Sed3ak Sed3ak
536
BLOG

Prezydent przez małe p (o tym, jak Pan Zgoda Buduje)

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 6

 

Tak się składa, że mijają dwa miesiące od chwili objęcia zaszczytnego urzędu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej przez Bronisława Komorowskiego. Ponieważ ostatnie ostatnimi czasy gościłem za granicą i nie miałem sposobności na żywo doglądać, jak to Pan Zgoda buduje, pokusiłem się więc na mały rekonesans dotychczasowej aktywności nowego prezydenta.

Tak, zgoda buduje

Jak już wspominałem, wakacyjna emigracja z pewnością uczyniła mnie uboższym i – to tu dużo mówić, ślepym na niewątpliwe osiągnięcia nowej głowy państwa. Nie miałem np. przyjemności bezpośrednio z kraju obserwować wybudowania obiecanych przez Komorowskiego kilkudziesięciu kilometrów autostrad (z zapowiadanych pięciuset), wznoszenia nowoczesnych stadionów i pływalni (przynajmniej w zaczynie), czy wyprowadzania Polski z NATO. W ogóle niewiele widziałem z tego, jak to Pan Zgoda buduje. W gruncie rzeczy to nie dostrzegłem, żeby budowało się cokolwiek nowego, albo żeby powstała jakaś forma narodowej zgody.

Bo oto nowy prezydent postanowił rozpocząć kadencję z przytupem i jeszcze przed zaprzysiężeniem, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” nabąknął o przeniesieniu spod pałacu „smoleńskiego krzyża”, jako „symbolu religijnego”. Krzyż, jako symbol katolicyzmu (czyli religii, z którą Komorowski tak ochoczo obnosił się w kampanii) teraz został sprowadzony do roli „symbolu religijnego”. Bo Komorowski, jak większość Polaków, to hołduje katolicyzmowi selektywnemu. W skrócie – „Ja oczywiście też jestem katolikiem, ale…”. I od tego wywiadu w zasadzie rozpoczął się w Warszawie sierpniowy rozpiździec, w czasie którego zaprzysiężony już prezydent Komorowski nie pofatygował się całego sporu zażegnać (do czego w świetle konstytucji jest zobowiązany). Mało tego, niczym Aleksander Kwaśniewski w 1994r. z Sejmu, Bronisław Komorowski w roku 2010, czmychał przed problemami, wchodząc do Pałacu bocznym wejściem. Tak oto Zgoda Buduje.

Kwaśniewski na bis, a więc Władca Żyrandoli

Chociaż pierwsze kilka miesięcy sprawowania urzędu, to dla każdego polityka papierek lakmusowy, badający stopień i zapalczywość jego politycznych intencji, do dziś dnia prezydent Komorowski nie wyłożył czarno na białym założeń swojej polityki zagranicznej. A przecież, zgodnie z konstytucją, jako niezależne ciało władzy wykonawczej, razem z rządem „współtworzy (on) polską politykę zewnętrzną”. Spójrzmy na jego poprzednika – Lecha Kaczyńskiego. Pomimo obejmowania urzędu w okresie rządów rodzimej partii, potrafił on w ciągu zaledwie kilku miesięcy zarysować swój autorski pomysł na politykę wschodnią oraz politykę wobec UE.

Być może oczekujemy zbyt wiele i powinniśmy dać nowemu prezydentowi czas. Wszak te dwa miesiące to okres, w czasie którego można co najwyżej poprzesuwać w pałacowych salonach kanapy i przyczepić kilka żyrandoli. Obawiam się jednak, że na przywiązaniu do salonowej maniery prezydentura ta może ugrząźć. Bronisław Komorowski wydaje się bowiem podążać krokiem Aleksandra Kwaśniewskiego, tj. współrządzić wedle reguły: nie rób nic, a poparcie nie spadnie.

Bo czymże istotnym zajmował się przez interesujące nas dwa miesiące nowy prezydent? Niczym niestandardowym: prelekcje, ordery, kondolencje i ogłoszenie żałoby w Zachodniopomorskim. A nawet - jak doniósł ostatnimi czasy „Super Express”, Komorowski zatrudnił w pałacu nowych fotografów, aby Ci ujmowali go w dobrym świetle, nie tak jak poprzednicy Lecha Kaczyńskiego. Wszystko w trosce o wizerunek, czyli foremkę, mającą przyćmić brak treści.

Żona prezydenta – p. Anna Komorowska, zorganizowała w ostatnich dniach coś na wzór kongresu, może lepiej uroczystego spotkania, poświęconemu ochronie praw… zwierząt. Inicjatywa ze wszech miar zasługująca na aprobatę. Szkoda tylko, że zamiast być tłem dla osiągnięć małżonka, staje się jego podstawą.

Oddajmy wszak nowemu prezydentowi sprawiedliwość. W swoją pierwszą podróż udał się do naszego strategicznego sąsiada – Niemiec, w ramach tournee po osi najważniejszych państw Unii Europejskiej (Komorowski odwiedził również Brukselę oraz Francję). Należy to docenić, chociażby ze względu na stopień oceny naszej wiarygodności w zachodnich kręgach opiniotwórczych, do którego obecna władza i popierająca ją „elyta”, przywiązuje wagę niebagatelną. Pokłosiem tych wojaży jest napisany w niezwykle ciepłym (żeby nie powiedzieć lizusowskim) tonie artykuł włoskiego publicysty Enzo Bettizy (skrót tutaj). Widać jednakże wyraźnie, że linia prezydentury obrana przez Komorowskiego przyjmować będzie charakter pasywny i bezideowy, całość ciężaru prowadzenia dyplomacji, przerzucając na rząd.

A więc zgoda buduje?

Wracając jednak na krajowe podwórko, nie sposób nie zadać sobie pytania, cóż takiego Pan Zgoda (nowy prezydent) nam zbudował? Ano od nowego roku ma wejść w życie wyższy podatek VAT, czyli ta danina publiczna, która bezpośrednio uderzy w polskie rodziny (i powiedzmy sobie to otwarcie: w najuboższe polskie rodziny). Po cóż było w takim razie kłamać w debatach prezydenckich i obchodzić się swoim licznym potomstwem, skoro pierwszą decyzją rządu, przedstawioną do zaksięgowania Komorowskiemu, jest właśnie antyrodzinna podwyżka powszechnego podatku obrotowego?

Co miały udowodnić w kampanii diatryby obecnej głowy państwa: jako prezydent będę w pierwszej kolejności dbał o los polskich rodzin, bo sam mam piątkę dzieci i wiem, że trzeba wybierać: komu na buty, komu na rower, a komu na czapkę na zimę? Panie prezydencie, podpisując podwyżkę VAT-u sprawi Pan, że Pańskie problemu teraz staną się naszymi problemami! (I aż chce się złośliwie dodać: a nasze sukcesy – Pańskimi sukcesami!)

Ale z drugiej strony… pamiętacie Państwo zestawienie wypowiedziane w telewizyjnej debacie przez ówczesnego marszałka Komorowskiego. „Jestem katolikiem, czyli jestem za życiem, czyli jestem za In vitro”. Być może w podobny sposób uda się uzasadnić i tę podwyższę VAT-u. „Jestem za rodziną, czyli jestem za świadczeniami rodzinnymi z budżetu, czyli jestem za podwyższą podatków”. Kto wie? Lotnością umysłu Bronisław Komorowski wszak grzeszyć w kampanii nie raczył.

Mała prezydentura, pozorna stabilizacja

Bronisław Komorowski, jako prezydent, bardziej odpowiada urzędowi staropolskiego koniuszego. Jest raczej typem księgowego, a nawet lepiej – kimś w rodzaju namiestnika premiera w Pałacu… Namiestnikowskim. Cóż lepiej, niż ten Pałac oddawałoby charakter tej prezydentury. Nijakiej, wyraźnie regresywnej, z mimowolnie i jakby od niechcenia zarysowanym odwrotem od wartości, idei i polityki przez duże „P”.

Tak więc, pozwólcie Państwo, że ilekroć przyjcie mi jeszcze na łamach s24 komentować, czy odnosić się do Bronisława Komorowskiego, jako prezydenta, będę używał zwrotu „prezydent Komorowski”. W odróżnieniu, a może bardziej i w kontestacji dla wyrażenia „Prezydent Kaczyński”. Chcę bowiem z należytym utęsknieniem  wspominać czasy, w których Urząd Prezydenta RP obsadzany był przez człowieka, dla którego takie kategorie jak honor, ojczyzna, bohaterstwo, czy racja stanu były dalece bardziej bliskie, niż narodowa zgoda.

Zgoda pozorna, mająca być blichtrem dla ratowania – kosztem nas wszystkich, publicznych finansów oraz jak się wydaje, bezpowrotnie zmarnowanym dla Polski czasem, w którym bardziej niźli reformowaniem zapadającego się i znikającego państwa, przymierze Tuska i Komorowskiego służyć ma rządzącym Polską sitwom na syte nachapanie się z europejskiego paśnika, a popierającej ich elicie – poprawie samopoczucia i utrwaleniu wyższości nad ludźmi „niewykształconymi, starszymi i z mniejszych ośrodków”, którzy mogli sprowadzić na Polskę „wielkie nieszczęście” i „ośmieszyć nas” przed Europą, wybierając na prezydenta polityka z przeciwnej niż rządząca opcji politycznej.

Uff! A teraz, tylko patrzeć jak zgoda zbuduje.

 

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka