seaman seaman
2524
BLOG

Zdegenderowana filozofia

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 75

Wypowiedź tamtego rektora wyryła mi głęboką bruzdę w szarej substancji mózgowej i pamiętam do dzisiaj, chociaż  to było za komuny, chyba wczesne lata osiemdziesiąte, a może jeszcze wcześniej? Nie pamiętam twarzy, nazwiska ani uczelni, ale konkluzję wypowiedzi doskonale sobie przypominam, bo od tamtej pory nie miałem już żadnej wątpliwości, że za stopniami naukowymi, godnościami i pod gronostajami może się skrywać utytułowany idiota. Przedtem, owszem, domyślałem się, ale po tamtym występie czcigodnej magnificencji moje podejrzenia przeszły w pewność. Albo powiedzmy za klasykiem, że ilość przeszła w jakość.

Przypominam także sobie, że kiedy po latach przeczytałem rozmowę z francuskim filozofem, który oznajmił, iż w jego ojczyźnie jest wielu intelektualistów-idiotów, to już mnie nawet specjalnie nie obeszło – zwyczajny truizm. Natomiast w tamtym pamiętnym wywiadzie ktoś zagadnął napuszonego gronostajowca, co on jako uczony, sądzi o bioenergoterapii i tym podobnych breweriach, które nie mieszczą się w kanonach postępowej ludzkości. A ponieważ rozmowa odbywała się w gabinecie delikwenta, więc ten odwrócił się nieco i wskazując na półki z książkami za sobą, powiedział coś w tym guście: nie zajmuję się kwestiami, które nie mają potwierdzenia w tomach za moim fotelem.

Rzecz jasna nie dotknęło mnie lekceważenie energoterapeutów, różdżkarzy, jasnowidzów oraz innych uzdrowicieli, bo sam mam dystans do nich. Chociaż z drugiej strony przyznam, że kiedyś mi szczęka opadła niemal do kostek właśnie z powodu idealnie celnej diagnozy postawionej przez pewną panią, która po różnych machinacjach z błyszczącym wahadełkiem stwierdziła u mnie schorzenie wykryte dużo później także przez ludzi w gronostajach. Ale to opowieść na inną okazję i pewnie na inny blog. Chodzi mi o absurdalną postawę delikwenta mieniącego się człowiekiem nauki, który z góry wyklucza z obszaru swojego zainteresowania to, czego nie ma w książkach. Jest to tak niewiarygodne, że aż sam dzisiaj powątpiewam, czy dobrze wtedy usłyszałem, ale przecież nie zapamiętałbym tego, gdyby było inaczej. A ja do głupot pamięć mam wyjątkową, już moja śp. Mama mi to mówiła.

Zaraz ktoś mi może zarzuci, że jako prosty okrętowy mechanik odczuwam z powodu profesorskiego idiotyzmu jakąś schadenfreude, ale to nieprawda - ja jestem raczej wciąż na nowo wstrząśnięty dawnym odkryciem tej omnipotencji głupoty, która nie oszczędza nikogo z nas. Niektórych dotyka rzadziej, innych nachodzi regularnie, lecz nikt nie jest od niej bezpieczny. Właściwie jedynym pocieszeniem, podobnie jak w przypadku śmierci, jest jej przerażająca demokratyczność, czyli ta przeklęta nieuchronność. Dlatego ze smutkiem wyznaję, że jestem znowu wstrząśnięty, tym razem z powodu profesor Magdaleny Środy. Ona to właśnie na dniach wykonała przepiękny naukowy szpagat, stając jedną stopą na gruncie naukowym, a drugą na swojej fobii.

Środa mianowicie oburzyła się (już chciałem napisać, że „święcie” się oburzyła, ale to przecież byłaby akurat dla niej także obraza rozumu) i nazwała ekscesem kwestionowanie na poznańskiej uczelni genderhomofilozofii, którą uprawia, a którą ona sama zresztą nazywa nauką. No, ale powiedzmy sobie szczerze, ona jako czołowy polski harcownik ideologiczny nie ma innego wyjścia, więc umówmy się, że na ten jej werbalny eksces przymrużamy trochę jedną powiekę. „Uczelnia zajmująca się nauką oddała swoją przestrzeń debaty komuś, kto kwestionuje naukowość pewnej gałęzi humanistyki i nauk społecznych z pozycji ideologicznych czy - ściślej – tomistycznych” - zapałała nieświętym oburzeniem profesor Środa.

Jak z powyższego wynika dyżurna filozof czerskich mediów dołączyła do wspomnianego przeze mnie rektora, lecz z odwrotnej pozycji, chociaż obie pozycje są równie głupie. Tamten odmawiał zajmowania się niezbadanym obszarem wiedzy, natomiast Środa zabrania kwestionować swoje przekonania. I jedno podejście, i drugie mają się tak do nauki, jak pięść do nosa. Kopernik miałby się z pyszna w dzisiejszych czasach, bo przecież on zakwestionował naukowość teorii geocentrycznej, która w jego czasach stanowiła kanon naukowy. Wtedy zapewne również znalazła się niejedna Środa, która jego ówczesne badania nazwała ekscesem, a może nawet zwyzywała go od homofobów.

Dziwne jest, że w powyższym cytacie profesor Środa uchodząca na co dzień za filozofa (darujmy sobie już genderowość tej filozofii) nazywa tomizm ideologią, skoro źródła określają tomizm jako system filozoficzny, który wywodzi się od św. Tomasza z Akwinu, a także od Arystotelesa. Przy nich zaś Magdalena Środa - nic nie ujmując z jej ujmującego dorobku filozoficznego – wygląda, jak nie przymierzając siódma woda przy kisielu.

I to byłoby na tyle w temacie zgenderowanej filozofii Środy, gdyby nie pewne moje osobiste, dość zabawne wspomnienie w kontekście tomizmu. Otóż jako świetnie zapowiadający się i w ogóle oficer mechanik okrętowy największych nadziei, postanowiłem kiedyś przeorać cały ten tomizm, a była świetna okazja, bo trafiłem do szpitala na dość długi okres. No i licząc siły na zamiary, zabrałem tam solidne tomiszcze (już nie pamiętam autora) traktujące właśnie o filozofii św. Tomasza.

Powiem tylko tyle, że po kilku dniach dość rozpaczliwych wysiłków naukowych czułem się jak pewien taksówkarz, który dawno temu trafił do mnie na statek. Ktoś mu dał papier IV mechanika, a on ze śpiewem na ustach zamustrował, gdyż miał taką radosną pewność, że silnik jego taksówki różni się od okrętowego tylko rozmiarami. Potem wszyscy musieli dziada pilnować, żeby sobie krzywdy nie zrobił, bo popadł w depresję poznawczą (czyli epistemologiczną). Mnie na szczęście nadspodziewanie szybko wyleczyli w tym szpitalu, przerywając moje intelektualne hopsztosy, więc wyszedłem bez szwanku na umyśle.

Wracając zaś do pani profesor Środy, to dziwię się jej krótkowzroczności. Zawsze bowiem trzeba mieć na uwadze możliwość, że czas może zdeprecjonować dogmaty naukowe. Gender może okazać się humbugiem, a płeć może mieć siedlisko niekoniecznie w głowie, jak twierdzą wyznawcy genderfilozofii. Co potomność powie o gender, gdy ktoś udowodni niezbicie, że – przykładowo - płeć nie mieści się w głowie, a właśnie na głowie, czyli we włosach (analogia do przypadku Samsona), albo co gorsza – w pięcie (przypadek Achillesa)? Jedno jest pewne, że wtedy profesor Środa trafi do historii jako eksces filozoficzny. 

 
seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (75)

Inne tematy w dziale Polityka