł antyrakową terapię lekami własnego autorstwa – antyneoplastonami. Terapię skuteczną o tyle, że pozwala wyleczyć całkowicie z nowotworu średnio co czwartego poddającego się kuracji pacjenta. Zaczynem do napisania niniejszego artykułu był film (podlinkowany zresztą przez Łukasza) pt. „Burzynski, Cancer is Serious Business”, wyreżyserowany przez Erica Merolę. Co ciekawe, gdy w internetowej wyszukiwarce zechcemy wyszukać co nieco informacji o dr Burzyńskim to w pierwszej kolejności napotykamy na strony anglojęzyczne. Dość powiedzieć, że angielska Wikipedia poświęca polskiemu specjaliście obszerną i nadzwyczaj szczegółową notę, podczas, gdy w polskiej jej wersji doczytać się możemy jedynie zdawkowej informacji, ujętej w bodajże dwa zdania, i to nie wielokrotnie złożone.
Nie znaczy to bynajmniej, że o polskim doktorze nie było głośno i nad Wisłą drzewiej. Tak się akurat składa, że mój ojciec – uczący się w Lublinie od 1969r. – słyszał o dr Burzyńskim, gdy ten próbował wprowadzać swoje innowacyjne badania w podmiejskim Lubartowie. I jak to w Polsce bywa, zakończyło się to dla niego ogólnie wrogim nastawieniem otoczenia, bezinteresowną zawiścią kolegów po fachu oraz blokowaniem rozwoju kariery. Głównie ze strony skostniałego aparatu uniwersyteckiego i partyjnego (podówczas). Zapewne i te czynniki przyczyniły się do jego emigracji za Atlantyk. Działo się to czterdzieści lat temu (z okładem). Nie za wiele jednak w kwestii tej zmieniło się i dzisiaj. Dlatego ramy tego artykułu stanowić będzie pochylenie się nad stanem nauczania wyższego w Polsce in general.
W mailu, jakiego dostałem od Łukasza w lutym 2010r., opisuje on swoje wrażenia z pobytu na praktykach w Szkocji. Pozwolę sobie na obszerniejszy cytat: „Było bardzo konkretnie - fajna robotka na uczelni, postęp technologiczny wyprzedzający nas o lata świetlne. W szczególności podejście do nauczania. Ach jak brakuje mi tych bystrych profesorów :D Ogólnie wyjechałem przez taką organizację IAESTE (skrót od International Assosiation od Exchange Students for Technical Experience :P) [Łukasz studiuje biotechnologię – przyp. Sed3ak]. W tym roku jadę z tego samego programu na lipiec i sierpień do... uwaga INDII! konkretniej do Manipal Technical Institute of Technology. Praktyka będzie polegać na badaniu substancji elektrooptycznych pochodzenia biologicznego :P Czekam jeszcze tylko na akceptację i bookuje bilet”. Z opowieści znajomych, zwiedzających zagraniczne uczelnie wyższe w zasadzie przewija się jeden i ten sam motyw. Te wspomniane przez Łukasza „lata świetlne” w kwestii nauczania, nauki i urządzeń mających tę naukę pozwalać przyswajać, zgłębiać i rozwijać. Ale – jak się okazuje – nie tylko. Oddajmy głos Łukaszowi, zapytanemu o stan zimowej sesji egzaminacyjnej: „Na Uczelni lipa jak zawsze, niby do przodu ale jak tak wygląda kształcenie to nie dziwie się, że później nie ma pracy :D Sztuka dla sztuki w większości”.
Wrzucę i swoje trzy grosze, gdyż Łukasz trafił w sedno problemu (w owo: „l'art pour l'art.”.). Przykład z zakończenia swoich studiów, gdy w zasadzie samodzielnie próbowałem przeforsować projekt przeprowadzenia na wydziale prawa symulacji rozprawy sądowej. Mój Boże, jakich bzdur ja się nie nasłuchałem od swojego opiekuna, próbującego zdeprawować moje studenckie odchylenie. Że jak wyjdzie coś nie tak, to rada wydziału każe zamknąć sekcję ową symulację przygotowującą. Że niepostawienie przecinka w scenariuszu zakończy się „wstydem i kompromitacją”. Że jestem niekompetentny i mam – to był mój ulubiony zwrot – „ubogi zasób słownictwa” (to o treści dwudziestostronicowego scenariusza). Jakoś nadzorującego naszą akcję doktorkowi nie przyszedł do zakutego łba pomyślunek, że sama inicjatywa w przeprowadzeniu czegoś tak nowatorskiego, może być dla rady wydziały pozytywnym znakiem, że sekcja działa, rozwija się i ma się dobrze. Zresztą, szkoda doprawdy gadać!
***
Przejrzałem ostatnio statystyki dotyczące polskich uczelni wyższych i ich miejsca w rankingach światowych. Przyznam się szczerze wstyd w ogóle o tym pisać. Najlepsza polska uczelnia – Uniwersytet Jagielloński – uplasowała się „już” w czwartej setce zestawienia i sklasyfikowana została na 304 miejscu. Wypada tylko pospieszyć z gratulacjami i wręczyć kwiaty, a’ la minister Grabarczyk. Dalej notowane zostały jeszcze: Uniwersytet Warszawski (364 miejsce), Politechnika Warszawska i Uniwersytet Łódzki (miejsca niedookreślone, pomiędzy 551 a 600). I może ciężko się nawet dziwić, skoro wydatki polskiego budżetu na naukę wyniosły w roku 2009r. 0,33% PKB. I ta haniebna średnia – plasująca nas w klasyfikacji państw inwestujących w postęp naukowy na poziomie krajów afrykańskich – utrzymywana jest od 1990r. Stale!
