seaman seaman
4647
BLOG

Służbowe rozmowy przy prywatnym winie

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 70

Sprawa była już właściwie przesądzona po tym pierwszym komentarzu. Były minister Rostowski proszony o wypowiedź na temat podsłuchanej rozmowy z aktualnym ministrem Sikorskim odparł, że nie będzie komentował stenogramu z prywatnej rozmowy w restauracji; rozmowy pomiędzy dwoma osobami, które przyjaźnią się od 30 lat. I to wystarczyło. Kto ma słuch teatralny, to w tym miejscu usłyszy trzask zamykanej stalowej pułapki na myszy. A pułapka się zamknęła po tej wypowiedzi, bo przecież minister Sikorski rachunek zapłacił dużo wcześniej służbową kartą.

I od tego momentu, gdy przebrzmiały słowa ministra Rostowskiego, minister Sikorski nie miał już dobrego wyjścia. Prywatna rozmowa – służbowa karta. Zabójcza kombinacja dla wysokiego urzędnika państwowego. Dobiła Sikorskiego rzecznik rządu Kidawa-Błońska, ona zawsze zmarnuje okazję, żeby siedzieć cicho. Z czarownym wdziękiem rasowej blondynki wyraziła nadzieję, że Sikorski zwróci pieniądze, bo przecież każdy płaci swoje rachunki za prywatne rozmowy w restauracjach. Późniejsze próby Sikorskiego i MSZ zamiany wina w wodę, czyli rozmowy prywatnej w służbową, budziły tylko pełną zażenowania refleksję nad obciachem człowieka, który pragnął uchodzić za angielskiego dżentelmena z oksfordzkim akcentem.

I ja tak sobie myślałem, że to już ostateczny poziom kompromitacji; że on w końcu zwróci te pieniądze i powie coś w tym guście: No trudno, nie zgadzam się z taką interpretacją, a dla dobra sprawy przepraszam i zwracam pieniądze. Tak sobie myślałem, ale nie doceniłem fantastycznej wyobraźni delikwenta, który zwrócił pieniądze, lecz jedynie za wino, z uzasadnieniem, że zbyt drogie było, jak na służbową rozmowę. To jest już tak głupie i przaśne, że ręce opadają i w zasadzie trudno to nawet skomentować  – mamy  służbową rozmowę przy prywatnym winie. Prywatny wyszynk do państwowego korytka. Deser i kawa pewnie też były państwowe.

Mnie się od razu kojarzy PRL i te opowieści o delegacjach służbowych, w których cwani urzędnicy usiłowali wyjść na plus w rozliczeniach swoich peregrynacji po kraju. Ja się co prawda nie załapałem, bo pływałem intensywnie po morzach i oceanach, ale te delegacje przeszły do literatury i rodzinnych opowieści. Każdy ma przed oczami spoconego osobnika, który wchodzi w skomplikowane układy z kierownikiem hotelu, konduktorem pociągu, z kelnerami w restauracji (nomen omen!), żeby coś oberwać dla siebie z tej diety podróżnej. Te walizki pełne skarbów domowej spiżarni, puszek ze śledziem w pomidorach i słoików z domowym smalcem; noclegi w dziwnych miejscach; lewe rachunki i bilety zdobywane jakimiś tajemniczymi sposobami; te układy i negocjacje z księgowym po powrocie i wreszcie nylonowe rajstopy dla połowicy, też wykrojone z owych kombinacji.

I ta peerelowska opowieść, to jest moim zdaniem opowieść na miarę służbowej karty użytej do zapłacenia prywatnego spotkania w restauracji. Sumy są inne, jedzenie lepsze, trunki o niebo wytworniejsze, a dżentelmeni po angielsku mówią biegle i z oksfordzkim akcentem, lecz to jest ten sam proceder delegacyjny. Spocony człowieczek z obrazu Dudy-Gracza stara się wykroić coś dla siebie z diety, minister chce coś uszczknąć z funduszu reprezentacyjnego, czy jak tam to nazwać. To nie jest proceder na miarę wyszarpywania swojego kawałka z postawu czerwonego sukna, żadne złodziejstwo ani zdrada ideałów. Ale to świadczy o kalibrze i klasie postaci. I minister Sikorski nie różni się w tym kontekście od przysłowiowego peerelowskiego zaopatrzeniowca, który ze swojej diety chce sobie dorobić na litra, czy półtora, bo w przyszłym tygodniu są imieniny jego starej.

Jeśli ktoś uważa, że analogia jest nietrafna, to mam inną opowieść, też z życia wziętą, prosto z ulicy. Małe miasteczko gdzieś na wschodzie, jakiś urząd, poczta albo ZUS, nieważne. Sala obsługi klienta, jak zwykle. Jeden stół albo dwa lub trzy, pod ścianami blaty, automaty do numerków kolejkowych, krzesła, okienka urzędników. W środku tłumów nie ma, ale wystarczy ludzi, żeby się niecierpliwić i denerwować stratą czasu, jak komuś spieszno. Jest także pewien obywatel, stosunkowo zamożny i stateczny mąż oraz ojciec, dość znany samorządowiec, wybierany wielokrotnie do różnych „ciał”, nigdy nie karany, pracowity i spokojny. Zapewne co niedziela jest w kościele, ale to moje przypuszczenie, bo takich szczegółów opowiadający mi nie przekazał. No, sól tej ziemi jednym słowem.

Przy jednym ze stołów zaaferowana kobieta mozolnie wypełnia jakieś skomplikowane kwity, miejsce w ogonku do okienka ma zajęte, więc zerka z niepokojem, czy zdąży wypisać papiery, zanim nadejdzie jej kolej. Wreszcie kończy, chwyta torebkę, w drugą dłoń zgarnia papiery i pędzi do kolejki. Na stole zostaje portfel. I teraz na scenę wkracza nasz stateczny obywatel i sól tej ziemi - bez większego namysłu, jak automat, tylko rozejrzał nieznacznie się na boki, podchodzi do stołu, siada i nakrywa portfel gazetą. Potem jeszcze chwila, jeszcze jeden ostrożny obrót głowy i czujne spojrzenie, i wychodzi z urzędu wraz z gazetą i portfelem.

Bez żadnej refleksji ani wahania, jakby całe życie nic innego nie robił, tylko okradał zagonione kobiety w miejscach publicznych. Jak zahipnotyzowany. Po prostu nie do uwierzenia. Dlaczego to uczynił, co on miał w głowie, to temat na osobną notkę, bo tu moim zdaniem w grę wchodzi nie tylko brak fundamentu moralnego, jakby zapewne niektórzy chcieli, lecz także tajemnica grzechu pierworodnego. Zapewne także chroniczna bezrefleksyjność nad życiem i sobą, kompletna demobilizacja wobec nagłej i niespodziewanej pokusy, sam nie wiem jak to nazwać. Ja tu znajduję nie tylko ciemność grzechu, lecz także ludzką naturę, którą codziennie musimy na nowo okiełznać; naszą przyrodzoną płytkość, w której codziennie bezmyślnie brodzimy, nie pamiętając o śmierci.

Bo ten przypadek skończył się śmiercią cywilną naszego statecznego obywatela – nie przyszło mu do głowy, że sala obsługi klientów jest monitorowana przez kamery. A miasteczko, jak wspomniałem, jest małe. Ministrowi Sikorskiemu nie przyszło na myśl, że jego rozmowa jest podsłuchiwana. A świat jest globalną wioską.

PS. Zapraszam na kolejny odcinek Alfabetu Szczerego Przywódcy na portalach wPolityce i wSumie. Będą hasła na literę "P" (część I), a wśród nich Palikot, Podsłuchowa Afera - bardzo na czasie i na miejscu, a także co do osoby naszego szczerego przywódcy:  http://wpolityce.pl/lifestyle/202849-alfabet-szczerego-przywodcy-dzis-litera-p-jak-palikot-janusz-pawlak-waldemar-piskorski-pawel-i-podsluchowa-afera-czesc-1 

 
seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (70)

Inne tematy w dziale Polityka