Całkiem możliwe, że tak właśnie się dzieje. Wszystko przez antykoncentracyjne przepisy prawa farmaceutycznego, które na terenie jednego województwa dopuszczają posiadanie przez jeden podmiot, bądź przez podmioty przez niego kontrolowane nie więcej, aniżeli 1% liczby wszystkich aptek ogólnodostępnych (art. 99 ust. 3 pkt. 2 i 3 pr. farm.); przepis ten uniemożliwia również jednoczesnego prowadzenia hurtowni farmaceutycznej i apteki ogólnodostępnej przez te same podmioty (art. 99 ust. 3 pkt. 1 pr. farm). Wprowadzenie ograniczników antymonopolowych w 2001r. (sukcesywnie później zawężanych) miało uchronić polski rynek apteczny przed kartelizacją. Tymczasem, każdemu niemalże pacjentowi znana jest „oczywista oczywistość”, że w ostatniej dekadzie, tak duże, jak i mniejsze sieci apteczne wprowadzały na rynek daleko więcej aptek, aniżeli stanowił o tym „limit jednego procenta”. Liczba aptek zamiast ustabilizować się – gwałtownie wzrastała. Głównie za sprawą sieciówek.
Jak mogło zatem do tego dojść?
£
Stosowny normy pozwalają nawet temu organowi, tak przed wydaniem zezwolenia (art. 37am pkt. 2 pr. farm.; art. 77 k.p.a.), jak i już następczo (art. 37at ust. 5 pr. farm.) zwrócić się do odpowiednich instytucji z wnioskiem o zbadanie pod kątem zgodności z prawem treści takiego oświadczenia (czy też szerzej – zbadania spełniania ustawowych wymogów na prowadzenie apteki). To logiczne, że akuratne sito kontrolne ustawiono w prawie farmaceutycznym już na etapie procedowania nad zezwoleniem. Każde inne rozwiązanie uczyniłby bowiem „zapis antykoncentracyjny” martwym (nadzór zostałby pozbawiony narzędzi weryfikujących). Aptekę mógłby prowadzić bowiem ktokolwiek, czyniąc ze składanego oświadczenia nic nie warty kawałek papieru. Nie tego przecież oczekiwano.
£
Rzeczywistość nie ułożyła się jednak już tak racjonalnie i składnie. Doprowadzono bowiem do takiej oto sytuacji, w której praktyka administracyjna, a nie treść normy prawnej zadecydowała o tym, jak dany przepis powinien być stosowany. W tym wypadku nadzór farmaceutyczny zignorował jedną z fundamentalnych zasad interpretacyjnych – zakaz wykładni non per est; inspektorzy w praktyce wykładali przepisy antymonopolowe w ten sposób, jakoby powiązania pośrednie i faktyczne pomiędzy podmiotami nie musiały być przed wydaniem zezwolenia uwzględniane, pomimo wyraźnego zawarcia takich wyznaczników w treści samej normy prawnej.
Odpowiedź może być tylko jedna: nie. Taka sytuacja to wielowarstwowe złamanie prawa, rodzące daleko idące konsekwencje i zaburzenia na samym rynku aptecznym, jak również w dziedzinie zdrowia publicznego.
£
Krótką analizę prawną problemu rozpocznijmy od dość oczywistego nawet i dla laika stwierdzenia. Nie powinno bowiem budzić zaskoczenia, że w sytuacji gdy zezwolenie na prowadzenie apteki uzyskał podmiot, który pierwotnie nie spełniał ustawowych przesłanek pozytywnych ku temu, to taka decyzja zezwoleniowa obarczona jest poważną i w mojej ocenie nieusuwalną wadą prawną, która skutkuje jej nieważnością (art. 156 § 1 pkt. 2 i 7 k.p.a.). Ów nieważność rozumieć należy wielopłaszczyznowo, gdyż występuje ona w różnym nawarstwieniu i na różnych etapach procedowania przez inspekcje farmaceutyczne (czasami pojedynczo, czasami łącznie).
£
W drugim rzędzie należałoby wspomnieć o sytuacjach, w których same jednostki nadzoru farmaceutycznego nienależycie, nieprawidłowo lub jawnie sprzecznie z prawem interpretowały art. 99 ust. 1 pkt. 1 – 3 pr. farm. Inspektorzy np. nie uwzględniali powiązań faktycznych, majątkowych i osobowych pomiędzy spółkami aptek sieciowych, błędnie przyjmując następczo, że podmiot taki nie prowadzi więcej, aniżeli jednego procenta aptek. To właśnie najczęściej w wyniku takiego procederu, aptek w województwie nie powstawało dopuszczalnych 17 (jeśli weźmiemy na tapetę województwo mazowieckie), tylko 170 lub więcej.
Właściciele bowiem jednej spółki (prowadzącej apteki na styku progu ustawowego), na okoliczność otwarcia kolejnej placówki tworzyli nową spółkę celową (spółkę-córkę), czasami nawet nie eliminując z obu tych podmiotów powiązań kapitałowo-osobowych, albo wnosząc do spółki-córki wkład na pokrycie udziałów w całości ze środków pieniężnych, należących do mienia spółki-matki. Dla inspektorów farmaceutycznych takie omijanie norm prawnych było działaniem dopuszczalnym, gdyż eliminowało relację: podmiot kontrolujący – podmiot kontrolowany (chociaż takie interpretowanie przepisów antykoncentracyjnych jest niedopuszczalne).
£
I wreszcie trzecia sytuacja, to taka, w której już po samym wydaniu zezwolenia dana apteka (lub grupa aptek) przestała spełniać wymóg „jednego procenta”, a tym samym traciła ona rację bytu (podstawa prawna decyzji zezwoleniowych po prostu odpadała). Specyfika funkcjonowania w realiach regulowanej działalności gospodarczej sprawia bowiem, że podmiot, który przestaje spełniać warunki na prowadzenie takiej działalności (w tym wypadku: apteki), traci stosowne zezwolenie i musi zaprzestać jej dalszego wykonywania. Potwierdza to również brzmienie odpowiednich przepisów prawnych; począwszy od ustawy o swobodzie działalności gospodarczej (art. 6 ust.1, art. 71 ust. 1 pkt. 1 i 3 w zw. z art. 65 ust. 1), na samym prawie farmaceutycznym skończywszy (art. 37ap ust. 1 pkt. 2 w zw. z art. 99 ust. 3 pkt. 2 pr. farm.).
Całkiem możliwe zatem, że na polski rynek na przełomie kilku ostatnich lat (po jego rozregulowaniu zmianami z 2002r.) weszły setki, czy nawet tysiące „sieciówek” z zezwoleniem obarczonym nieusuwalną i rażącą wadą prawną. Z punktu widzenia prawa ich zezwolenia można i należy zakwestionować, a one same powinny zaprzestać dalszego prowadzenia aptek. Tyle fakty i wynikająca z nich moja ocena. Dosłódźmy jednak tekst elementem wiedzy praktycznej. Ta z kolei wskazuje na to, że właściciele aptek sieciowych – najczęściej ludzie spoza zawodu, o niskiej etyce zawodowej, albo w ogóle niewykonujący zawodu mającego uregulowany zbiór zasad deontologicznych – umyślnie i z premedytacją wykonywali proceder, mający w założeniu łamać antykoncentracyjne przepisy prawa farmaceutycznego. Jest to zachowanie godne potępienia, jako bezprawne i zwyczajnie nieuczciwe. Znany jest mi przypadek jednego przedsiębiorcy (z wykształcenia bodajże mechanika samochodowego), który przechwalał się na forum aptekarzy, że otworzy tyle aptek, ile będzie chciał bo „ma znajomości w nadzorze”. W rzeczywistości nie potrzeba było mieć tam jakichkolwiek znajomości; wystarczyło nicnierobienie tego organu, aby zakładana przez ustawodawcę demonopolizacja i urynkowienie aptek, doprowadziły do sytuacji, w której istnienie aptek indywidualnych, w niewiele ponad dekadę po przeprowadzonych zmianach, jest realnie zagrożone.
Jednym niefortunnym i nieprecyzyjnym zapisem ustawowym, który zmieszano z administracyjną machiną zaniechania, dosmaczano premedytacją podmiotów nieszanujących prawa oraz przyozdobiono krótkowzrocznością przedstawicieli samego środowiska aptekarskiego wypichcono nam potrawę, która po spożyciu wszystkim nam odbije się czkawką, jeśli nie czymś jeszcze bardziej obrzydłym.
Komentarze
Pokaż komentarze (1)