seaman seaman
6309
BLOG

Koalicja czyli sojusz Koryta ze Żłobem

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 73

Mamy zatem za sobą start kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. I trzeba powiedzieć, że ten wstęp jest na miarę przysłowiowego początku dobrej powieści sensacyjnej - w trakcie trzęsienia ziemi na niewielkiej wyspie wybucha pożar w domu publicznym. Potem akcja powinna się stopniowo ożywiać. Preludium w wykonaniu Platformy Obywatelskiej jest właśnie sensacyjne, jeśli pominąć silny akcent groteskowo-obyczajowy.

Szef kampanii PO, europoseł Jacek Protasiewicz musiał zrezygnować zarówno z rozlicznych funkcji, jak i startu w samych wyborach po pijackiej zadymie na frankfurckim lotnisku, w której zaprezentował się jako antyfaszysta jaskiniowy. Inny europoseł tej partii Krzysztof Lisek, który w poprzednich wyborach był liderem jednej z list, właśnie na dniach został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu za przestępstwa gospodarcze i także zrezygnował. O ile ten pierwszy pokazał coś naprawdę oryginalnego, to drugi wypadł dość tuzinkowo, bo przekręt stał się  rutyną w Partii Najwyższych Standardów.

Chyba w ramach rekompensaty za te stracone europejskie „aktywa” Donald Tusk zrobił liderem listy lubelskiej europosła Michała Kamińskiego, który w 2009 roku startował z listy PiS. Tenże będąc pisowcem charakteryzował się tym, że nigdy nie zmarnował okazji, żeby wydrwić Tuska. I w ten sposób, przyjmując Kamińskiego na listę, Tusk jest jak ten jegomość z anegdoty, któremu plują w oczy, a on mówi, że to ciepły deszcz pada.

To jest jednak świadectwo rozpaczliwego braku ludzi merytorycznych, bo nie ma wątpliwości, że Kamiński został najęty do czarnego piaru. A ów brak był także przyczyną, iż Tusk uczynił lokomotywami swoich list byłych ministrów rządu, które to lokomotywy okazują się być przeciwskuteczne i ciągną PO wstecz, zamiast pchać ku dobremu wynikowi wyborczemu. Popatrzmy na ten zbiór osobliwości – cyfryzator Boni, kreatywny księgowy Rostowski, kabareciarz Ross(Zulu Gula), promotorka ideologii gender w rządzie Kozłowska -Rajewicz, prezenter Zwiefka, trener Wenta, na siłę wykreowana na alegorię wolności Krzywonos, a także Szumilas, nad którą spuśćmy zasłonę miłosiernej ciszy. Przecież to jest kondensat pychy, niekompetencji, kompromitacji, fałszu i celebryckiej nicości.

To są poszczególne elementy układanki Tuska, a trzeba także pamiętać, na jakim tle on to wszystko układa. Otóż tłem dla tych kampanijnych klocków jest mozaika wielu kompromitacji, skandali oraz afer w rządzie i partii Donalda Tuska. Przed wszystkim wielka afera informatyzacyjna w MSW, tuż pod bokiem premiera rządu. Prokurator Generalny wstrząśnięty skalą korupcji w państwie Tuska, mówi bez ogródek, że sięga ona wysokich kręgów władzy i wszystkich dziedzin życia. Tu mamy do czynienia z aferą, w której już zatrzymani zostali wysocy urzędnicy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Głównego Urzędu Statystycznego, Centrum Informacji Statystycznej oraz przedstawiciele kilkunastu firm informatycznych.

Tłem jest także dopiero co zdymisjonowany Sławomir Nowak były minister i totumfacki premiera, któremu prokurator stawia zarzuty, a który z posiadania cennych zegarków tłumaczył się podobnie groteskowo, jak poseł Protasiewicz z awantury na lotnisku. Podobne zarzuty stawiane są wieloletniemu politycznemu przyjacielowi premiera Pawłowi Adamowiczowi, prezydentowi Gdańska – śledczy badają pochodzenie jego majątku. Całość można śmiało określić jako partnerstwo publiczno-prywatne w specyficznym rozumieniu Donalda Tuska. On bowiem już siódmy rok pełni władzę i on jest stuprocentowo odpowiedzialny za zbudowanie tego szalbierczego układu. Z taką bazą i nadbudową startuje Platforma do wyborów europejskich i każdy przyzna, że o gorszy początek trudno.

A przecież należy koniecznie wspomnieć, że Platforma dźwiga garby z przeszłości albo, jak kto woli, konserwuje trupy w szczelnie zamkniętej szafie. Pierwszy garb to Smoleńsk, czyli suma wszystkich zaniechań, kłamstw, fałszerstw i wręcz zdrady polskiej racji stanu w sprawie największej tragedii w powojennej Polsce. Drugi wyrósł z niezliczonych afer, defraudacji, przekrętów, hochsztaplerskich numerów, ustawionych przetargów, itp. Nie sposób ich po raz kolejny tutaj wyliczać. Trzeci garb niespełnionych obietnic i złamanych przyrzeczeń. Czwarty garb tyle pozorowanych, co groteskowych akcji w rodzaju jesiennej ofensywy legislacyjnej. A także kretyńskich haseł na użytek ciemnej masy wyborczej, jak choćby „Nie róbmy polityki” albo bzdury w stylu „ustawowej przejezdności dróg”. Wszystko razem zmieszane w jednym tyglu, który dla celów praktycznych nazwijmy Korytem. Ta metafora odzwierciedla zresztą faktyczne przesłanie, pod jakim partia żartobliwie zwana obywatelską sprawowała władzę sześć lat z górą.

I tak się złożyło, że w podobnej, jeśli nie gorszej sytuacji jest koalicjant Tuska, czyli chłopi z ulicy Wiejskiej w Warszawie. Podobnie bowiem jak w przypadku Platformy Obywatelskiej, oficjalna nazwa Polskie Stronnictwo Ludowe zakrawa na kpinę z ludzi. Także identycznie jak w przypadku koalicjanta PSL popadło w fatalne tarapaty na samym początku kampanii wyborczej. A stało się tak za przyczyną afrykańskiego pomoru, który przywlekły do Polski dwie dzikie świnie białoruskie.

Peeselowski minister rolnictwa wykazał się zbrodniczą nadgorliwością w stosunku do bratnich białoruskich dzików i wywołał panikę wśród rolników (prawdziwych rolników, nie tych z ulicy Wiejskiej). Dało to pretekst Rosji do wystąpienia na drogę wojny z polskimi świniami, które chociaż zdrowe jak byki, dostały szlaban na eksport do Rosji. Ceny żywca wieprzowego poleciały więc na łeb na szyję, a prawdziwi rolnicy zapałali wściekłością na chłopów z ulicy Wiejskiej w Warszawie. Prezes Piechociński osobiście pojechał lać oliwę na głowy protestujących hodowców, których mistrz Kalemba pozbawił opłacalności z dnia na dzień.

Tak więc chłopi z Wiejskiej, działając w stanie wyższej konieczności wyborczej, usunęli rolnikom sprzed oczu nieszczęsnego Kalembę, ale w panice na jego miejsce powołali Marka Sawickiego, byłego ministra rolnictwa, który był poprzednikiem Kalemby. Trudno jednak o coś głupszego, zważywszy, że ów Sawicki został zdymisjonowany w rezultacie tzw. afery taśmowej Serafina, gdyż był w gruncie rzeczy niejako patronem procederu wyprowadzania pieniędzy (także na cele kampanii wyborczej) i obsadzania kolesiami podległych mu instytucji rolniczych. Tak więc peeselowski stryjek zamienił jeden kijek na drugi identyczny kijek.

Ale także jak w przypadku PO, to jest tylko preludium, gdyż cały cyrk z afrykańskim pomorem polskich świń odbywa się na na tle. A tło tworzą przekręty i afery, które w partii obrotowej (bo chłopi z ulicy Wiejskiej w Warszawie są nadzwyczaj obrotni) są na porządku dziennym, żeby nie powiedzieć, że w grafiku służbowym.

Właśnie pięknie się rozwija afera dotycząca ministra Sawickiego. „W kampanii wyborczej roku 2011 z budżetu Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wydano 1,8 mln zł na spoty reklamowe, w których występował minister Marek Sawicki, jednocześnie kandydat PSL w wyborach parlamentarnych. Jak można przeczytać w gazecie, wydano 25 tys. zł na sponsorowany artykuł w magazynie „Gala” przedstawiający ministra Sawickiego” - pisze PiS w liście do premiera, a pisze dlatego, że premier jakoś od lipca ubiegłego roku nie chce opublikować ani udostępnić raportu pokontrolnego. Jedni twierdzą, że premier działa na zasadzie, iż ręka rękę myje, ale drudzy, że to raczej ręka peowska zbiera haki na rękę peeselowską.

Śmierdzi koszmarnie także inny trup w peeselowskiej szafie, na którym zarobiły kilkadziesiąt milionów firmy do tego nieuprawnione. A  chodzi  o utylizację padliny(nomen omen), która została tak rozprowadzona przez Agencję Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa, że urząd skarbowy złapał się za głowę. A pracownicy fiskusa to przecież ludzie afer wszelakich zwyczajni i różne rzeczy w życiu oglądali bez mrugnięcia okiem. Na razie chłopi z ulicy Wiejskiej w Warszawie zamknęli kwity w wersalce, sami legli na niej  i liczą, że smród się rozejdzie po kątach.

Jednak ponieważ mają swój chłopski rozum, więc wiedzą, iż warunkiem niezbędnym takiego obrotu sprawy jest ich sukces wyborczy. A na to się nie zanosi, bo PSL jest coraz powszechniej wśród swoich rolniczych wyborców postrzegany jako alegoria Żłobu, który obstąpili chłopi z ulicy Wiejskiej w Warszawie i nawet mysz się nie prześlizgnie przez ich  szczelny kordon. Tym bardziej nie prześlizgnie się rolnik. A ponieważ już od dawna PSL balansuje na krawędzi progu wyborczego, więc spodziewać się należy, że tym razem się naprawdę omsknie i o ziemię (nomen omen) się huknie.

Tak więc tuż przed europejskimi wyborami mamy trzęsącą się w posadach koalicję Koryta ze Żłobem. Z tym, że trzęsą się zarówno razem, jak i każdy z osobna. Ale też trzęsą się z tych samych powodów: nieudolności, prywaty, nepotyzmu, pazerności, wielkich afer i pospolitego złodziejstwa; zwykłego zadufania i nieposkromionej pychy. Można powiedzieć koalicjanci, ale lepiej pasuje wspólnicy.  

PS. Zapraszam także do czytania cyklu "Alfabet Szczerego Przywódcy" mojego autorstwa, a publikowanego w każdą sobotę na portalu wSumie.pl, do którego służę linkiem : http://wsumie.pl/nie-przegap/101200-a-jak-anodina   

 

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (73)

Inne tematy w dziale Polityka