seaman seaman
10294
BLOG

W lewactwie wielkie poruszenie

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 105

Niepokój moralny szerzy się szczególnie wśród środowisk, które z ochotą wzięły udział w tak zwanym przemyśle pogardy wobec prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego. Nie jest to nic szczególnego, zważywszy, że ich najbardziej ubodło przypomnienie słów wypowiedzianych przez niego na wiecu w Tbilisi: - „I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!”.

To przypomnienie musiało zaboleć tych ludzi, zwłaszcza dzisiaj, w kontekście agresji putinowskiej Rosji na Ukrainę. Nic tak bowiem nie boli jak własna głupota, której skutki przychodzi odczuwać po latach. Z tym, że ów wspomniany na początku niepokój moralny tamtych środowisk nie wywodzi się tyle z sumienia, które cierpi poruszone błędną oceną rzeczywistości, co z Kabaretu Moralnego Niepokoju.

Profesor Agata Bielik-Robson, modny liberalny filozof z Krytyki Politycznej, znana z tego, że jest modnym liberalnym filozofem z Krytyki Politycznej, dzisiaj nie przypomina sobie „by ktokolwiek z tak zwanej nie-prawicowej strony - od premiera Tuska począwszy, a na Krytyce Politycznej kończąc - pałał kiedykolwiek entuzjazmem dla Putinowskiej Rosji, czy w ogóle przejawiał jakieś rusofilskie skłonności”. Czyż to nie jest fraza godna kabaretu Roberta Górskiego?

No to ja postanowiłem odświeżyć filozoficzną pamięć pani filozof z Krytyki Politycznej. I to nie prostackim przykładem innego profesora Tomasza Nałęcza (chociaż to lewicowiec z krwi, kości, wyznania i wymowy), który zaklinał Polaków, że na ołtarzu pojednania z Putinem warto złożyć każdą ofiarę. To już bowiem bardzo wyświechtany towarzysz i chyba tylko on sam siebie traktuje poważnie.

Ale mam dla pani Bielik-Robson inny przykład, a mianowicie byłego, bardzo „nie-prawicowego” redaktora Marcina Wojciechowskiego z Gazety Wyborczej. No, chyba że Bielik-Robson uzna GW za prawicową gazetę, ale wtedy to ja panią profesor przepraszam, wyłączam komputer, biorę kapelusz i wychodzę. Przykład jest tym bardziej cenny, gdyż dzisiaj Marcin Wojciechowski pełni zaszczytną funkcję rzecznika prasowego MSZ. Jest więc dzisiaj także wyrazicielem polityki zagranicznej polskiego rządu wobec putinowskiej Rosji.

Zatem warto pójść śladem geopolitycznej myśli Wojciechowskiego sprzed co najwyżej czterech lat, czyli już po inwazji Rosji na Gruzję. Oto co ów wizjoner pisał tuż przed katastrofą smoleńską, 5 kwietnia 2010 roku: - „Niewykluczone, że dzięki wysiłkom premierów Polski i Rosji znajdzie się w sprawie Katynia rozwiązanie, które sprawi, iż postępowanie przed sądem straci sens. Na to trzeba liczyć. I w tym kierunku działać, a nie przesądzać z góry, że Rosjanie mają złą wolę(...)Polska i Rosja rozmawiają ze sobą – także o Katyniu – zupełnie innym tonem niż kilka lat wcześniej. Coraz więcej ludzi w rosyjskiej elicie rozumie, że bez załatwienia tej kwestii nie da się wyprostować do końca stosunków Rosji z Polską. I powoli tak się dzieje”.

I co pani profesor na to? A dla przypomnienia dodam, że premierem Rosji, w którym takie piękne nadzieje pokładał pan Wojciechowski, był właśnie Putin. Brnijmy zatem dalej w przemyślenia redaktora Wojciechowskiego, żeby pani Bielik-Robson nie pomyślała sobie, że on miał tylko jeden taki wypadek przy pracy umysłowej.

Dwa dni po katastrofie smoleńskiej, czyli 12 kwietnia 2010 roku, pan Wojciechowski zachłysnął się, a nawet wręcz zaślinił nieprzytomnym zachwytem dla putinowskiej Rosji: - „To niewiarygodne, ile ciepła wobec Polski i Polaków wyzwoliła w Rosji i wśród Rosjan katastrofa prezydenckiego TU-154. Na wszystkich szczeblach. Wzruszony prezydent Władimir Putin żegnający ciało Lecha Kaczyńskiego. Wcześniej osobiście kierujący akcją ratunkową w Smoleńsku i początkiem prac komisji wyjaśniającej przyczyny wypadku. Wspólnie z Donaldem Tuskiem oddający hołd wszystkim ofiarom katastrofy. Życzliwe są także władze lokalne. Te w Smoleńsku i w Moskwie, biorącej na siebie koszty pobytu rodzin ofiar przyjeżdżających na identyfikację. To gesty bez precedensu”.

Jak się pani profesor poczuła, czytając te natchnione strofy Wojciechowskiego? Czyż rozczulenie nad dobrocią serca Władimira Putina nie ścisnęło pani gardła żelazną obręczą, a z oczu nie posypały się łzy wzruszenia? Jeśli nie, to jest pani zimną intelektualistką bez krzty inteligencji emocjonalnej. Ale co tam, ktoś może powiedzieć, że tuż po 10 kwietnia każdy był wzruszony, więc nie dziwota, że i redaktor Wojciechowski się rozmazał z zachwytu nad gorąco bijącym sercem czekisty.

W takim razie mam przykład bardziej świeży, z lutego 2011 roku. Redaktor Wojciechowski tym razem zwalczał szkodliwe stereotypy na temat putinowskiej Rosji: - „Stereotypy o wschodnim sąsiedzie nieraz były u nas brane za fakty. Przyznajmy, że historia dostarczyła wielu powodów, by te stereotypy powstały. Ale to nie zwalnia z obowiązku, by w każdym przypadku próbować je weryfikować, a nie przyjmować za pewnik”.

Tak więc, kiedy pani profesor Bielik-Robson była pewna, iż cała nie-prawicowa strona jest bez wyjątków świadoma i potępiająca putinowską Rosję, to pan redaktor Wojciechowski nawoływał , żeby jednak nie brać za pewnik złych intencji Putina. Pani profesor dalej zarzuca prawicy, że ta ma nie-prawicową stronę za idiotów, którzy  „zawierzyli Putinowi i jego pokojowym pozorom, dając się wodzić na pasku mirażom międzynarodowej współpracy”.  To ja przepraszam bardzo, ale w takim razie do jakiej kategorii umysłowej Bielik-Robson zaliczy obecnego rzecznika prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych? 

 
seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (105)

Inne tematy w dziale Polityka