Ciekawym posunięciem na tym tle wydaje się być inicjatywa rządu Donalda Tuska w kwestii zasady przyznawania stypendiów studenckich. Pomysł jest stosunkowo świeży, bo pochodzący z wiosny tego roku. Zgodnie z nim, rozmazane mają zostać zasady przyznawania stypendiów naukowych. Zamiast stałego kryterium, w postaci średniej ocen ze złożonych egzaminów, wprowadzono zasadę, zgodnie z którą tylko pewien procent studentów (ok. 10%) gratyfikowanych zostanie wsparciem finansowym za przykładną naukę przez rok akademicki (tzw. stypendium rektora). Reguła ta przyjęta została na kilku uczelniach wyższych dobrowolnie. Teraz stanie się prikazem odgórnym.
Rozwiązanie takie nie tylko jest sprzeczne z podstawową zasadą zarządzania, zgodnie z którą bodziec finansowy, aby był skuteczny musi być stały (nie powinno się go zmieniać w trakcie okresu, w jakim obowiązuje) oraz określony (mieć stałe kryteria), ale również zniechęca do pogłębionego studiowania. Jednocześnie bowiem z kombinacjami przy stypendiach naukowych rozrośnie się przestrzeń przyznawania stypendiów socjalnych. Tutaj rząd również zachachmęcił. Każdy kto mógł zapoznać się z mechanizmem przyznawania tych zapomóg wie, że naprawdę w ostatniej kolejności chodzi w nich o to, czy ktoś jest ubogi i tego świadczenia rzeczywiście potrzebuje. Proceder ten kręci się w znacznej mierze w około kombinacji, lewych zaświadczeń, przeinaczeń w oświadczeniach o dochodach rodziców itd., itp. Zresztą, po co się uczyć, skoro można wtrynić?
Jakże to rozwiązanie jest zgodne z logiką działania tego rządu. Jak najmniej przejrzystości, jak najwięcej niejasnych machinacji i wszystko opakowane propagandą sukcesu. Szkoda tylko, że prawidłowość takiego działania sięgnęła również obszarów nauki i szkolnictwa wyższego. Owszem, trzeba oddać minister Kudryckiej sprawiedliwość. Wdrożenie pomysłu, zgodnie z którym studenci zamierzający rozpocząć studia techniczne uposażani są tysiączłotowym stypendium, zasługuje na słowa pochwały. Ileż można produkować na rynek pracy socjologów, politologów i marketingowców? Jednakże inicjatywy rządu w tej sprawie niosą znamiona działań punktowych i sporadycznych, a nie opracowanego wieloletniego planu liniowego.
***
Ludzie tacy jak Łukasz – młodzi, naprawdę wykształceni, inteligentni i z większych miast – w pierwszej kolejności zapewne wyemigrują z Polski. Mają ku temu podstawy. Znajomość języków, dobre kwalifikacje, obrotność i duża mobilność. Nie patrząc nawet na jego indywidualne przekonania polityczne to nasz kraj nie ma mu za wiele do zaoferowania. Po cóż więc miałby gnieździć się w nieperspektywicznym państewku? Bo było powstanie i papież-Polak od kremówek? Do me a favour…
I wydaje się, że problem wycieku wartościowej tkanki społecznej, to nie bolączka tej, czy innej partii. Tego, czy innego rządu. Dr Burzyński mógł zrobić karierę na niekonwencjonalnym leczeniu nowotworu w Stanach, gdyż betonowy układ polskiej profesury nie był w stanie realnie odpowiedzieć na wyzwanie rzucone mu przezeń. Czy to przypadek, że w cytowanym przeze mnie rankingu dziesięć pierwszych miejsc zajmują uniwersytety amerykańskie?
A my? Ile jeszcze jednorodnych talentów stracić będzie musiała Polska, aby coś w kwestii rozwoju nauki drgnęło?
Epilog
Dostałem dzisiaj wiadomość od Łukasza. Wyjaśnił mi dość precyzyjnie na czym polegała jego praktyka w Indiach. Ponieważ nie zrozumiałem z tego ani słowa ograniczę się do cytatu: „Co do tych Indii to dokladnie robilem Ekologiczna synteze BPA (polimer stosowany m.in. w monitorach w laptopach), projekt na zlecenie amerykanskiego General Electric. W tej chwili zatwierdzana jest publikacja z tych badan, gdzie w koncu mozna odszukac moje nazwisko ;)”. Można powiedzieć, że jest też hepiend. Być może Łukasz zostanie w Polsce… Właśnie dostał propozycję robienia doktoratu!
Źródła:
1. Biogram dr Burzyńskiego na polskiej Wikipedii,
2. Biogram dr Burzyńskiego na angielskiej Wikipedii,
3. „Koniec stypendiów za wyniki w nauce. Studenci są wściekli!”,
4. „Nauka polska przed widmem zapaści”,
5. „Burzynski, Cancer is Serious Business” [pierwsze trzydzieści minut dokumentu].
Poza artykułem: Po napisaniu powyższego tekstu jego autora naszła niedająca się powstrzymać ochota do ułożenia palety z kartonów wina… :-)
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie