Lewica postanowiła postawić na młodych, zdolnych wilczków. Na wczorajszym kongresie SLD kandydatem tej partii w przyszłorocznych wyborach prezydenckich został „socjalistyczny menedżer” – Jerzy Szmajdziński. Powstaje więc zasadnicze pytanie, czy umiejętności nabyte w szeregach Partii wystarczą, aby pokiereszowana lewica wróciła na łono władzy i sięgnęła po prezydenturę?
Człowiek z pocztu
Maciej Rybiński, tworząc onegdaj poczet polskich komunistów sklasyfikował był ich w kilka grup. Jedną z nich tworzyli tzw. aparatczycy, tj. ludzie, którzy w swoim życiu nie przepracowali dotychczas uczciwie ani jednego dnia. Jest to szczególnie paskudna odmiana pasożytów społecznych, nazywanych dla niepoznaki „działaczami”. Z racji tej nazwy podlegają oni szczególnym społecznym uprzywilejowaniu.
W konwencję właśnie tej podgrupy idealnie wpasowuje się obecny poseł Szmajdziński Jerzy. Prześwietlmy jego życiorys. Jeszcze przed ukończeniem studiów ekonomicznych (1975r.) wstąpił do partii, zapewne niesiony młodzieńczym buntem i walką o ideały, i pozostawał w niej, aż do roku 1990r. czy do czasu złożenia nieboszczki Partii do grobu, znaczy się „wyprowadzenia sztandaru”, w międzyczasie dopychając się do Komitetu Centralnego (1984r.). W latach 1983-89 młody „socjalistyczny menedżer” piastuje funkcje przewodniczącego w zarządzie głównym Socjalistycznego Zrzeszenia Młodzieży Polskiej. W wolnej Polsce, prawem kaduka, zostaje przetransferowany do rodzącej się na partyjnym majątku Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej (SdRP) piastując kolejno funkcje posła na sejm (przez wszystkie kadencji) oraz kilka stanowisk ministerialnych. Słowem – rasowy polityk, uczciwą pracą sobie rąk nie brudzący.
KłamsTWa ALEKandra
Przewodniczącym komitetu wyborczego posła Szmajdzińskiego wybrano b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jego samego osobiście w poczcie polskich komunistów ustawiłbym w rubryce aparatczyka, z przymieszką żywiciela oraz monolity. Typowe dziecko Ludowej Ojczyzny lat siedemdziesiątych. Zawsze płynący z wiatrem, niekonfliktowy, uległy, nadzwyczaj plastyczny oraz niestroniący od alkoholu, używanego jako politycznego narzędzia do pozyskiwania zauszników. Dodatkowo w jakimś stopniu uwikłany z tajną policją (patrz: sprawa TW ps. „Alek”). Nie dziw więc, że to właśnie jego SLD wytypowało na straż przyboczną Szmajdzińskiego.
Styl prezydentury Kwaśniewskiego, powielony przez Szmajdzińskiego (sam deklaruje, że się wywodzi ze „szkoły Kwaśniewskiego”) w mojej ocenie najrychlej może doprowadzić do reaktywacji Rzeczpospolitej Drobnych Cwaniaczków. Ciężko zaiste zrozumieć dlaczego lewica mając w odwodach niepokornych wilczków, dla walki z Kościołem gotowych poświęcić wszystko (wespół ze zdrowym rozsądkiem), stawia w szranki „młodzika”, czyli postpezetpeerowski beton w postaci byłego ministra obrony narodowej?
Przyczyn może być kilka, z których dwie wydają się być najbardziej urealnione.
Betoniarki
Pierwsza to taka, że ludziom rządzącym polską lewicą (a tutaj bez cienia wątpliwości nadal dominuje Sojusz) umysły twardnieją wraz z reminiscencjami za komunizmem, tworząc coś na wzór betonu do kwadratu. Być może ścisłemu kierownictwu nie mieści się w umysłach fakt, aby w Wielkiej Prezydenckiej wypuszczać do galopu jakiegoś niedoświadczonego smarkacza, który mógłby później nieodpowiedzialnie zerwać się ze smyczy i czerpać garściami z otrzymanej synekury, gardząc jednocześnie uwikłanymi w komunizm towarzyszami. Owszem, Patrii potrzebny jest wojujący Apacz, w postaci Napieralskiego, który swym skalpem gotowy uciąć klerykalny zwis na zdrowej tkance polskiego, świeckiego społeczeństwa. Nie sposób wpuszczać jednak takiego barbarzyńcy na salony.
Przypomnijmy bowiem, że Szmajdziński nie zamierza prowadzić „awanturniczej i populistycznej kampanii”. Wydaje się więc, że lewica marzy o odbudowaniu salonu III RP, którego głównym odźwiernym był Aleksander Kwaśniewski. A pod płaszczem którego to salonu wyrosły jak grzyby po deszczu sieci niejasnych układów, personalnych uwikłań i mafijnych kontaktów, tworząc z Polski, w kilkanaście lat po uzyskaniu niepodległości państwo o fasadowej demokracji (której zwieńczeniem była Afera Rywina).
W 2005r. wyborcy zakopali tę wizję wspólnego dobra na śmietniku polityki, plasując SLD w niszy. Partyjne „betoniarki”, nie rozumiejąc najwyraźniej tej zmiany, z uporem hazardzisty-amatora, czekającego ze szczęściem na ostatnią dobraną kartę, nieświadomie pogrążają się, zamiast odpowiednio wcześnie spasować.
Drugim wyjaśnieniem dla wysunięcia kandydatury SLD na prezydenta może być zwyczajne niedołęstwo polityczne. Od kilku przeto lat Sojusz drepcze w miejscu, młode wilczki, ostrzące sobie zęby na przywództwo wygryzły sobie nawzajem gardła, zaś porządnej alternatywy na lewo od centrum nie widać (gdyż ciężko poważnie traktować pączkujące inicjatywy w postaci Porozumienie dla Przyszłości, czy konające SDPL). Skonfliktowany ze środowiskiem i zbyt wyniosły do porozumienia Włodzimierz Cimoszewicz siłą rzeczy wystawia swoją osobę na izolację. Z tego też względu sięga się do sprawdzonych „fachowców”.
Oddzielną zupełnie kwestią wydaje się fakt, czy w pogrążonej świętą wojną między PO, a PiS Polsce jest miejsce na poglądy zgłaszane przez lewicę. Wydaje się, że błazenady poseł Senyszyn, awanturnictwo Grzegorza Napieralskiego, czy nieprzystępność posła Kalisza, nie są tym, czym można by skleić podzieloną na dwoje Polskę i skutecznie uwieść społeczeństwo. Zwłaszcza, że hasła homomałżeństw, powszechnej dostępności aborcji, czy zerwania konkordatu, w świadomości społecznej prędzej wydają się być egzotyką lub politycznym ekstremum.
W Pałacu
Czym skończyła by się ewentualna wygrana Szmajdzińskiego w wyborach? Z pewnością cofnęła by Polskę do czasu, gdy Rywin odwiedzał Michnika. Rozbijane siłą rzeczy przez ostatnie lat struktury państwa mafijnego, z powrotem zaczęłyby odzyskiwać utracone apanaże i uprzywilejowaną pozycję. Polskę na nowo podzielono by na zamknięte korporację (sitwy), z których każda w odpowiednim momencie dopchałaby się do państwowego cycka, by wydoić swoją część mleka z dojnej krowy, za jaką każda z nich uważa Rzeczpospolitą (res publicae – rzecz wspólną).
Wróciła by polityczna iluzja i fasadowość. Brak reform (jak miało to miejsca za czasów rządów SLD i Kwaśniewskiego), uważany byłby za niewikłanie się w konflikty, zaś polityczną uległość w sprawach międzynarodowych sprowadzono by do niepuszczania bąków w salonie, jak to robiły Kaczory.
Wybór Szmajdzińskiego oznaczałby również dalsze zakłamywanie rzeczywistości. Lewicowe bowiem rozumienie np. lustracji, czy praw człowieka, zostało by sprowadzone do walki o prawa do małżeństw jednopłciowych. Swoją drogą pewnym paradoksem historii byłby fakt, że jeden z czołowych funkcjonariuszy systemu, który niejako w rodowodzie miał wpisane swoją niehumanitarność (PZPR i ZSMP), co rusz byłby symbolem wyzwalania polski z czarnosecinnego klerykalizmu.
Fasadowość z kolei przejawiałaby się w tym, że prezydentem Polski po raz kolejny zostałby człowiek wykształcony przez komunistycznych aparatczyków, który być może byłby intelektualnie przygotowany do sprawowania władzy, przeto jednak zupełnie wydrążony z moralnego kręgosłupa i elementarnego patriotyzmu dyskwalifikowałby się tym samym na to stanowisko. Od stanu polskiego społeczeństwa zależeć będzie jak jego kandydatura będzie wyglądała w zestawieniu np. z obecnie urzędującym prezydentem – Lechem Kaczyńskim. W różnych momentach dziejowej trampoliny społeczeństwo bije czoła przed nie do końca racjonalnie pojmowanymi cnotami. A osobiście do patriotyzmu Szmajdzińskiego mam sporo zastrzeżeń.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka