Glosariusz:
Joachim von Ribbentrop – raper Peja
Grupa żołnierzy Armii Czerwonej – publiczność na koncercie w Zielonej Górze
Żołnierz Wojska Polskiego – Piętnastolatek z Zielonej Góry
Zachodnia dziennikarka (vel. pożyteczny idiota) – Justyna Pochanke
Wiaczesław Mołotow – raper i producent muzyczny Liroy
Redaktor gazety „Prawda” – raper PeZet
Prawda (Правда), 13 września 1939r.
W Zielonej Górze – mieście leżącym na wyzwolonych terenach wschodnich Niemczech, w dniu 12 września 1939r. odbywała się uroczysta defilada. Ulicami miasta przemaszerowali razem, by uczcić odebranie miasta z rąk polskich imperialstów, żołnierze Armii Czerwonej i Wermachtu. Zmrok podchodził z lekka. Nad niebem rozpościerał się ciemny płaszcz, a nocne ćmy co już zaczęły szukać przystanku na jednej z okolicznych latarnii. Z głośników radośnie dobrzmiewał głos niemieckich i radzieckich melodyj. Dostojeństwem na uroczystościach zaszczycił sam minister spraw zagranicznych Trzeciej Rzeszy, p. Joachim von Ribbentrop. W pewnym momencie z dolnych partii theatronu zaczął dobiegać złowieszczy hałas. Przybyli goście rychło zorientowali się, że posłańcem złej nowiny jest żołnierz rozbitych o poranku oddziałów polskich. Sfrustrowany wojak wymachiwał coraz środkowym palcem, tj. gestem znieważenia. Obelgi skierowane były do występującego na proksenionie ministra von Ribbentropa. Ten, uniósłszy się honorem i poczuciem wyższości, rzucił bez ogródek w stronę wojaka:
- Jak Niemcy byli kurwa waszymi Panami, to Ty żeś nawet nie wiedział jak się kurwa wysrać!
To powiedziawszy minister Rzeszy Niemieckiej otarł pot z czoła, łyknął haust świeżego powietrza i odszedł na chwilę od mikrofonu, by zebrać myśli. Po chwili jednak wrócił na miejsce i spojrzał w kierunku zgromadzonych czerwonoarmistów. Ci młodzi, waleczni chojracy wyraźnie oburzeni potwarzami kierowanymi pod adresem dyplomaty z zaprzyjaźnionego mocarstwa, poczęli patrzeć na polskiego żołnierza z boku. Niewyraźnie coś tam bąkali pod nosem, wymachiwali kałasznikowami, czasami nawet niezbyt głośnio skandowali – ubijemy! Widząc to, minister von Ribbentrop zwrócił się zaprzyjaźnionych czerwonoarmistów:
- Wiecie co z nim zrobić…! – wydobył z siebie.
Później niemiecki dyplomata utrzymywał, że tymi słowy zwracał się do siedzących nieopodal widowni radzieckich generałów, aby Ci pode wzięli odpowiednie środki ostrożności.
Na reakcję tłumu nie trzeba było długo czekać. Radzieccy żołnierze, omamieni szałem bojowym, rzucili się na polskiego kułaka. Dwóch z nich – barczysty kapral i masywny sierżant – chwycili oficera (jak się okazało majora Wojska Polskiego) za ramiona, a następny z pobliskiej grupy skrępował mu ręce, wiążąc je metalowym sznurem. Zbliżający się do całego zdarzenia porucznik Krassowski (dowódca świętującej radzieckiej kompanii) wydobył zza cholewy nóż i śmiałym pchnięciem wbił go w plecy dowódcy. Polski kułak wydobył z siebie mrożące krew w żyłach tchnienie. To i tak niewielka kara za ucisk, jakiego dopuszczał się wobec klasy pracującej i zaprzyjaźnionego ministra. Po chwili do szeregów pierwszej grupki dołączyli następni. Rozpoczął się publiczny lincz. Żołnierze Czerwonej Armii okładali kopniakami oraz uderzeniami z pięści kułaka. Co jakiś czas jeden z naszych spluwał ochoczo na ten symbol pańskiej niewoli.
Widząc to wszystko, minister von Ribbentrop odbudowywał nadszarpniętą dumę. Niestety, dla żołnierzy nie dość to było, by dać upust swej złości. Wyczuwszy odpowiednio intencje zgromadzonych Sowietów von Ribbentrop obwieścił co następuje:
- Wszystko na mój koszt!
Bitewny amok rozgorzał na dobre. Sowiecki sierżant zaczął popychać silnymi szturchnięciami polskiego szkodnika. Kierował go w ten sposób w stronę orchestry. Za nimi podążał rozochocony tłum. W pewnym momencie żołnierz chwycił swoją ofiarę pod lewe ramię. Po chwili z drugiej strony wykonał podobne posunięcie towarzyszący mu kapral. Razem, szarpiąc się z nieprzyjacielem, dotarli na skraj miejsca wydzielonego na orkiestrę. Jeden z towarzyszy pozostający z tyłu, wydobył zza pazuchy wełniany worek i nałożywszy go żwawym ruchem na głowę Polaka, zacisnął go na jego szyi, wiążąc grubym sznurem. Oprawcy zwrócili lica w stronę głównego gościa. Sytuacja zawisła na moment.
- Tak kończą frajerzy… - wyrzucił z siebie szyderczo von Ribbentrop
Nagle z gawiedzi wysunął się szczupły, ogolony na łyso enkawudzista, trzymający w ręku naładowany pistolet. Przerzucił go z lewej do prawej dłoni, starannie wycelował i strzałem w tył głowy pozbył się polskiego kułaka. Ciało bezwładnie upadło na dno wgłębienia. Po jakimś czasie defilada wróciła do właściwego porządku.
Nazajutrz wrogie naszej Ojczyźnie ośrodki, na czele z redaktor imperialistycznego dziennika –opisały to zdarzenie w sposób niezwykle dla nas krzywdzący. Interweniować musiał sam minister spraw zagranicznych ZSRR – p. Wiaczesław Mołotow, w wywiadzie udzielonym nienawistnej dziennikarce tak prawić zaczął.
- Wśród zgromadzonych żołnierzy znalazł się idiota – rozpoczął nasz minister – Wielu naszych generałów już wcześniej raportowało mi, że widzieli jak podobne szkodniki atakują nas lub naszych sojuszników na innych defiladach. Problem jest szerszy, bardziej globalny. Wszyscy się do siebie nieuprzejmie zwracamy, nie lubimy się, jesteśmy nastawieni wrogo. To może być trwałą przeszkodą w rozwoju międzynarodowego pokoju. Nieprzyjaciele atakują nas, obrażają, wyzywają, a potem dzwonią do imperialistycznych dziennikarzy i proszą o pomoc. Żyjemy w popieprzonym świecie. Ktoś nawarzy piwa i nie chce go później dopić. Ubolewam nad całą tą sytuacją, ale nie chciałbym, żeby rzutowała ona na całą Armię Czerwoną.
Towarzysz Mołotow odsapnął na chwilę, złapał w płuca garść świeżego powietrza i kontynuował:
- Przez wiele lat byliśmy podzieleni z armią niemiecką. Teraz zaś przeprowadzamy wspólne defilady, żeby pokazać ludziom, że socjalizm łączy, a nie dzieli.
- Aha – stwierdziła pytając jednocześnie pani redaktor – Czyli to nie jest kwestia socjalizmu, tylko braku jednostek specjalnych do ochrony.
- Dokładnie tak – podchwycił myśl wyraźnie zadowolony towarzysz Wiaczesław – Tą sprawą powinna się zająć NKWD. W momencie kiedy minister von Ribbentrop mówi: „wiecie, co macie z nim zrobić”, to jest głos do NKWD, aby się tym człowiekiem zajęła.
- Ale on później ewidentnie mówił do armii… – wyartykułowała wątpliwości dziennikarka – To, co powiedział później, to jest głos skierowany do Armii Czerwonej.
To pytanie wyraźnie zbiło ministra Mołotowa z tropu. Na szczęście nasz towarzysz rychło sprowadził dyskusję na przyjazne dla niego tory, dopowiadając słowa prawdy o otaczającej nas nienawiści do mas pracujących, spotykanych na co dzień awanturnikach i imperialistycznych szpiegach oraz trudnościach dnia codziennego. Wyraził też sąd, że kategorycznie sprzeciwia się przemocy i publicznym linczom, zadeklarował że jego ojczyzna codziennie dzielnie walczy o światowy pokój oraz raz jeszcze powtórzył, iż ma nadzieję że lekcja ta nauczy każdego odpowiedzialności za swoje czyny, a nie każe odpowiedzialnością za całe zło obarczać Armię Czerwoną.
W dzisiejszym numerze publikujemy również krótki komentarz redaktora naczelnego „Prawdy”, odnoszącego się do wydarzeń zielonogórskich:
„Wydaje mi się, że sytuacja z polskim kułakiem została zbyt mocno rozdmuchana. Takie sytuacje się zdarzają, choć są bardzo nieprzyjemne. Trudno przewidzieć reakcję ministra na takie zachowanie. Ministra, który stara się, żeby jego wystąpienie było na najwyższym poziomie, a dostaje taką niemiłą odpowiedź od kogoś z koszar. Kiedy mi zdarzały się takie sytuacje, starałem się nawoływać żołnierzy, aby pokazali temu człowiekowi, że przyszli tu dla nas i dla wspólnej sprawy.
Byłem jednym z oficjeli na tej defiladzie. Ribbentrop przemawiał zaraz po mnie, ale nie zauważyłem niczego niepokojącego. Nie wydaje mi się, żeby to zdarzenie było aż takie drastyczne. Gdyby naprawdę stało się tam coś poważnego, to na pewno pojawiłaby się lokalna policja czy karetka i zauważyłbym to. W pewnym sensie można powiedzieć, że jest to nagonka na III Rzeszę. Jej minister zrobił coś, co spotkało się z niezbyt fortunną reakcją, która została rozdmuchana, mimo że nie stało się nic strasznego. Na wojnie zginął przecież nie jeden nasz żołnierz. Jako Sowiet stanę mimo wszystko po stronie sojusznika, ponieważ wiem, że takie sytuacje się zdarzają i często bywa tak, że na miejscu tego polskiego kułaka stoi ktoś bardziej niebezpieczny. Ze sceny trudno jest dokładnie i na trzeźwo ocenić sytuację, jaka panuje wśród żołnierzy."
Materiały dodatkowe:
www.dziennik.pl/wydarzenia/article444627/Znany_polski_raper_kazal_zlinczowac_fana.html
www.youtube.com/watch
www.dziennik.pl/zycienaluzie/gwiazdy-mowia/article445534/PeZet_Sytuacja_z_Peja_zostala_zbyt_rozdmuchana.html
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości