Nie wiem jak to się dzieje, że dzisiejszy obraz prokuratury wojskowej pokrywa się dokładnie z moim obrazem armii wyniesionym ze studium wojskowego na uczelni. Nie będę tu przytaczał przykładów z natury, bo każdy absolwent z owych czasów wie, co mam na myśli. W każdym razie, gdy zanosi się na konferencję prasową naszych niezwyciężonych prokuratorów wojskowych albo pojawia się jakieś kolejne gromkie oświadczenie, to przed oczami od razu stają mi wesołe sceny z tamtych lat. Przecież te prokuratorskie występy to są scenki żywcem wyjęte z jakiegoś bananowego państewka, do tej pory znane nam wyłącznie z literatury iberoamerykańskiej.
Oczywiście, satyryczny aspekt działalności prokuratury wojskowej to nie jest żaden news. Od czasu występów pułkowników Szeląga i Artymiaka (wykrycie trotylu przez detektory nie świadczy o obecności trotylu) skojarzenie kabaretu z prokuraturą jest bardzo łatwe. A był przecież także pokaz w wykonaniu sławnego pułkownika Przybyła, który z chirurgiczną precyzją przestrzelił sobie pyzaty policzek. Po nim wystąpił jego szef generał Parulski, który go nazwał „człowiekiem pełnym woli życia”, co w kontekście samobójczej próby jest klasycznym wicem kabaretowym, ale paradoksalnie oddaje prawdę o tym zdarzeniu.
No, ale to dawne dzieje, tak samo jak perypetie z brzozą pancerną, która opierała się pomiarom tak skutecznie, że do tej pory nie możemy być pewni ani jej grubości, ani wysokości, ani nawet czy w ogóle była tam, gdzie powinna być. Ale nasza prokuratura wojskowa bynajmniej nie spoczywa na laurach i nie obcina kuponów z przeszłości. O nie, oni starają się ciągle na nowo budować swoją szwejkowską legendę i nie ustają w wysiłkach twórczych do tego stopnia, że nawet Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju może się czuć zagrożony.
Właśnie na dniach prokuratura wydała nowe oświadczenie, które sprowadza się do tego, że po wielu miesiącach badań (chyba 9 miesięcy to trwało?) próbek pobranych po 2,5 roku od katastrofy, prokuratura potrzebuje jeszcze 3 miesiące, żeby uzupełnić luki i wyjaśnić niejasności. Jednak prokuratura nie zapomina także o swoich fanach i pomimo niepełnej i niejasnej opinii biegłych zapewnia, że „w próbkach nie ujawniono śladów pozostałości materiałów wybuchowych oraz substancji będących produktami ich degradacji”.
Mamy więc z jednej strony stanowcze oświadczenie, że badania na obecność materiałów wybuchowych nie wykazały ich obecności i jednocześnie równie zdecydowane stwierdzenie, że ta opinia jest niejasna i niepełna. Czyli coś w rodzaju „operacja się udała, lecz pacjent zmarł”. Czy to nie jest kabaret?
Skoro zbadano wszystkie próbki, a badania nie wykazały śladów poszukiwanych substancji, to gdzie są luki i czego dotyczą niejasności? Co może być niejasnego w opinii fizykochemicznej, która jest na tyle jednoznaczna, że prokuratura może zapewnić o braku materiałów wybuchowych na pobranych i zbadanych próbkach? Jak wielkie mogą być luki w tej opinii, skoro na ich uzupełnienie potrzeba aż 3 miesięcy? Albo z innej beczki: Co może mieć w głowie ktoś, kto na podstawie dziurawej opinii zapewnia o słuszności jej konkluzji?
Mnie się to mocno kojarzy z wielomiesięcznym opóźnieniem opublikowania raportu smoleńskiej komisji Millera, które tłumaczono między innymi powolną pracą tłumaczy z powodu specyficznego słownictwa. To było równie idiotyczne. Ja osobiście stawiam na jedną lukę, a mianowicie brak podpisu lub podpisów pod tą opinią. Coś mi się widzi, że nie wszyscy eksperci stwierdzili jednoznacznie to, co prokuratura wojskowa życzyłaby sobie, żeby stwierdzili i stąd zwłoka na przekonywanie lub szukanie innych frajerów na ten smoleński rządowy kajak.
Ja bowiem rozumiem, kiedy poeta Lechoń pisze, że „jest tylko Beatrycze i właśnie jej nie ma”. No, ale na miłość boską, to się tyczy spraw sercowych, gdzie udręczona wyobraźnia każdy swój wytwór poczytuje za rzeczywistość! Rozumiem nawet tego sławnego Schrödingera, który widział kota jednocześnie żywego i martwego, ale fizyk kwantowy w poszukiwaniu cząstki elementarnej może zobaczyć różne dziwy, zwłaszcza gdy stara się o granty na badania. Zresztą, co tam fizyka kwantowa, ja znałem sąsiada moich rodziców, który po pijaku takie stwory widział, że ten Schrödinger może się schować ze swoimi kotami.
No, ale tu mamy do czynienia z prokuraturą, która hipotetycznie może na podstawie takiej bzdury postawić kogoś w stan oskarżenia, a jeśli powiedzie się reforma prokuratury po myśli Tuska i Komorowskiego, to nawet wtrącić do więzienia za podważanie rządowej wersji. Tu nie chodzi o zdechłego kota ani o romanse poety, tu chodzi o poważne sprawy. Przecież w tej logice można powiedzieć, że chociaż dowody przeciwko jakiemukolwiek delikwentowi posiadają luki i niejasności, to jednak są niezbite i zamknąć nieszczęśnika do pudła na długie lata.
Niedawno prezydent Komorowski w napadzie bezsilnej frustracji z powodu umorzenia sprawy przeciwko Antoniemu Macierewiczowi zarzucił prokuraturze, że jest reliktem z czasów stalinowskich. O, przepraszam bardzo, proszę wyłączyć z tej opinii część wojskową. To jest jeszcze wcześniejsza epoka z dziejów Rosji. Prokuratura wojskowa w obecnym kształcie jest reliktem z czasów gogolowskich.
Inne tematy w dziale Polityka