Temat już trochę przebrzmiały, postanowiłem jednak wrzucić go na tapetę, bo i mam swoje trzy grosze do dodania. Chodzi o wywiad posłanki Joanny Muchy dla partyjnego periodyku „POgłos", który został potępiony w czambuł przez wielu komentatorów. I chociaż każdy kto trochę obserwuje moje wpisy wie, jaką alergię mam na punkcie Platformy Obywatelskiej i polityków tej frakcyji, to jednak uważam że lubelska posłanka nie zasłużyła na tak przygniatającą krytykę. Idąc na sztorc głosom potępienia mam pewne wątpliwości.
***
Joanna Mucha, w być może nie dość zgrabnych słowach, starała się dotknąć problemu, który i ja dostrzegam w naszym społeczeństwie. W skrócie (czyt.: wielkim skrócie) posłanka PO liznęła tematu roszczeniowej postawy przytłaczającej części Polaków, a zwłaszcza ludzi starszych. Ale zanim temat rozwinę, kilka słów wprowadzenia. W przeciwieństwie do niektórych wywiad z posłanką Muchą w „POgłosie” przeczytałem w całości. I trzeba mieć naprawdę wiele złej woli, aby dokonać takiej nadinterpretacji słów lubelskiej parlamentarzystki. Stwierdzenia o „braku sensu operowania biodra u 85-latki” i „chodzeniu do lekarza, jako o rozrywce dla osób starszych” to w zasadzie jedyne mogące uchodzić za kontrowersyjne wypowiedzi. Pod warunkiem, że wyizoluje się je zupełnie z kontekstu. Nie, nie uważam że same w sobie znaczą coś innego, niż w zestawieniu. Sądzę jednak, że ich interpretacja przez komentatorów odbiega od wymowy wywiadu.
Czy posłanka PO ma rację tak opisując przyzwyczajenia starszej części społeczeństwa? Poniekąd – a i owszem. Weźmy na tapetę dwa przykłady „darmochy”, z której korzystają osoby leciwe.
Pierwszy, autobusy podmiejskie w dowolnym większym mieście kraju. Godzina 6.00, 7.00 rano. Podmiejszczaki zapchane po ostatni kąt staruszkami. Dokąd Ci jadą? Na targowisko, po tańsze produkty na obiad, do „sąsiadki” z drugiego końca miasta? A może w podmiejskie tournee? Zwróćmy uwagę na to, że nawet jeśli skromna polska emerytura, czy renta nie wystarcza na wystawne zakupy, to przecież nie ma potrzeby zrywać się o świcie i pędzić na rozkładane dopiero co jarmarczne stoiska. W większości przypadków osoby starsze chętnie korzystają z komunikacji podmiejskiej, gdyż jest to przykład państwowej „darmochy” (przejazdy autobusami podmiejskimi przysługują tym grupom społecznym nieodpłatnie). Państwo zabiera obywatelom pensje na podatki, składki, dodatkowe składki i cholera wie co jeszcze, także obywatel (podkreślenie: nie tylko starszy) korzysta z dogodnej sposobności na oskubanie RP. Byle tylko przejechać się ze dwa, trzy, a może i więcej razy. Tak żeby wyjść te parę złoty na plus i odebrać to, co „rząd zabrał”. Zakład, że nie chodzi o żadne poranne zakupy, które pewnie niewiele drożej można by zrobić w hipermarkecie, tyle że o 9.00?
Na wielu portalach internetowych (chociażby demotywatory.pl), czy w prywatnych rozmowach ze znajomymi z większych miast można usłyszeń te same historie. Staruszka, nie bacząc na żadne okoliczności domaga się miejsca siedzącego w autobusie. „Bo jej się należy, a młody może jeszcze postać!”.
