My blogerzy to tak sobie piszemy, co nam do głowy strzeli i ślina na język przyniesie, bez konsekwencji i odpowiedzialności. A taki publicysta głównego nurtu musi się zdrowo nagimnastykować, żeby wyjść na swoje. A często gęsto zdarza mu się, że dla dobra sprawy musi się skompromitować do samej podszewki. W głównym nurcie bowiem nie ma nic za darmo, żeby utrzymać swoją wersję wobec brutalnych faktów, należy czasami pląsać wdzięcznie jak baletniczka wokół swoich jedynie słusznych poglądów. I to bez skrzywienia czy mrugnięcia okiem, nie ma żadnego zatykania nosa.
Przy okazji krymskiej zadymy redaktor Jacek Żakowski został niejako zmuszony do skomentowania postawy i słów śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 roku. Żakowski stanął na wysokości zadania, wykonując przepiękną figurę akrobatyczną zwaną popularnie szpagatem. Rozkroku redaktor dokonał pomiędzy domniemaną przez Zachód rusofobią Polaków w roku 2008, a dzisiejszą, już niesłychanie klarowną wiedzą Zachodu na temat „chorych ambicji Putina”. Bo według Żakowskiego Zachód wcześniej nie znał tej twarzy Putina. Zachód po prostu cały czas myślał, że Putin to jest zdrowy, radosny i szczery demokrata, a my Polacy jesteśmy tępymi rusofobami, którzy brną w mroczne obsesje. Taki głupi był ten Zachód w 2008 roku, że tylko ręce załamywać.
Nic durnemu Zachodowi nie dała do myślenia Czeczenia ani Gruzja, ani Mołdawia, ani Naddniestrze. Furda, że FSB wysadzało budynki z mieszkańcami w Moskwie, żeby znaleźć pretekst do rozprawy z Czeczenami. Kompletnie nie zrozumiał Zachód przesłania ponad trzystu zamordowanych dziennikarzy w Rosji od 2000 roku, którzy krytykowali władzę. Zupełnie umknęło Zachodowi, że siedemdziesiąt procent elity władzy w putinowskiej Rosji stanowią ludzie z dawnego KGB, GRU i innych sowieckich służb i resortów siłowych. Jak z tego wynika, Zachód według Żakowskiego to stado baranów, którym jak się czegoś literalnie nie wytłumaczy albo wprost nie powie, to sami się nie domyślą.
Powstaje oczywiście pytanie, jak ten Zachód wygrał zimną wojnę z Rosją, wyprzedził ją o lata świetlne w dobrobycie, a także technologicznie, kulturowo i "pod każdem innem względem", skoro takie tępaki tam rządzą. Tego niestety Żakowski nie wyjaśnia, natomiast zaklina się, że Lech Kaczyński przy okazji sprawy Gruzji „wystawiał nas na pierwszy front nierównych zmagań, bez poparcia Zachodu”. A Zachód nas wtedy nie popierał, gdyż akcja Kaczyńskiego zwiększała przekonanie zachodnich elit, że jesteśmy tymi cholernymi rusofobami. A teraz, kiedy Putin najechał Ukrainę, to Zachód się ocknął, że to nie my jesteśmy rusofobami, tylko Putin ma chore ambicje. Tako rzecze redaktor z głównego nurtu. Iluminacja Zachodu nastąpiła właśnie na dniach i teraz Donald Tusk może domagać się dotkliwych sankcji dla Rosji, gdyż taka postawa już nas nie wystawia na pierwszy front nierównych zmagań z tym krajem.
Najwidoczniej teraz zmagania są równe i gdy Putin zarzuca Polsce i Litwie, że szkolimy zabójców z Majdanu, to mówi do nas jak równy do równego. Taka jest logika Żakowskiego. W Gruzji byliśmy postrzegani jako rusofobi, w 2010 roku w Smoleńsku także, gdyż nie chcieliśmy się jednać z Putinem, o którego wylewnej rosyjskiej duszy mainstreamowi koledzy Żakowskiego wypisywali wtedy łzawe peany. Nawet taki zasłużony towarzysz jak Aleksander Kwaśniewski, który 10 lat temu upaprał się na pomarańczowo na kijowskim Majdanie, też był postrzegany jako rusofob. Cały czas, od Katynia aż do tej pory byliśmy w oczach Zachodu rusofobami, a teraz nagle Zachód olśniło i zmagania Polski z Rosją są równe.
Pisze Żakowski, że w Polsce nikt nigdy nie miał złudzeń co do imperialnych intencji Rosji. Nikt i nigdy. A co z tymi, co po Smoleńsku nawoływali gromko do pojednania; z tymi, którzy twierdzili, że pojednanie z tą imperialną Rosją warte jest każdej ofiary? To oni może na głowy wtedy gremialnie poupadali, rozumy postradali? A może Putin im płacił, może ci orędownicy pojednania za wszelką cenę, sowity jurgielt od kagiebisty brali? Bo jak to inaczej wytłumaczyć? Niestety, redaktor na ten drażliwy temat milczy.
Jedno Żakowski wie na pewno, że uznanie dla Lecha Kaczyńskiego przez usta mu nie przejdzie, gdyż ten broniąc Gruzji utrudniał zrozumienie Zachodowi, że Putin ma chore ambicje. A że Zachód potrzebuje dużo czasu na zrozumienie najprostszych spraw, to wychodzi na to, że Ukraina też jest dzisiaj napastowana przez Rosję z winy Kaczyńskiego. Co należało udowodnić.
Ale wracam do pierwszego wątku, jakie trudne jest życie dziennikarza głównego nurtu. Żakowski będzie musiał i to szybko wytłumaczyć trudny problem z sankcjami dla putinowskiej Rosji. Okazuje się dzisiaj, że Polska jest jastrzębiem wśród państw Unii Europejskiej, gdyż najgłośniej domaga się sankcji. Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania wykazują wielką powściągliwość w tej materii. Jakoś się europejscy potentaci nie palą, żeby sankcjonować chorego ambicjonalnie kagiebistę Putina. W odróżnieniu od naszego złotustego przywódcy Donalda Tuska, który aż pieni się obficie, gdy mówi o agresji Rosji na Ukrainę i domaga się krwiożerczych sankcji, które mają zaboleć rosyjskiego agresora.
I tu redaktor Żakowski staje przed szekspirowskim dylematem. Wychodzi bowiem na to, że znów popadliśmy w rusofobię, a największym rusofobem jest premier Donald Tusk. No, po prostu obciach przed całą Unią, polski premier radykalny, jak nie przymierzając jakiś zimnowojenny podżegacz! I to jest właśnie zadanie na miarę talentu Jacka Żakowskiego - żeby do jutra, maksymalnie do poniedziałku, rozwiązać ten bolesny problem naszej młodej demokracji. Może należy szybciutko odszczekać te "chore ambicje"? Wrócić do idei pojednania z Putinem? Skoro chłop jest chory na głowę, to przecież trzeba go leczyć i przytulać, a nie karać...
Inne tematy w dziale Polityka