Mogło by się wydawać, że echa postradzieckiej wizyty prezdento-premiera Władimira Putina umilkły, a ocena uroczystości upamiętniających 70 rocznicę napaści Niemiec na Polskę zostały dogłębnie przeanalizowane. Wywiad z Witalijem Tretiakowem ukazujący się w dzisiejszej „Rzeczpospolitej” (pt. „Niepotrzebnie was, u diabła, ratowaliśmy”, dowodzi że nic bardziej mylnego.
Komunizm i gołąbek pokoju
Aby prawidłowo zweryfikować propagandystyczną nawałę z Kremla, jaka przetacza się przez Rosję w ostatnich tygodniach trzeba umieć odpowiednio odnieść się do fundamentalnych faktów, aby położyć kres temu wielkiemu kłamstwu, jakie rozsiewają rosyjscy politycy. Sprostujmy więc.
Pakt Ribbentrop – Mołotow nie był porozumieniem o charakterze defensywnym, który miałby obronić jakoby bezbronnego baranka, jakim w 1939r. był Związek Sowiecki. Przeciwnie, podpisanie układu dwóch ministrów stanowiło logiczną konsekwencję polityki Stalina sięgającej jeszcze do początku lat ’20 XX w. W roku wojny Krasnaja Armia miała wszak na stanie więcej wojsk ofensywnych, niż wszystkie armie świata razem wzięte. W 1922r. we włoskiej miejscowości Rapallo Związek Radziecki i Republika Weimarska podpisały układ polityczno – wojskowy, pozwalający niemieckim żołnierzom, piechocie oraz lotnictwu szkolić się w rosyjskich miejscowościach Kazań oraz Lipieck, co podówczas było zabronione postanowieniami Traktatu Wersalskiego.
Nieprawdą jest, jakoby Rzeczpospolita Polska w latach trzydziestych prowadziła spiskowe paktowanie z nazistami. Zadania polskiej dyplomacji w tym czasie opierały się na (co prawda – bzdurnym) założeniu, prowadzenia polityki równej odległości pomiędzy Moskwą, a Berlinem. Nie zmienia to faktu, że Hitler tuż po przejęciu władzy niezwykle ciepło odnosił się do Polski i Polaków, licząc na zawiązanie takowego sojuszu (stąd wysoko postawiona niemiecka delegacja z Hermanem Goeringiem na pogrzebie marszałka Piłsudskiego w maju 1935r.). Jendakowoż od śmierci Piłsudskiego, ekipa Becka, Rydza – Śmigłego oraz Mościckiego wybrała drogę sprzysiężenia się z państwami Zachodu (z opłakanym dla narodu skutkiem) i odrzucenia niemieckich propozycji uzależnienia naszego kraju, czego ucieleśnieniem było słynne orędzie „o honorze”.
Jednym z założeń polskiej polityki zagranicznej lat ’30 (oprócz w/w taktyki „równej odległości” oraz postulatu nawiązania stosunków dyplomatycznych z Litwą) było również odzyskanie Zaolzia. No właśnie. Proszę delikatnie zwrócić uwagę na termin: „odzyskanie”. W 1938r. polskie pułki wkraczające do Zaolzia realizowały jawny punkt polityki dyplomatycznej, nawiązujący do wydarzeń z 1920r. Wtedy to, wykorzystując naszą obronną wojnę niepodległościową z bolszewikami, wojska czeskie zagarnęły te tereny. Warto w tym miejscu nadmienić, że w wyniku ich odzyskiwania nie pozostała żadna wdowa po czeskim oficerze, czy żołnierzu, a obszar ten był w 55% zamieszkany przez ludność etnicznie polską. Fakt, dokonywanie tego kroku w spółce z wjeżdżającymi do Kraju Sudeckiego Niemcami było afrontem, który rychło znalazł swoje smutne konsekwencje. Z pewnością jednak „inwazja na Czechosłowację”, nie była wynikiem zmowy Polski i Hitlera z 1934r., jak nam to rysuje obecnie Kreml.
Krótko o Katyniu, umiejscowionemu w odpowiednim kontekście. Otóż zbrodnia dokonana na polskiej inteligencji, nie była dziełem przypadku, lecz wynikiem zaplanowanej strategii Generalissimusa i wyrazem jego osobistej zemsty za rok 1920r. Józef Stalin w momencie podpisania paktu Ribbentrop – Mołotow umocnił się w przekonaniu, że mająca wybuchnąć właśnie wojna, pożre państwa demokratyczne „kapitalistyczne”, a przed nim otworzy się droga wymarszu na podbój Zachodu i „wyzwalaniu zniewolonych mas”. Ta droga wiodła oczywiście przez Polskę. Już 14 maja 1920r. marszałek Tuchaczewski powiedział: „idźcie (na zachód) i we krwi zmiażdżonej armii polskiej utopcie zbrodnicze rządy Polaków”. W dwie dekady później, gdy druga wojna była już nieunikniona Stalin doskonale sobie zdawała sprawę, ze tego, że Polaków jako narodu pokojowo zsowietyzować się nie da (nieudana sowietyzacja ziem polskich znajdujących się na terenie ZSRR po Traktacie Ryskim). Dlatego proces ten musiał rozpocząć od obcinania narodowi głowy i wybicia przedstawicieli inteligencji (patrz: Miednoje, Charków i Katyń).
Proces sowietyzacji nie obejmował tylko Polski. Przed każdą planowaną inwazją Armii Czerwonej, w jej drugim odwodzie znajdowały się grupy, mające za cel od strony administracyjnej przygotować podbijane tereny do sowietyzacji. Znajdowały się one w szeregach czerwonoarmistów przed 17 września 1939r.(przed „wyzwoleniem zachodniej Ukrainy i Białorusi”), jak i w listopadzie 1939r. (przed wojną zimową), w roku 1940r. (przed „wyzwoleniem” krajów bałtyckich) oraz w czerwcu 1941r. (przed planowaną inwazją Stalina na III Rzeszę). Bliżej o tym procederze pisze w „Lodołamaczu” rosyjski historyk – Wiktor Suworow, czy chociażby Anna Applebaum w reportażu „Pomiędzy Wschodem, a Zachodem”, opisując szczegółowo podobny proceder na ziemiach białoruskich.
To właśnie od wątku analizującego zbrodnię katyńską Witalij Tretiakow rozpoczyna wywiad w „Rzepie”. Jest to tylko zakąska przed dalszym kąsaniem Polaków i ich przywódców.
Polskie, czy rosyjskie kompleksy?
Rosyjski publicysta obarcza nas odpowiedzialnością za nową wojnę polsko – ruską, która w jego odczucia powodowana jest „rusofobią i kompleksami z powodu niezrealizowania marzeń o imperium”. Dodaje on również, że Rosja jest, była i najpewniej będzie imperium i pojęcia tego („imperiom”) nie ocenia „ani pozytywnie, ani negatywnie”. Już sama ta sentencja może sporo nam powiedzieć o rosyjskim sposobie patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Ale po kolei.
Polska, to rzecz jasna, nigdy nie była imperium, gdyż ten rodzaj tworu ustrojowo-politycznego, opiera swój byt na zasadzie nieustannych podbojów narodów sąsiednich. Imperium, innymi słowy, jest bytem, który aby móc żyć, musi się nieustannie rozszerzać. Mocarstwo – przeciwnie. Jak najbardziej prowadzi skrupulatnie przeprowadzane podboje, ale wyłącznie w celu zaspokojenia bieżącego interesu narodowego, którego rozumienie może się w każdej chwili zmienić. Rzeczpospolita Obojga Narodów był w istocie mocarstwem. Nigdy nie potrzebowała drogi podboju by poszerzać swe włości.
Rosjanie – przeciwnie. Od momentu wyczyszczenia Kremla z Polaków (Lachów) na początku XVII w. państwo to sukcesywnie prowadzi politykę imperialną. Czy miała ona sens zastanawiał się nad tym już przeszło dwieście lat temu rosyjski filozof Piotr Czaadajew, tak o tej polityce rzecząc: „wbrew wszelkim prawom wspólnoty ludzkiej Rosja zmierza wyłącznie w kierunku własnego zniewolenia i zniewolenia wszystkich sąsiadujących narodów (wyżej rozwiniętych).”
Przypisywanie Polsce kompleksu również trafia w próżnię. Rzeczpospolita od dawien dawna bowiem leży w orbicie zachodniej cywilizacji. Bolączką dla braci Rosjan zaś jest fakt, że się z niej wyrwała po roku 1989r.. Stąd też, czytając czasami komentarze rosyjskich internautów, coraz natykam się na zarzuty, jakobyśmy się sprzedali Stanom Zjednoczonym i byli ich… powiedzmy najemnikami.
Ciężko również mówić o polskiej („odwiecznej”) rusofobii. Kilka wieków bełtania kultury naszych dwóch nacji, jak również braterstwo broni Polaków i Rosjan przeciwko faszyzmowi, sprawia że po obu stronach rodzą się naturalne sentymenty. Poza tym, elementem łączącym nasze narody jest niechęć do panów na Kremlu, od których w ostatnim tylko stuleciu Rosjanie wycierpieli sporo więcej nieźli Polacy (nie bacząc na 17 września, Katyń, czy Powstanie Warszawskie).
Poza tym, rosyjski publicysta – powtarzając postradziecką propagandę, popełnia jeden zasadniczy błąd. Otóż broni on zbrodniczego systemu ZSRR, gdyż wychodzi z założenia, że świadczył on kiedyś o potędze Rosji. Nic bardziej mylnego. Bolszewiccy przywódcy dość jednoznacznie odcinali się w swojej retoryce od Rosji i rosyjskości. Ich interesowała rewolucja internacjonalistyczna, wszechświatowa. Nie bez kozery klasyk (Włodzimierz Uljanow) w rewolucyjną noc (24/25 października 1917r.) powiedział: „W rewolucji nie obchodzi mnie tylko Rosja. Ja pluję na Rosję! Rosja jest tylko pośrednim etapem w marszu światowej rewolucji dla zdobycia całego świata… Wolę milionera lub kapitalistę, który neguje Boga, niż chłopa czy robotnika wierzącego w Boga… od dzisiaj nie będziemy mieli litości dla nikogo i zniszczymy wszystko, by na tych ruinach wznieść naszą świątynię.”
Teraz już będzie pokój
Witalij Tretiakow w uspakajającym tonie zwraca się do krajów „pomiędzy Wschodem, a Zachodem”, twierdząc że żadnej następnej ekspansji, czy „ kolejnego rozbioru z naszym udziałem nie będzie”. Nic – jakoby, nam podobnego nie groziło. Z początku myślałem, że publicysta maskuje intencje. Po chwili jednak je przejrzałem. Rzeczywiście, armia rosyjska nie wkroczy na nasze i sąsiednie terytoria, bo i nie musi tego robić. To nie mocno przestarzałe wojsko decyduje o sile państwa na początku XXI w. Tretiakow głaszcząc nas, jednocześnie cynicznie daje do zrozumienia, że rosyjskie imperium odrodzi się inaczej. Jak – zapyta ktoś naiwny? Omówmy wpierw wypociny Putina na Westerplatte.
Rosyjski premier, co wielu przeoczyło, wykorzystując swoje pięć minut w Gdańsku, zdążył obrazić nie tylko Polskę i Polaków, ale również kraje Bałtyckie, Białoruś i Ukrainę. Co właściwie powiedział Władimir Władmimirowicz? Zaczął od kwestii, którą zaznaczyłem już wcześniej, próbując zachęcić nas do pokajania się za „inwazję na Czechosłowację”, zrównując ją z paktem Ribbentrop – Mołotow. Później Putin stwierdził, że to „maja strona” dała Niemcom wolność (od komunizmu). Zauważmy, że wypowiedź tę zaadresował bezpośrednio do niemieckiej kanclerz, stojąc kilkaset metrów od Stoczni Gdańskiej, kolebki „Solidarności”. Później dorzucił jeszcze hitlerowską wzmiankę o niesprawiedliwościach Traktatu Wersalskiego. Nie zapomnijmy, że to przecież dzięki temu dokumentowi międzynarodowemu zrodziły się lub powstały na nowo takie państwa jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechosłowacja. Trudno tę frazę interpretować inaczej, niźli zanegowanie podmiotowości tych państw. Innymi słowy: „Ej Wy, Niemcy! My są duże kraje to musimy się trzymać razem i razem jakoś dogadywać”. I tu dochodzimy do sedna sprawy.
„Kolejnego rozbioru nie będzie” – jak sprytnie oznajmia Witalij Tretiakow, gdyż ekspansja dokona się drogą surowcową. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wbrew zasadom gospodarności, ekologii, stanowisku Parlamentu Europejskiego, unijnej zasadzie solidarności oraz rachunkowi ekonomicznemu Rosjanie i Niemcy po dnie Bałtyku za kilkadziesiąt miliardów euro prowadzą rurę, chcąc w ten sposób wpompować do Europy (omijając w/w kraje) surowiec, będący sercem gospodarek w XXI w.?
Gdzie jest premier z Krakowa?
W niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, niedoszły „premier z Krakowa” – Jan Rokita, stwierdził we właściwym dla niego stylu, że sytuacja geopolityczna Polski „zmieniła się”. Jest jedyny polityk (już niestety eks), który tę prawdę pojął. Polska dwugłowa dyplomacja zdaje się, albo tkwić w wyobrażeniu polityki mocarstwowej i pragmatyce wygrażania obcym pięścią (Kaczyńscy), albo w perspektywie zagłaskiwania i usypiania (Tusk i jego mafia z PO). Wszak, co może nam zrobić niegroźna Rosja, kiedy jesteśmy w Unii (z Francją i Wielką Brytanią) oraz w NATO. Przecież w razie jakiegokolwiek konfliktu życzliwy Polsce Barack Obama zrzuci amerykańskich chłopców gdzieś pod Białymstokiem i razem z polską nieistniejącą armią zawodową skopiemy ruskim tyłki.
Niestety, nie w tym rzecz. Nieudolna prezydentura Kwaśniewskiego, wasalne wobec Moskwy rządy Leszka Millera (skończone uzależnieniem gazowym do 2020r.) połączone z ogólnymi przeobrażeniami geopolitycznymi sprawiają, że nasza sytuacja stał się co najmniej niekorzystna. Czy jest się zatem czego bać? Czy Rosja odbuduje swoje imperium?
Moja odpowiedź brzmi: nie. I nie mówię tego, jako optymista, czy piarowiec Tuska. Wszystko podpieram faktami. A te są dla Rosji miażdżące. Po pierwsze, Imperium Zła (powtarzam za Reaganem) nie upadło bez przyczyny. ZSRR był siedliskiem neofeudalizmu, krajem zbudowanym na negacji Boga, eksterminacji religii, rozprzężeniu rodziny oraz zagarnięciem człowieka przez tyranię państwa. Taki twór nie mógł nie upaść. Gdyby Rosja odpowiednio zreflektowała się nad własną historią, nie powtarzałaby kretyńskich haseł propagandy z lat ’40 i dalej. Skupiła by się raczej na kontynuowaniu trudnych, a niekiedy bolesnych reform związanych z transformacją (nie tyle gospodarczą, co świadomościową), które każde z postkomunistycznych państw musiało przeprowadzić. Niestety, wraz z odejściem Jelcyna i wysunięciem do władzy czekistów, Rosja zdała się z tej drogi zejść definitywnie.
Po wtóre, nie samym gazem Rosja żyje. Niedawne kryzysy energetyczne pokazały, że brak tranzytu tego surowca na Zachód, powoduje kompletny paraliż… rosyjskiej gospodarki. Jest ona bowiem nastawiona wyłącznie na wydobycie. Kompletnie zaś nieprzystosowana do przetwórstwa. Nie wspominając już o rozwoju innych gałęzi przemysłu, na którym można by kulejący kraj oprzeć.
Po trzecie, rosyjskie społeczeństwo jest – delikatnie rzecz nazywając, w zadyszce. Od kilku lat przyrost naturalny jest na minimalnym wzroście. Maleje współczynnik ludności etnicznie słowiańskiej, a kraj zalewają chińscy i muzułmańscy imigranci. Średnia długość życia ledwo podchodzi pod sześćdziesiątkę. Społeczeństwo jest zdemoralizowane (a wraz za nim armia), często rejteruje w alkoholizm, rasizm (ponad 400 mordów w 2008r. na tle narodowościowym) oraz nienawiść. Wszystko to są pozostałości po uprzednim systemie, który w ten sposób wygenerował swój upadek. Jedyne co pozostaje Rosjanom, to ucieczka do dumy narodowej, wynikającej z imperialnej przeszłości. I tę strunę zręcznie naciągają Miedwiediew z Putinem, gdyż przy takim rozdaniu nie mają innej alternatywy. W sytuacji erozji społeczeństwa jest to tama blokująca wewnętrzny bunt.
Po czwarte – najistotniejsze. Wbrew temu, co pisze Witalij Tretiakow, to nie USA, Rosja, UE i Chiny są współczesnymi mocarstwami. Takiego pojęcia i rozłożenia akcentów w ogóle bym nie brał pod uwagę. Po upadku komunizmu (idąc za Huntingtonem) w niedalekiej przyszłości nastąpi starcie na zupełnie innej płaszczyźnie. Nie będzie to odnowienie sporu na linii Rosja – Zachód. Świat doświadczy zderzenia cywilizacji islamskiej, z cywilizacją (post)chrześcijańską. I najważniejsze – Rosja nieświadomie pchnęła glob w pierwszy epizod tego konfliktu, wywołując zupełnie bezsensowną wojnę na Kaukazie. Eksterminacja narodu Czeczeńskiego, sprawiła że sprawa niewielkiego państewka hen gdzieś daleko na zadupiu w górach, stała się dla muzułmanów z tamtego regionu kwestią świętej wojny religijnej świata islamu z „niewiernymi”. Religijny fundamentalizm wyznawców Allacha zalewa, zarówno etniczną Rosję, jak i Europę (korzystając z jej przywilejów i praw wolnościowych), Azję jak i USA.
Gdyby na Kremlu zamiast zaślepionych głupców i cynicznych ignorantów rządzili mężowie stanu, rychło by do takiej konkluzji doszli. Ze szkodą dla samej Rosji jej nowi carowie wolą łechtać się minioną propagandą oraz zapachem ruskiego gazu i jego złudną siłą.
P.S. – odnośnie tytułu artykułu w „Rzepie” („Niepotrzebnie was, u diabła, ratowaliśmy”), to polecam obejrzeć we czwartek 17 września 2009r. w TVP1 (godz. 22.15), film p. Grzegorza Brauna pt. „Marsz Wyzwolicieli”.
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura