Poruszany ostatnio przeze mnie problem odpowiedniej kandydatury na urząd prezydenta RP nie wziął się z sufitu. Pomimo dekoracyjnych funkcji jakie wiążą się z osobą głowy państwa, esencjonalną kwestią jest odpowiednie obsadzenie tej godności. Nie dalej jak wczoraj przewodniczący Rady Programowej Stronnictwa Demokratycznego – Andrzej Olechowski, zgłosił chęć udziału w przyszłych wyborach. Uzmysławia nam to tylko, z jak kuszącą posadą mamy do czynienie, mówiąc jednocześnie sporo mniej nt. dostojeństwa i obowiązków z niej wynikających.
Powierzchownie, czy dogłębnie?
Mój szarżujący nonkonformizm nie pozwala podzielać zdania większości ankietowanych rodaków na temat oceny prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Główne zarzuty, formułowane zazwyczaj w sposób abstrakcyjny i pozwalające przywrzeć jak lep do każdej właściwe osoby, nie robią na mnie większego wrażenia. Powtórzę więc herezję – uważam prezydenturę Lecha Kaczyńskiego za dużo bardziej wartościowszą od prezydentury poprzednika.
Będąc złośliwym mógłbym się skupiać na licznych wpadkach Aleksandra Kwaśniewskiego: od magisterium, przez wódkę w Charkowie, aż po ułaskawienie partyjnego towarzysza (Grzegorza Sobotki). Zausznicy b. prezydenta czołobitnie wymieniają wiele pozytywów związanych z jego osobą (np. znajomość języków, umiejętność dialogu i kompromisowego rozwiązywania sporów). Gwoli ścisłości, ani techniczne umiejętności, wygląd zewnętrzny, czy zaliczane jak pudła w biathlonie wpadki, nie są w stanie zbudować prawidłowej oceny prezydentury.
Podobnie chaos mediów i ich kasandryczny śpiew, nie pozwalają dostrzec tego co wartościowe w prezydenturze Kaczyńskiego. W zależności od sytuacji, zalewa nas słowotok nt. „zagrożenia dla demokracji”, „ośmieszania Polski w świecie”, czy też „puszczania bąków w europejskim salonie”. Chciałbym zestawić te dwie osobowości polityczne(Kwaśniewski i Kaczyński) w kontekście prowadzonej przez nich polityki historycznej. Nie wiem, jak potoczy się kampania wyborcza w przyszłym roku i jak w niej zaprezentuje się miałki klon Kwaśniewskiego (Szmajdziński Jerzy). W pewnej jednak konfiguracji może dojść do zderzenia tych dwóch postaci. Stąd moja ich próba analizy przez pryzmat przeszłości. Analizy, która może okazać się przydatna przy podjęciu decyzji nad wyborczą urną.
Zachwiane proporcje, kulejący fałsz
Jak dla Aleksandra Kwaśniewskiego jawił się PRL? Nie mógł inaczej, jak tylko Ojczyna. Na dodatek Dobra Ojczyzna, kształtująca ludzi jego pokroju na moralne „bezkręgowce”, dająca wykształcenie, udział w apanażach oraz polityczne podczepienia. Sam Kwaśniewski przyznaje, że jest człowiekiem minionego ustroju. Fakt ten musiał odpowiednio rzutować na decyzje w prowadzonej przez niego polityce orderowej. Już w tym miejscu napomknę tylko, że miała ona swoje konsekwencje w narzucaniu społeczeństwa jedynej, mocno podkręconej wizji historii, z poszarzaniem postaci, uznawanych powszechnie za czarne oraz odbrązawianiem tych, którzy własną odwagą, męstwem i krwią wznieśli sobie pomniki trwalsze niż ze spiżu.
Leszek Kołakowski i Adam Michnik. To właśnie ich Aleksander Kwaśniewski, odznaczając Orderami Orła Białego, nazwał pierwszymi rebeliantami PRL. „Wy pierwsi sprzeciwiliście się komunistycznemu totalitaryzmowi!”. Znamienne to postacie i znamienna decyzja. Dla b. prezydenta bowiem III RP, to spadkobierca doktryny tzw. lewicy laickiej i środowiska byłych „komandosów”, którzy swój bunt (przynajmniej z początku) kierowali nie przeciwko komunizmowi, jako ustrojowi gwałcącemu elementarne prawa człowieka, ale jego szeroko pojętym wypaczeniom.
Kwaśniewski najwyższym polskim odznaczeniem uhonorował również m.in. Jacka Kuronia, czy Bronisława Geremka (absolutnie zasłużenie). Problem pojawia się jednak przy tych postaciach, do których ordery b. prezydenta nie przylgnęły. Przejrzeniu tego katalogu postaci może wiele nam powiedzieć o Polsce, którą postkomuniści i „opozycja konstruktywna” chcieli nam zaserwować po 1989r. O fundamentach, wartościach i życiorysach mających stanowić moralne autorytety i tworzyć legitymizację patologicznej i fasadowej postkomunistycznej Polski, nazywanej III RP.
Zrozumienie tej prawdy może pomóc nam w jakimś stopniu zrozumieć kondycję Polski sprzed i po 2005r. i wyjaśnić, że kraj w którym żyjemy obecnie nie wziął się z przypadku.
Wyklęci
Tę część mógłbym napisać prozą. Nie ma jednak takiej potrzeby. Wystarczy wypuścić katalog okraszony pytaniami retorycznymi. Kim byli i dlaczego zostali zepchnięci już wolnej Polsce w niebyt zapomnienia: generał August Emil Fieldorf (ps. „Nil”), komendant główny Kedywu, któremu ubecy powyrywali paznokcie i powiesili na podstawie haniebnego dekretu z 1944r.? Rotmistrz Witold Pilecki (ps. „Witold”, „Druh”), polski oficer i bohater, dający się schwytać i umieścić w obozie w Oświęcimiu, któremu po wojnie ubole zagrozili, że „zgwałcą żonę szczotką do kibla”, pozbawiając następnie życia strzałem w tył głowy (niejako dokańczając robotę NKWD z Katynia)? Danuta Siedziakówna (ps. „Inka”), sanitariuszka z wileńskiej brygady AK, nazywana przez komunistyczną bezpiekę „akowską kurwą”, rozstrzelaną na podstawie absurdalnych oskarżeń, jeszcze przed ukończeniem osiemnastego roku życia? Józef Franczak (ps. „Lalek”) ostatni z tzw. żołnierzy wyklętych, zamordowany przez SB w 1963r. w Piaskach (na Lubelszczyźnie)?
By nie targać nadto pamięci sięgnijmy pamięcią bliżej. Czy wolna Polska, ulepiona z krwi i męstwa swych ofiar, powstała na gruzie ich męczeństwa nie powinna upamiętnić: pomordowanych górników z kopalni „Wujek”, czy ogólnie prawie setki ofiar samego tylko stanu wojennego? Stanisława Pyjasa, studenta polonistyki na UJ, zamordowanego przez SB w 1977r. za przynależność do niezależnej organizacji studenckiej? Grzegorza Przemyka, maturzysty zmasakrowanego w maju 1983r. przez milicjantów w taki sposób, „żeby śladów nie było”? Zbyszka Godlewskiego, bardziej znanego pod pseudonimem „Janek Wiśniewski”, którego ofiara stała się symbolem „awanturników z Wybrzeża” i tzw. wypadków grudniowych z 1970r.? Księży: Jerzego Popiełuszki (zm. 1984r.), Sylwestra Zycha (zm. 1989r.), Stanisława Suchowolca (zm. 1984r.), Stefana Niedzielaka (zm. 1989r.), czy innych duchownych prześladowanych przez skrytobójców generała Kiszczaka?
Dlaczego wolna Polska zapomniała o żyjących jeszcze bohaterach oporu cywilnego, czy przedstawicieli opozycji tzw. destruktywnej z PRL? Wspomnę tylko o: Henryku Lenarciaku (zm. 2006r.), stoczniowcu, twórcy Pomnika Poległych Stoczniowców, który zginął w dość dziwnych okolicznościach, potrącony przez tramwaj, w kilka miesięcy po udzieleniu wywiadu dla reżysera G. Brauna do filmu „Plusy dodatnie, plusy ujemne”; o małżeństwu Gwiazdów, założycielach Związków Zawodowych Wybrzeża (w 1977r., tj. na trzy lata przed powstaniem „Solidarności”) ; czy o Annie Walentynowicz, pracownicy Stoczni Gdańskiej, której zwolnienie z zakładu (7 sierpnia 1980r.) stało się iskrą prochu doprowadzającą do wybuchu „karnawału Solidarności”?
Dlaczego kilkanaście lat oswobodzonej Ojczyzny okazało się niewystarczającymi do uhonorowania wybitnego narodowego wieszcza - Zbigniewa Herberta? Czemu tak wybitna i zasłużona społecznie, a trzykrotnie pobita przez „nieznanych sprawców” z peerelowskiej tajnej policji, postać jak ks. Isakowicz – Zaleski doczekała się wyróżnienia w osiemnaście lat po „obaleniu” komunizmu?
Wszystkie wyżej wymienione postaci, kompletnie zapomniane, pomijane, a nie rzadko szykanowane już w wolnej Polsce, zostały odznaczone różnymi państwowymi orderami przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego dopiero po 2005r. Prowadzona od kilku lat Nowa Polityka Historyczna zupełnie przesuwa punkt ciężkości i oddaje polskim bohaterom właściwe, należne im miejsce w historii. Mogę w tym miejscu jedynie ubolewać, że działania te są na tyle mało medialne i praktycznie nieodnotowywane przez media i zawsze przegrają z przeznaczonym dla półidiotów programem publicystycznym Tomasza Lisa, „Szkłem Kontaktowym” Miecugowa/Sianeckiego, czy kolejnym medialnym zajazdem Palikota Janusza.
Przy urnie
Wydaje się, że logika ojców - założycieli III RP nie uwzględniała w swojej konstrukcji upamiętnienia ofiar najszlachetniejszych spośród szlachetnych. Sytuacja ta przybierała niekiedy kuriozalne wręcz sytuacje. Dla przykładu, Aleksander Kwaśniewski, wymieniając w 60 rocznicę wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau zasłużonych więźniów obozu, odmówił tego statusu wspomnianemu wcześniej rotmistrzowi Pileckiemu, czy św. Maksymilianowi Kolbemu. Z postacią Witolda Pileckiego związany jest również zgrzyt, jaki miał miejsce w Parlamencie Europejskim w marcu tego roku. Chodzi mianowicie o sprawę ustanowienia w dniu jego śmierci Międzynarodowego Dnia Bohaterów Wali z Totalitaryzmem. Głosami m.in. polskich deputowanych projekt tej rezolucji został odrzucony. Inny, groteskowy przykład, to chociażby obchody rocznicy wyborów 4 czerwca, na których marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski, nie był łaskaw wymienić w gronie zasłużonych kobiet „Solidarności” Anny Walentynowicz.
Lech Kaczyński, dzięki swojej konsekwentnie realizowanej polityce orderowej, zdołał zawrócić pełen paradoksów bieg historii, pokazując na nowo z jakiego pnia wywodzi się III Rzeczpospolita i czym były narodowe zrywy (Powstanie Warszawskie, Żołnierze Wyklęci, Solidarność), doprowadzające nas do wolności. Odnowa moralna, która miała się stać fundamentem budowy zrębów IV RP, przynajmniej w tej (i jak dotąd tylko w tej) dziedzinie się powiodła.
Tak wielokrotnie ośmieszane przez wiodące media słowa Jarosława Kaczyńskiego o „miejscu gdzie stało ZOMO”, w opisanym przeze mnie kontekście mogą nabrać zupełnie innego wymiaru. Pamiętajmy o tym, oceniając chociażby prezydenturę Aleksandra Kwaśniewskiego, przy zestawieniu z urzędującym prezydentem. Pamiętajmy z jakiego pnia wywodzi się dziedzic b. prezydenta, lokując jego kandydaturę w takich pojęciach jak patriotyzm i polskość. Pamiętajmy o tym przy przyszłorocznym wrzucaniu kartki do wyborczej urny.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka