Sed3ak Sed3ak
82
BLOG

Mały krok dla Alicji Tysiąc, tysiąc kroków (wstecz) dla wolności

Sed3ak Sed3ak Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

Sprawa Alicji Tysiąc, jeśli by ją interpretować złośliwie po raz kolejny utrwala starą prawdę, że o ile dla Polaków coś się zrobić da (np. dobry grunt pod zmiany w prawie aborcyjnym), o tyle z Polakami zrobić się nie da nic. Ale od początku i bez kąśliwych uwag.

Wróżenie z fusów

Odpowiedzmy sobie na początku na pytanie, co takiego powiedział Europejski Trybunał Praw Esbeka… znaczy się, Człowieka w Strasburgu. Sędziowie, rozpatrując sprawę Alicji Tysiąc odżegnywali się, że ni grzyba nie ocierają się w tym casusie o sprawę aborcji. Wielu prawników uważa jednak, że orzeczenie Trybunału co najmniej pośrednio do tej kwestii nawiązuje. Otóż ETPCz stwierdził, że Polska (poprzez swoje ustawodawstwo) naruszyła art. 8 konwencji (prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego). Z tego też względu Trybunał wywiódł, że nie musi dodatkowo rozpatrywać art. 13 (prawo do skutecznej procedury odwoławczej). Bezpośrednio więc wyrok Trybunału opierał się nie (jak to podkreślają niektórzy publicyści) na art. 13, lecz na art. 8. Całość orzeczenia wydano (jak zwykle w przypadku strasburskiego gremium) w oparciu o zasadę proporcjonalności. Innymi słowy, Trybunał rozsądza, czy zachowanie państwa było w danym przypadku odpowiednio lub nieodpowiednio proporcjonalne, co niewiele ma wspólnego z literą prawa i prawem jako takim (w większości tego typu spraw chodzi o subiektywne odczucia sędziów).

ETPCz uznał, że w zakresie prawa do poszanowania życia prywatnego p. Alicji Tysiąc leży decyzja o donoszeniu lub nie ciąży. Za bezprzedmiotowe (po uznaniu złamania art. 8 konwencji) uznano badanie art. 14. To duży błąd. Trybunał stworzył bowiem domniemanie, że Rzeczpospolita przegrała proces nie za brak procedur odwoławczych (co jest swoją drogą prawnym barbarzyństwem), lecz za… no właśnie za co?  Wyobraźmy sobie teraz, że w Polsce mamy najbardziej restrykcyjną ustawę aborcyjną na świecie. Taką, przy której prawo Watykanu uchodzi za rozwiązłe. Pani Alicji Tysiąc odmawia się (pomimo jej problemów z oczami) usunięcia ciąży. Kobieta rodzi i w konsekwencji traci wzrok. Poszkodowaną rychło zajmują się proaborcyjne Anioły Stróże, czyli Wanda Nowicka i spółka (w skrócie Wanda i Banda). Sprawa trafia przed ETPCz i…? No właśnie.

Trybunał rozstrzyga w pierwszej kolejności w oparciu o art. 8, tzn. stwierdza, że Polska naruszyła prawo człowieka (do życia prywatnego i rodzinnego), twierdząc w ten sposób, że po pierwsze, aborcja leży w zakresie prywatnej sprawy kobiety (co jest wywodem ideologicznym, nie prawnym), po drugie, że polskie prawodawstwo jest damski grzyb warte. W takiej sytuacji RP, chcąc uniknąć dalszych wypłat odszkodowań decyduje się na zmiany w ustawie z 1993r. o śmiesznie brzmiącej nazwie (planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży). Dlaczego tak się dzieje? Wynika to z faktu, że Trybunał sądzi w oparciu o Konwencję Praw Człowieka i w nosie ma, jak się ona zestawia z polskim prawem. W opisanym wyżej przypadku art. 13 konwencji w ogóle nie odgrywałby znaczenia.

A tymczasem to właśnie za brak odpowiednich procedur odwoławczych Polska powinna zapłacić  p. Tysiąc słone odszkodowanie. Bo skoro przyjmujemy (na bazie społecznego kompromisu i pewnych norm), że są określone zdarzenia, dopuszczające aborcję, to obudujmy te materialne przepisy odpowiednio procedurami. Umożliwmy (najczęściej) kobiecie podjęcie tej trudnej decyzji, nie wrzucając ją w „moralinę”. W tym momencie wychodzimy z gruntu prawa, a wchodzimy na grunt społeczny (lub psychiatryczny).

Lex Solecka

Po zapoznaniu się z uzasadnienie interesującego nas wyroku dłuższą chwilę dumałem kto panią sędzię Solecką wpuścił na wokandę? Czasami w takich sytuacjach dopomaga znajomy, tatuś-prawnik, czy napchana po brzegi koperta (piszę to w sensie ogólnym, a nie w odniesieniu do konkretnej osoby). Wywody katowickiej prawniczki można co najwyżej włożyć między bajki. Lista moich wątpliwości jest długa. Pani sędzia twierdzi bowiem, że np. wypowiedź ks. Gancarczyka rozumiana „w kontekście” oraz „zgodnie z przeciętnym rozumieniem nabiera obraźliwego charakteru”. A ja się pytam, kto dał pani sędzi prawo do interpretowania tekstów dziennikarskich? Czy prawniczka z Katowic poza prawem ukończyła również fakultet z polonistyki?

Czy tylko ten fakt, że (jakimś dziwnym trafem) p. Solecka została sędzią w szczególny sposób predestynuje ją do interpretacji tekstów publicystycznych? Przede wszystkim, sądy powinny trzymać się z dala od sfery słowa. Jeżeli przyjmujemy, że naszym systemem jest demokracja oparta na prawach człowieka, to warto nadmienić, że jednym z nich (przynajmniej formalnie) jest swoboda wypowiedzi i formułowania myśli. Po pierwsze, sąd w ogóle nie powinien rozstrzygać czy jakaś wypowiedź jest „obraźliwa”, czy „stawiająca w złym świetle”. Nie bardzo też rozumiem, czym (poza politycznie poprawną nowomową) jest termin –  mowa nienawiści” użyty przez p. Solecką. Takim praktykom bliżej do PRL, niż III RP. Właściwym miejscem na polemikę jest nie ława sądowa, ale gazetowy papier. Po drugie, sądy nie są uprawnione do tworzenia interpretacji tekstów. Zwłaszcza takich absurdalnych, jakich dopuściła się sędzia Solecka.

Bo oto katowicka sędzia twierdzi, że „nie można mówić, jakoby p. Alicja Tysiąc dostała odszkodowanie za to, że nie pozwolono jej zabić własnego dziecka”. A ja twierdzę, że można. Nie twierdzę, że można uznać to za prawdę, tylko że w państwie demokratycznym jest miejsce na różne poglądy, w tym tak skrajnie nieprzychylne. Sam Wolter powiedział kiedyś, że jeśli nawet osobiście nie zgadza się opinią przeciwnika, to jest gotowy umrzeć za to, żeby on mógł ją wypowiadać. Sędzia Solecka, głosząc swoje kuriozum, że krytyka aborcji tak, ale tylko ogólnie, nigdy w odniesieniu do konkretnej osoby, sprawia że mam ochotę umrzeć, ale za to by już więcej nie plotła tego typu andronów. Do czego dochodzimy zatem?

Otóż, śmiem twierdzić, że wspomniany wyrok jest, nie tylko niekonstytucyjny (niezgodność z art. 53 i 54 Konstytucji RP), ale również łamie Europejską Konwencję Ochrony Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (tę samą, na którą powoływali się prawnicy p. Tysiąc). Konkretnie chodzi o art. 9 i 10 konwencji. I na miejscu ks. Gancarczyka (w razie nieuwzględnienia apelacji) poszedłbym ze sprawą, najpierw do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, a potem do Strasburga. Pisząc o Strasburgu nie sposób nie wspomnieć o Fundacji. Dlatego kilka słów odniesienia.

Prawa esbeka = prawa człowieka?

Swego czasu brałem udział w wykładzie Śp. Prof. Zbigniewa Hołdy z tejże fundacji, poświęconym prawom człowieka. Pokpiwał on na nim z polskiego (w domyśle: zaściankowego) społeczeństwa, które „za prawo człowieka uznaje więź z papieżem”. Dla p. prof. oczywistym faktem było, że przeciętny pedofil ma prawo do integralności ze swoim siusiakiem, Alicji Tysiąc (profesor prowadził jej sprawę) należy się odszkodowanie nie za zabicie nienarodzonego dziecka, lecz za nieposzanowanie jej prywatności (niedokonanie „aborcji profilaktycznej”), zaś na byłego obijacza mord z SB nie wolno rozciągać „odpowiedzialności grupowej” za zachowania całej grupy w poprzednim ustroju. Tymczasem, jeśli chodzi o obrzucanie (przez Urbana i jego szmatławiec) Jana Pawła II błotem - tutaj basta. W żadnym przypadku nie następuje naruszenie praw człowieka. W końcu kimże ten klerykał był, żeby traktować go jak gatunek pod ochroną.

