Przyznam się szczerze, że relacje b. ministrów prezydenckiej kancelarii z 10 kwietnia 2010, zawarte w dokumencie „Mgła” są porażające. Że – z przeproszeniem – mordę wykręca.
Po pierwsze, oddanie głosu b. współpracownikom Lecha Kaczyńskiego w sprawie „zamieszania” (jak się wydaje celowego) wokół wizyty głowy państwa w Katyniu, wywołanego przez ośrodek Donalda Tuska i rosyjskiego ambasadora, stawiają włosy na głowie. Mam nadzieję, że do szerszych mas dotrze w końcu informacja, że oficjalna wizyta Prezydenta RP w miejscu kaźni polskich oficerów była zorganizowana wiele miesięcy wstecz przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jak również fakt, że premier Tusk 7 kwietnia poleciał na uroczystości rosyjskie(na zaproszenie premiera Putina).
Po drugie – sposób przejęcia władzy w państwie po śmierci Prezydenta. Sprawa nadaje się wprost pod Trybunał Stanu. Człowiek odpowiedzialny za jawne i ewidentne złamanie konstytucji nie stanie jednak przed sądem. Został wybrany prezydentem Rzeczpospolitej. Nie śmieszno – straszno!
Po trzecie – zachowanie świty Tuska w Smoleńsku, wieczorem 10 kwietnia. Doprawdy, nie przebiło się do publicznego przekazu, iż ministrowie Graś i Arabski z właściwą sobie gracją i brakiem taktu, podkreślali co rusz, iż przybywający (a w zasadzie czekający przed bramą lotniska Siewiernyj) prezes PiS przyjeżdża z „wizytą prywatną”.„Jeszcze chwila, a dam jednemu i drugiemu w mordę!” – tak sprawę relacjonował jeden z b. pracowników Kancelarii. Celowym spowalnianiem autokaru prezesa PiS przez rosyjską milicję zszokowany nie jestem – to do Tuska i jego politycznych szponów podobne.
Po piąte – Jarosław. W dniach katastrofy przez media przedzierały się naprędce zrobione dwa, może trzy ujęcia zatroskanego prezesa PiS. Tymczasem, ujrzenie b. premiera – jak się zwykło mówić – twardziela, w przytłaczającym wzruszeniu i bliskim rozklejeniu się... Doskonale uzupełnia to obraz smoleńskiej golgoty.
Po szóste – pogrzeb. Jak to możliwe, że przedstawiciele Kancelarii Prezydenta RP nie byli zwarci w oficjalną delegację na uroczystości pogrzebowe w Krakowie, tylko musieli zajmować miejsca nieobecnych „przez wulkan” przywódców innych państw? Secundo, czy aby od początku nie mieliśmy do czynienia z cynicznym, urągliwym i bezwzględnym wykorzystywaniem katastrofy smoleńskiej przez Komorowskiego, Sikorskiego i Tuska? Szokująca jest relacja ministra Sasina, że to właśnie ów trzech jegomości zamiast zajętego modlitwą nad grobem brata Jarosława, przyjmowała kondolencje od zaproszonych gości. Wiadomo, lepiej się później ogląda swoje słitaśne fotki w gazecie przy „handshake’u” z takim np. prezydentem Niemiec, co nie?
Ruszył mnie ten film. Katastrofa w Smoleńsku to trwała rana. Zdawkowo pozlepiana, wskutek działania czasu. Filmy takie jak „Mgła” ranę tę jednak otwierają. A boli ona tym mocniej, jeśli porównamy sobie to, co w kwestii jej wyjaśnienia wyprawia obecnie nasz rząd, MAK, rząd Putina, Edmund Klich oraz rosyjscy kontrolerzy lotu (którzy formalnie chyba nigdy nie istnieli).
Pamiętam, że pierwszym moim odczuciem po dostaniu informacji o katastrofie (a dowiedziałem się o niej – za sprawą dalekiego znajomego z BOR, parę minut wcześniej, niźli trąbiła o tym telewizja) była swoista satysfakcja. Wiem, że brzmieć to może trochę dziwnie. Chodziło o tryumf moralny Prezydenta Kaczyńskiego, który „ostatnim transportem do Katynia” dał przed światem testament pomordowanych tam oficerów. Miałem nadzieję, że katastrofa ta wejdzie klinem w społeczeństwo i w naród.
Już po paru godzinach jednak wszelkie złudzenia prysły. Ulatniały się, gdy widziałem w telewizorze cyniczną twarz Bronisława Komorowskiego, oświadczającemu urbi et orbi, że na podstawie doniesień prasowych przejmuje władzę w państwie. Potem był festiwal nienawiści związany z pochówkiem na Wawelu (i tym samym przerwanie żałoby), opryskliwe komentarze niektórych moich znajomych („debila chowają wśród królów”), a skończyło się to wszystko sierpniową rozpierduchą na Krakowskim Przedmieściu. W międzyczasie obserwowałem jak człowiek, wykorzystujący bez umiaru śmierć Prezydenta Kaczyńskiego w zawłaszczaniu kolejnych obszarów władzy, tryskający niekompetencją i niedostatkami w kulturze osobistej oraz etykiecie zostaje wybrany na prezydenta RP. Chwilę później musiałem wyjeżdżać zagranicę. I może dobrze...
W poniedziałkowej „Rzeczpospolitej” prof. Krasnodębski napisał: „Naród mający poczucie godności powinien po 10 kwietnia przytłaczającą większością odesłać ten rząd w polityczny niebyt, a premiera postawić przed Trybunałem Stanu […] Jeśli po takiej katastrofie jak smoleńska nic się nie stało, to trudno sobie wyobrazić, co mogłoby pobudzić Polaków, i to nie do płaczu, tylko do czynu”.
Po katastrofie smoleńskiej nie dokonano ani jednej dymisji osób za nią odpowiedzialnych. Nie tylko w rządzie, ale również służbach. Do dziś dnia telewizyjni „eksperci” bez możliwości zaznajomienia się z odczytem z rejestratora parametrów lotu stawiają tezę o błędzie pilotów, jako głównej przyczynie lotu. Przychyla się do niej również prezydent Komorowski. Co dziwne, w czasie grudniowego spotkania z D. Miedwiedewem, którym tak wszędobylsko głowa państwa się chwaliła, nie naciskał na zwrot oryginałów czarnych skrzynek przez Rosjan. Dziennikarze zajmujący się tematyką Smoleńska są wyrzucania z pracy (patrz: "Misja Specjalna"), za co w kraju demokratycznym zostaliby wyróżnieni tytułami „Dziennikarza Roku” (o tym, kto ów tytuł dostał wolę – dla zdrowotności i postępów w nauce, nie wspominać).
Zamiast tego, wąsaty prezydent (biesiadujący i gaworzący w USA o bigosie) wraz ze swoim świeżo upieczonym doradcą W. Jaruzelskim, na zmianę z grubiańskim i chamowatym ministrem Sikorskim oraz obłudnym na miarę wszechrzeczy premierem Tuskiem, tworzą warstwę rządzącą marginalizującego się kraju, w którym oddanie przymiotu suwerenności w ręce „demokratycznego” sąsiada uważane jest za „umacnianie naszej pozycji w świecie”. To chyba najważniejsze skutki katastrofy w podsmoleńskim jarze.
Naprawdę, nie jest dobrze.
Dlatego pomyślałem sobie, że może wraz z nowym rokiem, lepiej będzie porzucić konwencję prowadzonego przez siebie bloga. Myślę o zajmowaniu się w nim bardziej sprawami specjalistycznymi, czymś na wzór „blogerstwa śledczego”. Doprawdy, nie widzę sensu – po tym, co obserwuję naokoło w tzw. strefie publicznej, opisywać absurdów otaczającej nas rzeczywistości.
Pozostaję tylko w pustej nadziei, że wkrótce nastąpi odwilż i „the storm will be over”.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka