Sed3ak Sed3ak
1019
BLOG

Teraz już można (Do widzenia, Platformo!)

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 10

Biletem wstępu do elitarnego grona „młodych, wykształconych i z większych ośrodków” jeszcze do niedawna były kryteria nader rozdęte. Można wręcz powiedzieć, że szyte na faszystowską nutę. Miejsce pochodzenia, wiek i niewiele mówiące kryterium zdobytej wiedzy (w warunkach podupadania większości polskich uczelni wykształcenie dających). Coś się jednak zmieniło. „Z jednej strony – tak przynajmniej thinkują MWzWM – jesteśmy lepsi i rozumniejsi od tej ciemnej masy. Ale z drugiej mańki…”. No właśnie.

List jednego

Jeszcze do czasu opublikowania „Listu Marcina Mellera do Partii”, który wbrew oczekiwaniom rządzącej mafii nie wywołał oburzenia, pewnych rzecz nie można było robić. Ani krytykować, ani powątpiewać w jedynie słuszną linię Partii vel. Platformy. Rozum jednak się buntował. Wykształceni, dobrze prosperujący młodzieńcy z większych ośrodków musieli w swoich pojemnych mózgach pomieścić rozlewający się aż po sam czerep dysonans poznawczy.

Bo jak inaczej, niż przez udowodniony przez psychologów proces racjonalizacji zagrożenia, wytłumaczyć można wszystkie te fenomeny, jakie obrodziły pod rządami PO w ciągu bez mała 4 lat rządów? Z jednej strony głosujemy na Komorowskiego, bo to przedstawiciel Polski Jasnej. Niemniej jednak, jak pogodzić jego podejście do in vitro, sprowadzające się do zawołania: „jestem katolikiem, czyli jestem za życiem, czyli jestem za in vitro”? W domyśle: jestem za in vitro, ale dla „zdrowego potomstwa”. Coś tu nie gra, coś do siebie nie pasuje. A swoim nazwiskiem trzeba żyrować nowego prezydenta.

Z jednej strony, z telewizyjnego nadajnika dochodzi do odbiornika w mózgu wiadomość: Kaczor (nieważne który) to burak, a Bronisław Komorowski to nasz (czyli MWzWM) prezydent. Ale już po kilku miesiącach prezydentury widać, że walone przy pierwszych lepszych nadarzających się okazjach komory to nie żadne wpadki (których Komorowski zanotował już sporo więcej niż jego poprzednik), tylko zwyczajny brak ogłady, taktu i doświadczenia w wielkiej polityce. Coś w głowie takiego przedstawiciela Polski Jasnej doskwiera. Gdy dodatkowo ktoś z lemingów… przepraszam MWzWM, sięgnie po pierwszą lepszą biografię zmarłego Prezydenta lub przeczyta krótką notkę na Wikipedii, wnet go trąci. Jak to profesor prawa? Z rodziny inteligenckiej? Działacz „Solidarności”? Pogromca polskiej mafii? I tak rozdźwięk narasta, rozpycha się łokciami i przeszywa mózgową korę.

Z czasem – ale do tego potrzebny jest wyraźny impuls, taki znak „że już można” – dochodzi do świadomości MWzWM, że przy zmarłym Prezydencie obecna głowa państwa wydaje się być co najwyżej zdegenerowanym wielopokoleniowym kazirodztwem prowincjuszem, potrafiącym wysłowić się tylko prostymi zdaniami. Doprawdy, ciężko jest własnym nazwiskiem w towarzystwie ludzie obytych poręczać za takową personę.

***

Sprawa nie sprowadza się tylko do pałacu prezydenckiego. Wejdźmy w czwarty rok rządów PO i PSLu. Już dawno temu skończyła się dyktatura PiS-u, której ciemięstwo doprowadziło do zatrzymania doktora G. (adresata ponad 50 >>słownie: pięćdziesięciu<< zarzutów prokuratorskich). Zmienił się klimat, dobiegł końca obciach, przypieczętowano zamknięcie rozdziału „kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej”. Tak myśli typowy MWzWM. Dobre to… ale tak to przecież na góra rok, albo dwa. No, może dwa i pół.

My jednakowoż przecież głosowaliśmy „za”. My, tj. młodzi i zdolni, co chcieliśmy rozwijać się w kraju, a nie zmywać po grubasach w angielskich knajpach i barach. Przecież był jakiś program, jakieś cele i zamierzenia. I taki MWzWM (może poza blogerem sanoviusem, który otwarcie przyznaje że na PO zagłosuje z tej m.in. przyczyny, że nie spełniła żadnej obietnicy wyborczej – to przypadek kliniczny) zaczyna główkować. „Nie mogliśmy dopuścić do wyboru na urząd prezydenta Jarosława Kaczyńskiego, bo ten zabroniłby nam bzykać się bez ślubu” - główkuje. Oczywiście, w umysły takie docierają promienie racjonalizacji i pytania: niby w jaki sposób mógłby nam zabronić? Ale idźmy dalej. „Wybór Kaczyńskiego oznaczałby recydywę IV RP. Ale to by oznaczało, że IV RP trwała aż do 10 kwietnia 2010r.!” Dysonans uderza o czerep mocniej i mocniej! Nasz Ukochany Przywódca, pan premier Donald Tusk (ten co mu poniektórzy „wbijają szpilki – to nie ludzie, to wilki”), daje uroczyste słowo honoru i ręczy, że z Panem Zgodą zbudują. Potrzebuje go w Pałacu Namiestnikowskim, aby dokończyć reformy i rozpoczęte dzieło modernizacji kraju. A z drugiej strony, pierwszą rzeczą jaką robi po wyborze partyjnego kolegi to zapowiedź (tym razem spełniona) podwyżki powszechnego i dotykającego bezpośrednio wszystkich obywateli podatku od towarów i usług (VAT).

Miał być – jak za Jaruzelskiego, „drugi etap reformy gospodarczej”. Ale przecież nie było jeszcze pierwszego. Mało tego, okazuje się że modernizacja kraju w wykonaniu duetu Tusk-Komorowski ma polegać na niezmienianiu niczego. Niby dociera z telewizyjnego nadajnika, że żyje się lepiej, ale stają koleje, a minister za nie odpowiedzialny odbiera prezesom premie, których jeszcze nie zdążył przyznać. I taki MWzWM thinkuje, że „taką ciemnotę to można elektoratowi Kaczyńskiego sprzedawać, ale przecież nie nam…”.

W mediach od 10 kwietnia w dość hermetycznym wydaniu serwuje się pospolitemu odbiorcy, że za organizację wizyty Prezydenta Kaczyńskiego odpowiedzialna była jego kancelaria (tylko i wyłącznie). Ale przecież piloci nie pochodzili z prywatnych zasobów kadrowych Lecha Kaczyńskiego, tylko z podlegającego pod MON 36. SpecPułku. Przygotowaniem i zabezpieczeniem wizyty zajmuje się MSZ i MON oraz podlegający pod MSW BOR. Wszystko – jakby nie patrzeć, domena rządu Donalda Tuska. I znów, taki przeciętny MWzWM czuje podświadomie, że mu się upycha szajs. Ale przecież za rogiem jest Kaczyński, który idzie przez Krakowskie Przedmieście z pochodniami. „A jak teraz idzie z pochodniami, to kto wie, może jutro wyjdzie z pancerfaustami?” – jak to rozumuje sztampowy leming.

Idą na warsztat kolejne przykłady, a dywergencja rośnie. „Nie róbmy polityki, budujmy drogi” – zachęca pan premier z bilbordów w kampanii z listopada. A już w grudniu kasuje fundusze na wszystkie ważniejsze połączenia między miastami. „Szczęśliwie sprywatyzujemy stocznie i znajdziemy inwestora, bo inaczej minister Grabarczyk pożegna się ze stanowiskiem”. A tu co u licha?! Grabarczyk nadal jest, a stoczni już dawno nie ma…? Czary, hipnoza? Rosnący dług publiczny to norma, bo Japonia ma jeszcze większy, więc i my możemy popuszczać pasa. Ale już w parę miesięcy pod tych zapewnieniach kradnie się Polakom pieniądze z OFE. I to jeszcze ukradkiem, w sylwestrową noc! Zły Kaczyński blokował przekształcenie szpitali w spółki prawa handlowego. Kaczyński już nie żyje, ale jego wszechogarniająca „mania blokowania” przeistoczona i doglądająca z wawelskiego sarkofagu nadal paraliżuje rząd, który od 4 lat nie potrafi przepchnąć przez parlament ustaw zdrowotnych.

Na koniec wisienka na torcie. Po katastrofie smoleńskiej „państwo zdało egzamin”. I to tylko dlatego, że się nie zawaliło. To też pewnie przeciętnego leminga zastanawia. Państwo by się nie zawaliło, gdyby w sposób rzetelny i w miarę szybki wyjaśniło śmierć swojego Pierwszego Obywatela. Z jednej strony najważniejsze osoby w państwie wożą najlepsi wojskowi piloci, z drugiej zaś – raport wyjaśniający przyczyny tragedii, sporządzony przez – jak deklarowano – niezależne ciało, wskazuje że ów piloci zachowali się jak otępiali kretyni, wpuszczając Tupolewa na brzozy i pozwalając mu roztrzaskać się w tamtejszym błocie. Tymczasem premier – co raz zapewniający, że wybraliśmy najlepszą drogą do poznania prawdy – zdaje się w swoim piarowskim, berserkerskim szale nie dostrzegać tej oczywistej prawdy, że śledztwo w sprawie śmierci politycznego wroga oddał w ręce tegoż właśnie wroga (prywatnie mordercy Litwinienki i Politkowskiej).

Proces racjonalizacji takiego bombardowania propagandą nie wytrzymuje. Umysł, albo w końcu zwycięży, albo podda się schizofrenii. Koniec końców, cesarz okazuje się być nagi. Nie można być jednocześnie młodym i wykształconym, a z drugiej strony uwierzytelniać tez wskazujących na nas, na MWzWM jako na kretynów. Marcin Meller dał znać – teraz już można!

***

Od początku roku miarka się więc przebiera. Teraz i Platforma jest wieśniacka i obciachowa. Sondaże, a przynajmniej ich noworoczna tendencja wskazuje, że partia Tuska straciła jakieś 30-40% elektoratu. Znudzonego i sfrustrowanego. Jak głoszą plotki, które dla polityki są czymś takim, jak w normalnym życiu oficjalne komunikaty, główny marketingowiec Tuska szuka sobie nowej posady. Dlaczego? Bo on już wie, a premier się tylko domyśla. Ostachowicz już wie, że tendencja jest nieodwracalna, a kilka procent poparcia nad PiSem, w sytuacji totalnej porażki polityki mistyfikacji i politycznego marketingu może za jakiś czas sprawić, że jego nazwisko będzie figurowało na liście głów do ścięcia. Że Tusk – jak ma to w zwyczaju, może obwieścić urbi et orbi, że on chciał reformować, ale mu ten Rasputin Ostachowicz nie pozwolił, bo omotał jego Gosieńkę i wykorzystywał w swych knowaniach ukochaną córeczkę Kasię.

W co pójdą „sieroty po Donaldzie”? Jak słusznie wskazuje blogerka grazss, być może nie pójdą w nic, bo szerokim łukiem będą omijać wybory przez następną dekadę. Rozmiar ściemy PO jest czynnikiem mogącym powodować u fanatycznych lemingów uszczerbek ducha. Najbardziej prawdopodobnym wyjściem jest to, że MWzWM przejdą do zrebrandowanego SLD. Napieralski z jego wypowiadaniem konkordatu, to dobre podglebie na kurację uzdrawiającą. Problem w tym, że dopóki żelazny (tj. betonowo-komunistyczny) elektorat nie wymrze wszystek, trudno będzie się „młodym profesjonalistom” odnaleźć na jednej fotografii z Jaruzelskim, Kiszczakiem, czy Urbanem.

Nie wykluczone, że jakaś grupa niedobitków przejdzie do nowego PJN i ich „pionków”. Problem w tym, że na dzień dzisiejszy cała ów partia jest w stanie pomieścić się w windzie, a jej kluczowe twarze nie zamierzają odstawiać stołków w PE. O samym programie też powiedzieć coś więcej niż tylko „w budowie”. A może Ruch poparcia Janusza Palikota? Niekoniecznie. Z pajacami to już tak jest, że fajnie się pośmiać z niego samego (najlepiej w cyrku), ewentualnie z jego żartów i móc pochwalić się w towarzystwie, że się ów pajaca zna. Ale już publicznie przyznać się do faktu, że z tym samym pajacem zamierza się wziąć do budowy czegokolwiek i tym samym podstawiać nazwisko pod każdą wypowiedzianą lub nawet nie bzdurę – co to, to nie! Palikot tego nie rozumie. I może dobrze, jeden chwast z zachwaszczonego pola mniej.

Transferu z PO do PiS spodziewać się nie należy. Wiadomym jest, że partia Donalda długo już na anty-PiSie nie pociągnie. Jednakże przejście z jednego obozu do drugiego (dodajmy: wrogiego obozu) oznaczałoby złamanie zasady lojalności. A w mafii to jedyna obowiązująca zasada, od której wychodzą wszystkie inne. To tak jakby w wojnie pomiędzy Hitlerem, a Stalinem cały czas trzymać stronę tego pierwszego, żeby później nagle dokonać zmiany. Powiedzmy, że samokrytyka to najmniejsze z minimów, jakie śmiałek na krok taki się decydujący musiałby spełnić.

***

Jak więc będzie w dnie jutrzejszości? Obecna ordynacja wyborcza preferuje mniejsze ugrupowania. J. Kaczyńskiemu wystarczy 33 – 37% zdobytych łącznie z PJN (pod warunkiem, że ta wchodzi do Sejmu) i koalicja z PSLem. Nie odrzucają weta, ale mają większość i mocną wymówkę dla wyborców. Poza tym, istnieje możliwość dobijania targów z lewicą. Koalicja wszyscy przeciw PO jest raczej fantastyką. W drugą stronę (wszyscy przeciw PiS) już niekoniecznie. Powstaje bowiem coś na wzór Frontu Jedności Narodowej, któremu patronuje prezydent Komorowski i okalający go dwór politycznych martwaków z b. UW. Platforma popuszcza postronki i oddaje część władzy. Lewica wrzuca swoich ludzi („starych fachowców”) do służb i wydzielonych spółek SP. PSL trwa na swojej synekurze. Ochłapy – na zachętę, dostają „pionki” (powiedzmy politykę społeczną i Joannę Kluzik-Rostkowską na stanowisku ministra).

Taki scenariusz – niezależnie od nieznacznej wygranej PiSu lub też nieznacznej przegranej, najbardziej odpowiada pewnie samemu Kaczyńskiemu. Zdaje on sobie sprawę z faktu, że taka konstelacja musi w przeciągu połowy nowej kadencji doprowadzić do upadku w ten sposób uformowanego rządu. Nie wytrzyma tego albo polska gospodarka, albo ciemiężeni kolejnymi daninami polscy obywatele. Poza tym, ogólne zmęczenie Platformą i zużycie przećwiczonych chwytów i postaci (Niesiołowskiego i innych harcowników) piątym, szóstym i kolejnym rokiem rządów tej samej ekipy będzie musiało wywoływać społeczne napięcie. A na tej negatywnej fali – jak rachuje to Kaczyński, PiS może dostać ponad 50% głosów w jeszcze następnych wyborach.

Jest oczywiście – mało prawdopodobna, ale zawsze – szansa na to, że do jesieni sytuacja pogorszy się na tyle, że partia Kaczyńskiego dobije do takiego wyniku już pod koniec tego roku.

Pozostaje tylko jedno ale. Na scenie politycznej poczyna się właśnie nowa frakcja: PO-Grzegorz Schetyna. I jeśli marszałek Sejmu zechce wysiudać Tuska z fotela premiera, wtedy rebrand Platformy i publiczne wyznanie grzechów może zapewnić jej drugą kadencję spokojnego rządzenia w gnijącym kraju. Może, choć jak pokazuje praktyka – raz oszukany wyborca nie powraca do partii z niego lżącej.

A czego jak czego, ale powodów do wkurwienia wyborcy Platformy powinni mieć aż nadto.  

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka