Mamy białą wiosnę. U nas na prastarej ziemi pomorskiej nawet najstarsi Kaszubi nie pamiętają takiej Wielkanocy, żeby odrobiny szczawiu spod śniegu nie dało się wygrzebać. Co na to nasze państwo, co robi Komisja Europejska, gdzie są te wszystkie organizacje pozarządowe?! Jeśli jeszcze jesienią przyjdzie wczesna zima i śnieg zasypie mirabelki przy drogach, to ani chybi, że ludzie wyjdą na drogi i zmiotą państwo Tuska.
Korzystam z bezcennej okazji, że Prima Aprilis oraz Śniegus Dyngus zlały się w jedno, żeby się trochę powygłupiać, chociaż wbrew pozorom nie jest mi tak bardzo do śmiechu, jakby można sądzić z początku tego tekstu. Bez względu bowiem na to, jak wielkim bałwanem okazał się Jeroen Dijsselbloem, szef tak zwanej eurogrupy, to przecież jest niezbitym faktem, że unijne intencje grabieży kont bankowych obywateli są jak najbardziej prawdziwe.
A to już wymyślili osobnicy jak najbardziej serio i oni nie poprzestaną na oszczędnościach cypryjskich. Owszem, mamy skarpety i materace, ale cóż to za problem dla ludzi, którzy w biały dzień pod pretekstem ratowania systemu okradają swoich własnych obywateli i wyborców? Jeśli dajmy na to taki Nowak, ot tak od niechcenia, bez specjalnego wysiłku umysłowego wynalazł ustawową przejezdność autostrad, to taki Rostowski nie wymyśli, jak się ustawowo dobrać do naszych sienników? Oczywiście, że wymyśli. Władza gwarantuje bezpieczeństwo depozytów, ale kto zagwarantuje bezpieczeństwo od gwaranta?
Nie masz znikąd pomocy, nadziei ani pocieszenia, wszystko stracone. Eurogrupa miota się od grabieży do oszustwa, na domiar złego chodzą pogłoski, że do Parlamentu Europejskiego chce kandydować w przyszłym roku Henryka Krzywonos, a przecież równie dobrze mogłaby zastąpić Krystynę Szumilas na stanowisku ministra edukacji i nikt by się nie spostrzegł. To już jest ewenement na miarę sławnego Kononowicza. Nie będzie żadnej eurogrupy ani edukacji, w ogóle nic nie będzie.
Jest mimo wszystko promyk nadziei, którą daje nam niezawodny minister Boni - „za 7 lat będziemy w pierwszej siódemce Europy pod względem popularności e-administracji”. Dla mnie bomba, nie wiem jak dla państwa? Co prawda Boni już różne rzeczy obiecywał z tą administracją zrobić i zawsze było na odwrót, ale może za którymś razem uda mu się dotrzymać. Zresztą, jeśli Boniemu nie uda się z administracją, to może uda mu się z funduszem kościelnym albo z bibliotekami lub z cyfryzacją?
Boni zna się też na organizacji pogrzebów państwowych (z wyjątkiem identyfikacji zwłok), za pan brat jest z kulturą, socjologią, polityką socjalną i ekonomią. Był ministrem pracy, doradcą inwestycyjnym, tajnym współpracownikiem. Nie ma to jak człowiek renesansu się za coś bierze, zawsze coś z tego wyniknie. Jak choćby program Polska 2030, który właśnie wylądował w koszu na śmieci.
Natomiast nikt nie chce się przyznawać do autorstwa e-sądów, które stały się e-eldorado dla hochsztaplerów, złodziei oraz komorników. Sejm gorączkowo nowelizuje ustawę, która pozwalała w świetle prawa i z całą namaszczoną powagą państwa okradać obywateli. Jest to piękny przykład partnerstwa publiczno-prywatnego, które było marzeniem Donalda Tuska wyrażonym w expose z roku 2007. A ponieważ niektóre marzenia się spełniają, więc nikt nie może być pewien, że ma pieniądze na koncie.
Moja żona od kilku miesięcy usiłuje się dostać do systemu komputerowego służby zdrowia pod dość marnym pretekstem, że jest ubezpieczona w ZUS. Nikt jednak nie jest w stanie powiedzieć dlaczego system nie chce jej przyjąć, pomimo że jest ubezpieczona, co potwierdza zarówno ZUS, jak i Fundusz Zdrowia. System niczym Piłat umywa ręce od mojej żony. Sprytna bestia usiłowała się dostać do systemu tylnymi drzwiami żądając od Funduszu pisemnego potwierdzenia, że faktycznie ma prawo być w systemie, gdyż ma list żelazny od ubezpieczyciela, czyli ZUS, iż jest ubezpieczona.
Ale Fundusz nie dał się nabrać na takie prymitywne kruczki i dał stanowczy odpór – wydaje potwierdzenie, lecz wyłącznie na dzień, w którym otrzymał pisemną prośbę. A ponieważ PP Poczta Polska nie jest jeszcze taka szybka, żeby w jednym dniu obrócić w obie strony w godzinach pracy służby zdrowia, więc moja żona choruje wyłącznie z łaski pań rejestratorek w przychodni, które mają serca jak wielkanocne szynki. System trzyma się mocno. I tak jakoś nam leci. Błogosławiona odwieczna polska połowiczność.
Inne tematy w dziale Polityka