Ta metoda już od dawna jest popularna w pewnych kręgach "naukowych", zwłaszcza gdy uczeni są widowiskowo bezradni, co grozi obcięciem finansowania. Jakiemuś niewytłumaczalnemu zjawisku nadaje się nową nazwę, najlepiej jeszcze bardziej niezrozumiałą niż sam problem i ten zabieg przedstawia się jako wyjaśnienie lub rozwiązanie kwestii.
Zatem premier Ewa Kopacz rewolucjonizując finanse publiczne posłużyła się metodą naukową, co należy jej oczywiście zapisać na plus. Za chwilę wystąpi zapewne najnowszy nabytek PO Ludwik Dorn i przeprowadzi skomplikowany dowód z użyciem trudnych wyrazów, że zastąpienie słowa „składka” słowem „podatek” jest przełomem w reformowaniu finansów publicznych. Kopacz przedstawiła to wyłącznie jako likwidację składek, przezornie nie wspominając o podatku, co oznacza, iż nauki Donalda Tuska jednak nie do końca poszły w las. Tak więc obecna premier nie dość, że sama się uczy, to sięga po naukowe instrumenty w celu robienia ludziom wody z mózgów.
Okrutną opinię wystawił tej rewolucyjnej zmianie Ryszard Petru – „księgowa ściema”. Bardzo bystro zauważył, że nie ma się co martwić tym wynalazkiem Kopacz, gdyż jej partii nie udało się zrealizować ani jednej obietnicy w ciągu ośmiu lat rządów. Petru co prawda jest także niezły w nawijaniu makaronu na uszy wyborcom, lecz w odróżnieniu od Kopacz czasami bąknie coś do rzeczy, szczególnie w stosunku do pomysłów konkurencji w wyborach.
Natomiast prawdziwie rewolucyjną zmianę w finansach państwa zasugerowała rzecznik PO Joanna Mucha, która niezwykle udatnie zastąpiła Małgorzatę Kidawę-Błońską w roli lektorki projektu „Cała Platforma czyta lemingom”. Mucha oskarżyła PiS, że po ewentualnym zwycięstwie w wyborach będzie realizowało swój program z pieniędzy podatników. Sam zarzut nie jest jakiś wyjątkowo ważki, bywały cięższe oskarżenia wobec środowiska PiS, jak choćby ostatnio sybarytyzm psa Kacperka lub nikczemność prezydenta Dudy, który jako prawnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego miał czelność w jego imieniu zaskarżyć do TK ustawę autorstwa Platformy Obywatelskiej.
Jest jednak w wypowiedzi Muchy oczywista sugestia wynikająca z samej istoty tego zarzutu – skoro utracjuszowski PiS będzie realizował program z podatków, więc oczywiste jest, że gospodarna Platforma takiego procederu się wyrzeka. Nigdy, przenigdy PO nie będzie realizowała swojego programu z pieniędzy podatników! - możemy słusznie domyślać się z sugestii Muchy. Z drugiej strony Platforma zaklina się na wszystkie postępowe świętości, że jeśli wyborcy jej zaufają, to swój program realizować będzie, choćby wszy po ścianach chodziły. I tu powstaje dramatyczne pytanie, z jakich źródeł sfinansuje swoja rewolucyjną zmianę, skoro nie z podatków?
Ktoś powie, że partia, która niezwykle sprawnie zorganizowała sieć kantorów wyborczych (vide Wałbrzych), a także zrewolucjonizowała ustawianie przetargów na autostrady, nie wspominając już o konkursach na stanowiska państwowe, znajdzie także jakiś sposób na finansowania swojego programu ze składek członkowskich. Owszem, dlaczego nie? To jest oczywiście możliwe, jeśli zapowiadany przez Kopacz przełom w finansach będzie szyty na wzór sławetnej tarczy antykorupcyjnej, która zaistniała jedynie na papierze, a i to na świstku sporządzonym przy trunkach i cygarach podczas szampańskiej narady gabinetowej w KPRM.
Istnieją poważne przesłanki, iż taki model zostanie zastosowany, gdyż prominenci PO już teraz wykluczają rok 2016 jako początek swojej „rewolucyjnej zmiany”, o 2017 mówią, że to bardzo napięty termin, dopiero 2018 wymieniają jako możliwy i to pewnie pod koniec. A wtedy już za pasem kolejne wybory, więc wyjdzie uśmiechnięty Schetyna i powie: No, jak to? Nie możemy teraz zajmować się takimi ważnymi sprawami, skoro klasa polityczna drży w gorączce wyborczej, poczekajmy do następnej kadencji...I to jest właśnie istota projektu „Cała Platforma czyta lemingom”.
Inne tematy w dziale Polityka