Nie ulega wątpliwości, że w kwestii obecności w Komitecie Honorowym Marszu 13 Grudnia biskupi zmarnowali okazję, żeby siedzieć cicho. A już na pewno stracili sposobność do praktykowania ewangelicznej cnoty, żeby „w cichości serca spełniać Wolę Bożą”. Dopóki bowiem nie angażowali się w prostackie członkostwo, mogli zachować apolityczność, nie rezygnując z wyrażania swojej aprobaty i opinii.
Wchodząc jednak do Komitetu Honorowego zadeklarowali się po konkretnej stronie sporu politycznego i niejako zatrzasnęli za sobą drzwi pułapki, dość prymitywnej zresztą. Wychodząc bowiem z Komitetu, wcale nie wstąpili na grunt neutralny. W sytuacji, gdy za wejście spotkała ich totalna krytyka ze strony władzy i jej beneficjentów medialnych, to swoim wyjściem faktycznie podzielili stanowisko obozu władzy. Cnotę stracili, a i rubla także. Nikt nie uważa ich za neutralnych w sprawie marszu, a wielu za chwiejnych duchowo i moralnie.
Nie dowiemy się zapewne, czy prezydent Komorowski, wznosząc się niebotycznie wysoko ponad podziały, interweniował w Watykanie, czy nie. Czy może wystarczyła rozmowa z nuncjuszem papieskim. Media rządowe dodały swoje. W każdym razie interwencja była na tyle skuteczna, że biskupi stulili uszy po sobie i znaleźli się na manowcach apolityczności.
Symbolem zaplątania polskiego kleru jest biskup Pieronek, który apolityczność głosi w portalu naTemat, stricte politycznego, anyklerykalnego i lewackiego. A na domiar złego uważanego za przybudówkę Newsweeka, który został wymieniony jako przykładowy w brutalnych atakach na chrześcijan w raporcie Papieskiego Stowarzyszenia Pomocy Kościołowi w Potrzebie. Nie da się ukryć, że biskup Pieronek raczej opuścił swój kościół w potrzebie. To tyle w temacie biskupich manowców.
Jarosław Kaczyński pójdzie dzisiaj w marszu, co także nikogo nie dziwi, to jest konsekwencja jego chwalebnej antysystemowości wobec systemu III RP. A żeby uprzedzić ataki od razu dodaję, że co najmniej dwoje prominentnych polityków z obozu władzy PO winno być wdzięcznych Kaczyńskiemu, że tym marszem bierze ich w obronę przed złowrogim systemem.
Po pierwsze powinien odczuwać wdzięczność Sławomir Nowak, o którym jego towarzysze z PO (choćby posłanka Pomaska, o ile dobrze pamiętam) powiedzieli, iż „jest trochę ofiarą systemu”. A przecież innego systemu nie mamy, tylko ten jeden z III RP, ten właśnie którego tak heroicznie broni Kuczyński, Żakowski et consortes. Drugim jest oczywiście marszałek Sikorski, on bowiem także według swojej koleżanki Julii Pitery „stał się trochę kozłem ofiarnym systemu”.
„Taka jest prawda” – oznajmiła stanowczo Pitera i tego należy się trzymać, bo komuż wierzyć, jeśli nie prominentom systemu? Jakby nie było, to faktem niezaprzeczalnym jest istnienie systemu, który pożera nawet własne dzieci i w tym kontekście antysystemowość Kaczyńskiego jest chwalebna ponad wszelką miarę.
A co z premier Ewą Kopacz, która tak żwawo wymachiwała ubecką fałszywką na spotkaniu z samorządowcami ze swojej partii, już tylko w żartach nazywanej obywatelską? No cóż, ona chyba już na stałe wkroczyła na ubecką ścieżkę rozwoju duchowego. Temu nikt nie zaprzeczy, bo sama dała na to niezbity dowód. Rzadko się zdarza taka jasna deklaracja u polityka.
Inne tematy w dziale Polityka