Trwa kolejny szczyt Unii Europejskiej, zatem szczytuje również unijna demokracja. Rozczarowana wczorajszym impasem kanclerz Angela Merkel zachęcała do dalszych zakulisowych podchodów w celu przeforsowania Timmermansa na szefa Komisji Europejskiej. Jak bowiem stwierdziła niemiecka przywódczyni, głosowanie w kwestii wyboru na to stanowisko jest ostatecznym wyjściem, którego należy unikać.
Tak pojmują demokrację ludzie, którzy mają najsilniejsze głosy w całej Unii, dotyczy to bowiem i prezydenta Francji. Nie dotyczy to natomiast Donalda Tuska, gdyż on jedynie rekomenduje na unijnym forum pomysły wyżej wymienionych.
Zatem wg Merkel należy unikać ostateczności, jaką jest głosowanie. Być może ta przedziwna antydemokratyczna obsesja Niemiec wynika z historycznego doświadczenia – ostateczność kojarzy im się niemile z niemieckim pomysłem sprzed kilkudziesięciu lat - ostatecznym rozwiązaniem pewnej kwestii, o której wszyscy pamiętamy, a Żydzi najlepiej.
Od dłuższego już czasu, co najmniej kilkunastu lat słyszymy w Unii opinie, że głosowanie jest niedobre, gdyż grozi rozłamem. Pamiętam świetnie, że takie zdanie wygłosił przyboczny Tuska Paweł Graś w 2009 roku, także przy okazji obsady unijnych stanowisk. Powiedział, że należy dążyć do zaakceptowania delikwenta przez aklamację, gdyż głosowanie stanowi ryzyko podziału na frakcje. Oczywiście wtedy pomyślałem, że zwyczajnie bredzi, jak to Graś.
Jednak sprawa jest poważniejsza niż tysiąc Grasiów razem wziętych. Takie bowiem jest przekonanie dominujące na unijnych szczytach władzy - coś, co do tej pory wydawało się nam demokratyczne do szpiku kości, teraz jest ze wszech miar szkodliwe. Wynika z tego jasno, że Unia będzie dążyć do wyeliminowania głosowania z demokratycznych procedur.
W powietrzu zawisa jednak pytanie, co nam pozostanie z całej tej demokracji, jeśli uda się przeforsować ten wynalazek naszym drogim przywódcom? Otóż pozostaną nam medialne relacje „na żywo” z ich tajnych konszachtów. No i oczywiście pozostaną unijne szczyty, które doskonale znamy skądinąd, a mianowicie jako zjazdy partii przewodniej. Reasumując, zmierzamy na powrót ku demokracji socjalistycznej.
PS. Kiedy Jarosław Kaczyński „rządzi z tylnego siedzenia”, to obrońcom konstytucji trąci taka sytuacja faszyzmem. Czym trąci ustrój, w którym demokratyczne głosowanie jest najgorszym wyjściem?
Inne tematy w dziale Polityka