Drugi przykład podawałem już wcześniej w komentarzu do wpisu Cezarego Krysztopy. Opowiadała mi kiedyś znajoma radczyni prawna, że w momencie w którym w sądowych sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych ustanowiono opłatę stałą (nie stosunkową; pracownik i ubezpieczony w tym odrębnym postępowaniu są zwolnieni od kosztów sądowych z mocy prawa) w wysokości 30 zł od pism odwoławczych liczba apelacji, kasacji, zażaleń, skarg kasacyjnych i podobnych spadła o m/w o 70%. Dlaczego? Czyż pracownik, który procesując się z pracodawcą o grube tysiące (a czasami setki tysięcy) z różnych tytułów (np. odszkodowanie za mobbing, za bezpodstawne wypowiedzenie stosunku pracy lub warunków płacy lub pracy itd.) nie jest w stanie kopsnąć trzech dych, żeby opłacić pismo zaskarżające niekorzystne dla siebie rozstrzygnięcie (nawet incydentalne postanowienie)? Jak widać nie może. A świadczy to o dwóch rzeczach: po pierwsze, że w momencie, w którym kończy się darmocha zadziwiająco szybko upada duch walki o swoje prawa oraz po drugie – że w większości przypadków pracownicy wykorzystywali korzystne dla siebie rozwiązania procesowe, tylko dla szykanowania pracodawcy i sądowego pieniactwa. Oba te przyczynki jak ulał pasują do Polaka Roszczeniowego.
No bo jak to? „Przecież mi się należy!” – woła oburzony obywatel, zgodnie z dewizą: Jeszcze Polska nie zginęła, póki my z niej żyjemy (i ciągniemy)!
***
Słowa posłanki Joanny Muchy zostały zinterpretowane, jako szykana Partii Ludzi MWzWM wobec elektoratu gorzej usytuowanego, czyli SGWzMM. To spore nadużycie. Jak to się żartowało za czasów podstawówki: nadinterpretacja metafory. Nie przeczę, że takie głosy pogardy w samej PO, u części jej aroganckiej wierchuszki mogą się pojawiać. Jeśli jednak przeczytamy wywiad od A do Z, to jego wydźwięk jest zgoła inny.
Przyznam się szczerze, że z większości tezami lubelskiej posłanki się zgadzam. Nie chodzi o twierdzenia odnośnie „operowania biodra” i refleksje o „rozrywce u doktora”. Polski system zdrowotny wymaga reformy i to raczej w duchu niemieckim (częściowa odpłatność), niż brytyjskim. Joanna Mucha dodatkowo podaje jako przykład system singapurski i wspomina o potrzebie wdrożenia jakiegoś pilotażowego programu w Polsce wzorowanego na takowym. Tak, prawdą jest że jej partia przez ostatnie 4 lata przetknęła przez parlament jedną ustawę, pisaną tak, jakby miała celowo skusić Prezydenta Kaczyńskiego do weta. Ale od ponad 10 miesięcy o reformie służby zdrowia ani widu, ani słychu. A przecież kandydat na prezydenta – Bronisław Komorowski, procesował się o kwestię „prywatyzacji służby zdrowia”, jak rycerz o cześć swej białogłowy. Na dzień dzisiejszy „darmowe” wizyty u lekarzy (tj. bezpośrednio nic nie kosztujące) napędzają popyt, a tym samym zwiększa się cena poszczególnych usług. A system wynagradzania lekarzy doprowadza do takich absurdów, że (cytat za posłanką Muchą): „Znam dyrektora szpitala, który jest w stanie załatwić sobie w NFZ kontrakt na wykonywanie operacji biodra na tak wysokim poziomie, że nie może go przerobić. W związku z tym zamierza zwozić ludzi z domu spokojnej starości, bo tam właściwie każdy kwalifikuje się na operację biodra. Tylko jaki jest sens wykonywania takiej operacji u 85-latka, który nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje?”
I jeszcze jedna kwestia. „Muchagate” pokazuje sztuczność wykreowanego przez mainstreamowe media podziału na MWzWM i SGWzMM. Miał on wartościować i stygmatyzować jednocześnie. Jedni są lepsi, mądrzejsi, tryskający witalnością i Ci głosują na Jedynie Słusznego Kandydata, a reszta ciemnego motłochu popiera Kaczyńskiego. Wielka nieprawda, która zatruła i obudziła w społeczeństwie demony. Mam wielką nadzieję, że ktoś kiedyś za tę niegodziwość beknie.
Tymczasem podział społeczeństwa przebiega wedle innego kryterium zasadniczego. Dokonuje się on wedle rozdziału na tzw. polactwo, czyli pokolenia Polaków zdegenerowanych obywatelsko, wyrosłych korzeniami z PRLu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, cechujących się nieopisaną potrzebą skubania państwa, „które i tak im nic nie dało” oraz na resztę obywateli, dla których hymn narodowy ciągle jeszcze rozpoczyna się słowami, takimi jakimi się rozpoczyna.
Wybrane fragmenty wywiadu z posłanką Joanna Muchą z „POgłosu”:
Fragment pierwszy: „W służbie zdrowia jest coś, co nazywamy hazardem moralnym. To zjawisko polega na tym, że jeśli coś oferowane jest nam za darmo to mamy skłonność korzystać z tego ponad miarę. Przejawia się to zarówno w zbyt dużej w stosunku do potrzeb liczbie wizyt pacjentów, jak i z drugiej strony w tym, że lekarze nakłaniają pacjentów do częstszego korzystania z opieki zdrowotnej niż jest to potrzebne.
Jeśli lekarz ma płacone za każdą wizytę, to zamiast przyjąć pacjenta dwa razy, przyjmie go cztery, sześć albo i więcej razy. Jeśli to pacjent kontroluje koszty, nie da się lekarzowi naciągnąć. Poprosi o podanie informacji przez telefon o tym, jakie badania ma wykonać, zanim przyjdzie na wizytę. Ten mechanizm powoduje, że wszystkim stronom opłaca się patrzeć na pieniądze, ale jednocześnie dbać o zdrowie. Pacjent, który zaniedba swoje zdrowie za chwilę będzie musiał wydać więcej”.
Fragment drugi: „Mamy też niedostatki w jeszcze jednym elemencie – nie boję się tego powiedzieć – jest nim etyka lekarska. Nie chcę powiedzieć, że tak robią wszyscy. Chcę powiedzieć, że określone rozwiązania systemowe będą premiowały pewne zachowania. Dlaczego robimy teraz tak dużo cesarskich cięć? Ano dlatego, że opłaca się je robić”.
Fragment trzeci: „– A może jednak warto edukować społeczeństwo tak, by było skłonne przyjąć takie rozwiązania, jak w systemie singapurskim? Bo to by rozwiązało problemy, o których Pani mówi i zarazem ułatwiło życie pacjentom. Teraz np. w związku z limitami mieszkańcy Warszawy na operację usunięcia zaćmy jeżdżą do Kalisza.
To kolejny przykład braku i zarazem potrzeby monitoringu. Znam dyrektora szpitala, który jest w stanie załatwić sobie w NFZ kontrakt na wykonywanie operacji biodra na tak wysokim poziomie, że nie może go przerobić. W związku z tym zamierza zwozić ludzi z domu spokojnej starości, bo tam właściwie każdy kwalifikuje się na operację biodra. Tylko jaki jest sens wykonywania takiej operacji u 85-latka, który nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje? Nie chciałabym wyjść na kogoś, kto w czambuł potępia polskich lekarzy. Są wspaniali, ale system niestety skłania do poszukiwania nieetycznych rozwiązań”.
Fragment czwarty: „– Jeszcze raz zapytam o system singapurski, on się wydaje odpowiedzią na większość bolączek polskiej służby zdrowia. Skąd założenie, że ludzie go nie zechcą?
–Moim zdaniem jest nie do wprowadzenia w Polsce. On ma bardzo wiele wrażliwych miejsc. Np. starsi ludzie przyzwyczajeni do traktowania wizyty u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki.
– I nie da się wyłączyć starszych pań do innej puli?
– Dlatego mówię o pilotażu dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi. I to byłoby bardzo ciekawe, ale i dramatycznie trudne, bo trzeba by było obniżyć im składkę zdrowotną tak, aby część środków lokowali sami na swoich kontach ubezpieczeniowych. To nie jest łatwe. Licząca 4,5 mln populacja Singapuru jest nieporównywalna z populacją polską. Od poziomu mniej więcej 6 mln obywateli systemy się w dramatyczny sposób komplikują. Najważniejsza rzecz w tym systemie to kontrola pacjenta nad lekarzem. Może kiedyś przyjdzie czas, żeby się nad takim rozwiązaniem pochylić”.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka