Jeśli chodzi o tytuł Wielkiego Dzbana* Opozycji w kontekście wyborczym, to waham się pomiędzy Gazetą Wyborczą, Aleksandrą Dulkiewicz a Grzegorzem Schetyną. Kandydatur był dostatek, poczynając od literackich wykwitów czerskich cyngli, aż do psychopatycznych bredni konfederatów spod kremlowskiej gwiazdy. Jednak - jak poucza nas popularny spot reklamowy – wygrany może być tylko jeden, więc trzeba laureata wyłonić.
W przypadku Gazety Wyborczej fascynujący jest ten dar wyparcia odpowiedzialności, który posiedli i opanowali do perfekcji. A przecież to oni wręcz „na chama” wypromowali tę pokracznie niezborną Koalicję Europejską, klaskali chamowatym antyklerykałom w rodzaju Jażdżewskiego, wymyślali niestworzone bzdury o Kaczyńskim, Macierewiczu, Morawieckim. Chwytali się wszystkiego oprócz programu. To także antykościelna wścieklizna środowiska GW zmobilizowała elektorat dla PiS. A cóż robią po klęsce wyborczej ci mistrzowie politycznego marketingu z ulicy Czerskiej? Spokojniutko, bez skrępowania, jakby dopiero co z księżyca na polską glebę spadli, tłumaczą swoim faworytom, co źle zrobili, co mogli zrobić inaczej i czego nie powinni byli robić w ogóle. Taki mają etos.
Prezydent Gdańska przed wyborami czuła się „dumna i zaszczycona” uczestnictwem w gdańskim Marszu Równości. Po marszu wypowiedziała się, że w parodii procesji Bożego Ciała nie widzi niczego, „co obraża katolików”. Tuż po przegranych wyborach poczuła się „do głębi poruszona symboliczną przemocą” wobec katolików, jakiej dopuszczano się na rzeczonym marszu. Przyznam szczerze, że skłaniam ku tej kandydaturze do Dzbana. Jest bowiem dulkiewiczowskie dzbaństwo krystalicznie czyste, zgodne z definicją i nieskażone refleksją. Kompromitowała się w sumie przez kilkanaście dni kolejnymi wypowiedziami na temat marszu. I czyniła to z radosną ochotą. Bo dzban, nawet pusty, może dać wiele radości. Jest jakaś dzbanowata świeżość w tej Dulkiewiczowej i nadzieja na przyszły rok, jak by to ujęła Krystyna Prońko. Przy czym mam na myśli w tym kontekście przyszłość PiS, rzecz jasna.
Natomiast szef Koalicji Europejskiej oznajmił po wyborach, że jest pomysł na pokonanie PiS, „tylko trzeba go dobrze znaleźć i wiedzieć z kim szukać”. Przed wyborami Schetyna nie potrzebował szukać pomysłu, gdyż odczuwał pewność zwycięstwa, jak zresztą wszyscy jego koalicjanci. Schetyna powoli przechodzi do klasyki. Przegrał bardzo ważną bitwę, zszokowany, po prostu bredził. Był więc naturalny, nie grał. Dziennikarz go przycisnął, chłop się zasumował, nie bardzo miał co odpowiedzieć, zatem powiedział byle co. Ludzka rzecz. Ale jest pysznie zabawny w tych bredniach, a nie ponury, jak jakiś Braun czy inny Korwin. Schetyna wypadł jak Schetyna, ani lepiej, ani gorzej.
Rozczarowanych brakiem Krystyny Jandy w konkursie informuję, że odpadła w eliminacjach. Tuzinkowa głupota nie jest w stanie brać udziału w zawodach. Donald Tusk tym razem siedział na trybunach. Owszem, Tusk jest odpowiedzialny za to, że Koalicja przybrała ten urbanowski sznyt przed wyborami, on chyba wymyślił Jażdżewskiego i w gruncie rzeczy to on pogrążył partię biednego Władka Kosiniaka, któremu zamachał premierostwem przed oczami. Ale w tych wyścigach o Wielkiego Dzbana usiadł na trybunie. Jak zawsze przezorny i ubezpieczony.
*Młodzieżowe Słowo Roku 2018. Według słownika slangu i mowy potocznej słowo "dzban" to negatywne, zabawne określenie osoby, która zrobiła coś głupiego, śmiesznego itp. To też osoba często nieobyta, wyróżniająca się pod względem zachowania.
Inne tematy w dziale Polityka