Swoją drogą, sprawa Urbana (który nazwał JP2 m.in. obwoźnym sadomaso) została przyjęta przez ETPCz do rozpatrzenia. Trybunał rozstrzygnie, czy polski sąd złamał konwencję. Osobiście uważam, że nie należało p. Urbana skazywać na jakieś astronomiczne sumy zadośćuczynień. Niezłą ripostą jest tekst w gazecie i polemika. A najlepszym uderzeniem po kieszeni niekupowanie tygodnika „Nie”, którego sprzedaż i tak w ostatnich latach gryzie glebę. Jeśli już żyjemy w demokratycznym państwie prawa, to nauczmy się że, w przeciwieństwie do ZSRR, sąd nie ma za zadanie skazywać myślących inaczej (niż my).

Konsekwencją „myślenia inaczej” ks. Gancarczyka jest przeproszenie „za bezprawne porównanie pani Alicji Tysiąc do hitlerowskich zbrodniarzy odpowiedzialnych za zagładę Żydów w obozie Oświęcim-Brzezinka oraz za męczeństwo Żydów w gettach.” Kto czytał komentarz (nawet nie artykuł) w Gościu Niedzielnym wie, że porównanie owo tyczyło się sędziów Trybunału. Fraza z męczeństwem Żydów jest dla mnie kompletnie niezrozumiała i raczej dowodzi faktu, że wyrok opiera się na ideologii poprawności politycznej, a nie prawie. I tylko skończony idiota, nierozumiejący czytanego tekstu mógłby się pod takim wyrokiem podpisać (piszę oczywiście w sensie ogólnym, nie szczegółowym).

„Aborcja – przywrócić sens życiu”

O samej sprawie aborcji rozwodzić się nie chcę. Osobiście uważam, że tzw. prawo wyboru zaczyna się wcześniej  i raczej powinno się mówić o prawie od kierowania swoją seksualnością. Pani Tysiąc wiedząc, że kolejna ciąża zagraża jej życiu powinna była podejść do zagadnienia rozsądniej. Nie chcę jej jednak oceniać. W przeciwieństwie do działających na froncie opluwaczy (panów Cejrowskiego i Terlikowskiego), nie wiem jakbym się zachował jako samotna matka z dwójką dzieci, będąca po raz kolejny w ciąży, która grozi ślepotą. Wszystkie te tyrady z jednej (Senyszyn, Nowicka, czy jakieś genderowe kobiety), czy z drugiej (wspomniani wyżej) strony są dla mnie po prostu papką. Stwierdzenia o tym, że w Polsce „poglądy katolickie” nie muszą być akceptowane przez wszystkich, albo kabotyńskie laudacje  nt. życia i godności ludzkiej, subtelnie pomijające życie i godność oślepionej Alicji Tysiąc – są po prostu śmieszne, przesadzone i kłamliwe. Mainstream obraca się wokół oklepanych haseł i gazetowych nagłówków. Dobre to na propagandę, a nie na poważną debatę.

Jedna refleksja na koniec. Samo zjawisko aborcji jest częścią większego zwyrodnienia, pochodną minionych totalitaryzmów oraz reminiscencją za nimi. Przez społeczną inżynierię chciały one stworzyć „nowego człowieka”. Aryjczyka (Hitler), czy homo sovieticusa (Lenin, Stalin). Aborcja, eutanazja, in vitro, badania na embrionach, czyli cała śmietanka liberalnego programu ma za zadanie wyrzeźbić coś na wzór człowieka antycznego, tj. pięknego, o idealnych kształtach, doświadczającego możliwe najwięcej przyjemności, wiecznie młodego i bez ułomności (fizycznych). Pod tę linię interpretowane są obecnie prawa człowieka, w których przy pomocy śmierci (a nie miłości bliźniego) buduje się doskonałe, utopijne społeczeństwo. Żyjemy bowiem w cywilizacji śmierci i – przepraszam profesora Hartmana – nie wydaje mi się to określenie „chamskim”.

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości