Nieważne, głupio czy mądrze – byle by palnąć parę podbródkowych w Kaczyńskich. Taką prawdę życiową zdaje się forsować jeden z czołowych publicystów „Gazety Wyborczej” (Jacek Żakowski) w opublikowanym niedawno felietonie „Cięcie wydatków to absurd”.
Żakowski (słusznie) ubolewa nad faktem, że dziura budżetowa (czyli słowo zakazane przez czynniki rządowe) urosła do takich rozmiarów. Dziwi mnie jednak diagnoza i szukanie winnych. Otóż odpowiedzialnością za taki obrót spraw Jacek Żakowski obarcza (to nie nowość) koalicję PiS –Samoobrona - LPR, gdyż… obniżyła ona podatki.
Obywatelom za dużo nie dawać
Zacznę może od konkluzji, że absurdem nie jest „cięcie wydatków”, lecz właśnie takie przedstawianie sprawy przez kogokolwiek. Wbrew przyklejonej Kaczyńskim gębie, PiS nie jest partią populizmu gospodarczego. Całkiem przeciwnie. To dzięki reformom poczynionym przez liberalną (chyba najbardziej od czasów Eugeniusza Kwiatkowskiego) minister finansów Zytę Gilowską, finanse publiczne udało się odpowiednio połatać. Stąd obecny w Polsce pomimo kryzysu dodatni PKB. To Prawo i Sprawiedliwość przez „czyny, nie cuda” wypracowało sobie, jak widać nie w oczach ogółu, markę partii liberalnej.
Tymczasem od wygranych wyborów w 2007r. Rostowski i jego zausznicy nie wprowadzili żadnej regulacji, porządkującej w jakimś stopniu rozbuchane do granic wytrzymałości wydatki publiczne. Pseudoliberalny rząd Tuska w istocie przyłożył rękę do wszystkich tych rzeczy, od których klasycznemu liberałowi robią się mdłości. Bo jak inaczej nazwać fakt podwyższenia podatków. I to nie tylko akcyzowego (trzykrotnie dla importowanych samochodów z silnikiem pow. 2 m3), ale również podatków lokalnych (w rozporządzeniu ustanawiającym nowe stawki maksymalne), zostawiając w tej kwestii wolną rękę samorządom (a w tych od 2006r. rządzi PO). Coraz również media zasypują nas rządowymi projektami wprowadzania podatku od tego i owego, tak że niedługo opodatkowane może zostać np. posiadanie snów (posiadanie psów jest już opodatkowane). Piramidalną nieroztropnością jest również pozostawianie na astronomicznie wysokim poziomie podstawowej stawki podatku VAT, co sprawia że spośród państw UE, tylko takie socjalne molochy jak Szwecja i Danią pozostają przy regulacji od nas wyższej.
Dla publicysty „Gazety Wyborczej” nic to jednak. Liczy się ideologiczne ukierunkowanie. Nie ma dla niego i jego formacji umysłowej znaczenia fakt, że przecież finanse publiczne, a zwłaszcza budżet, posiadają dwie strony – dochodów i wydatków. Tej drugiej, w ocenie Żakowskiego, ruszać nie można. Co tam, że dzięki zmniejszeniu składki na FUS, Polska zyskała międzynarodowy prestiż i w rankingu OECD w klasyfikacji wielkości klina podatkowego podskoczyła o parę pozycji. Gdzie tam zmniejszenie podatku dochodowego (zwiększające wewnętrzny popyt), czy wprowadzenie prorodzinnych zwolnień w podatkach od spadków i darowizn (uwalniających rynek). To wszystko mrzonka. Za kryzys odpowiada PiS i tak niech będzie zaprotokołowane.
Prymat klasy niepracującej
Bardzo popularnym hasłem w Polsce jest tzw. kwestia najuboższych. O tę „grupę społeczną” troszczą się wszyscy. Od feministek, poprzez dominującą czwórkę partii sejmowych, fundacje, organizacje charytatywne, aż po Episkopat. Każdy chciałby się wpisać na specjalną listę najuboższych i w ogóle bez powołania specjalnego Centralnego Rejestru Najuboższych pewnie w niedługim czasie się nie obędzie.
Najbardziej jednak sprawę tę wziął sobie do serca rząd, zadekretował rozwój i w ten sposób postanowił wypowiedzieć wojnę ubóstwie. Tusk chce właśnie najuboższym sprawić prezent energetyczny i każdy kogo dochód w rodzinie nie przekroczy jakiegoś tam minimum egzystencjalnego, będzie płacił o 30% niższe rachunki. O tym kto pokryje brakujące 70% ekipa Platformersów już nie wspomina.
Co roku sowitą cząstkę rocznego budżetu państwa pochłaniają zasiłki: dla bezrobotnych, rodzinny (oszałamiające 55zł na każde dziecko – oczywiście przy odpowiednio niskim dochodzie), pielęgnacyjny i Bóg wie jaki jeszcze. Wprowadzone we wrześniu 2007r. odpisy od podatku z tytułu wychowywania dzieci rokrocznie sukcesywnie się formalizuje. Niedawno nawet lider SLD – Wojciech Olejniczak, zasłynął konceptem, by pieniądze te państwo wypłacało rodzinom w pieluchach, preparatach, lekach etc., gdyż rodzice w przeciwnym wypadku mogą całość zwróconego podatku przepić, przegrać, przehulać. Jeśli tego typu rozumowanie poszerzyć, można by wypłacać niektórym (lub wszystkim) grupom zawodowym pensje w alkoholu, majtkach lub skarpetkach – niepotrzebne kreślić. Jeśli w głowach naszych „reprezentantów” dominuje przeświadczenie, że przeciętny obywatel to idiota, to rzeczywiście taka regulacja wydaje się być niesamowicie spójna. Nowe przepisy proponuję testować na posłach.
Sprawa przejadania przez polaczkowatych cwaniaczków krajowego produktu ma również inne oblicza. Wystarczy spojrzeć jak rozdzielane są np. różnego rodzaju socjalne zapomogi. Wszystko sprowadza się do kryterium dochodu, które jakoby miało wyznaczać miarę ubóstwa. Problem w tym, że zazwyczaj drobne machinacje wystarczają do wykreowania na papierze dochodu mniejszego niż „minimum egzystencjalne”. A wtedy to wiadomo – rząd dzielnie walczy z biedą. Problem w tym, że osoby rzeczywiście najuboższe, które o robieniu tego typu machlojek zupełnie nie mają pojęcia, a ustawowe progi przekraczają o parę złotych są takim rozwiązaniom indyferentne i do ich portfela nie trafia złamany grosz z tego tytułu.
W pewien sposób ekipę Tuska można usprawiedliwić. Skoro od prawie dwóch wiosen rządzi nami „sondażowa partia”, to ciężko wymagać od PO politycznej apostazji. Założę się o kufel dobrego, czeskiego piwa, że gdy tylko rząd próbowałby ukrócić proceder przyznawania fikcyjnych rent, czy zweryfikował proces waloryzacji rent i emerytur, wnet „Interwencja”, czy jakaś inna „Uwaga” nakręciłaby reportaż o biednej, samotnej i schorowanej staruszce, mieszkającej gdzieś pod wschodnią granicą, ukazujący jej niedolę i niesprawiedliwość społeczną. Całość zaś okrasił by stosownym nagłówkiem „Fakt” i tak, albo reformy szlag by trafił, albo rząd stracił białoruski poziom poparcia i zszedł do średniej partyjnej.
Mogłoby się wydawać, że kryzys to idealny moment na głębokie reformy. Doskonały czas na to, by teraz przez zaciskanie pasa, zbierać owoce za lat kilka. Wystarczy spojrzeć na takie kraje jak Estonia, czy kilka lat temu Argentyna. Nawet profesor Leszek Balcerowicz, czyli dla PO święta krowa, nakreślił rządowi coś na wzór „trzeciej drogi”, mówiąc że nie tylko prywatyzacja, czy podnoszenie podatków są w stanie łatać dziurę w budżecie. Prawił np. o próbie weryfikacji wydatków socjalnych, jako antidotum na nieszczelną sakwę państwa. Zakwestionował m.in. sensowność podwyżek dla nauczycieli, zadając retoryczne chyba pytanie o wzrost poziomu nauczania, który nie idzie z tymi gratyfikacjami w parze.
Nie wydaje się jednak, by Tusk posłuchał swojego ekonomicznego guru. Dlatego bacząc na to wszystko, trudno nie odnieść wrażenia, że to ubóstwo tę potyczkę z rządem (po raz kolejny) wygra.
Ja mam roszczenie, ty masz roszczenie
Profesor Winczorek, analizując kiedyś pod względem społecznym definicję postkomunizmu, stwierdził że jest to ustrój cechujący się, nie jakimś tam układem, czy wysoką przestępczością (o wielu państwach, także niekomunistycznych można by tak rzec), lecz odziedziczonym po socjalizmie roszczeniowym nastawieniem obywateli wobec państwa. Służba zdrowia – się należy, bo tak stoi w konstytucji. Wysoka emerytura – się należy. Renty dla nastoletnich obywateli-cwaniaczków – tak, bo państwo to dojna krowa, z której należy doić nie bacząc na jej schorowane dójki.
Wydaje się, że jest tylko jedna metoda wyprowadzenia państwa z postkomunizmu. A mianowicie, nauczenie obywateli odpowiedzialności za samych siebie. Tak, żeby żaden cwaniaczek na zasiłku pielęgnacyjnym nie miał narzędzi ddo dojenia naszego państwa. I tylko ograniczenie sukcesywnego przejadania wypracowanych przez Polaków pieniędzy jest w stanie ten proces rozpocząć. Niełatwa być może, ale skuteczna recepta. Żakowski zdaje sie tę sprawę widzieć inaczej.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka