Hasło demokracji plebiscytarnej, która preferuje emocje i przyzwala na triumf ignorancji zespolonej z demagogią obraca się w konsekwencji przeciw porządkowi demokratycznemu. Powyższymi natchnionymi słowy Adam Michnik w czerwcu 2006 roku skomentował referendum w Irlandii, w rezultacie którego Irlandczycy odrzucili traktat lizboński. A przy okazji bąknął coś o nieudolności elit, które nie potrafią przekonać społeczeństwa do swoich racji oraz o unijnym systemie liberum veto, którego przejawem jest właśnie referendum w poszczególnych państwach.
Dzisiaj Gazeta Wyborcza tego samego Adama Michnika gorąco rekomenduje pomysł, aby Polacy w referendum wskazali konkretną datę przystąpienia Polski do strefy euro. Przy czym uprzednio zostanie poczyniona poprawka do konstytucji, która otworzy drogę do zamiany złotówki na euro. Ciekawe, czy na Czerskiej zmienili zdanie co do szkodliwości „demokracji plebiscytarnej”, czy też uważają, że elity III RP doszły już do takiej biegłości w przekonywaniu społeczeństwa, że wynik referendum będzie na pewno po myśli elit?
Cóż, jeśli sądzić po kampanii na rzecz uznania tragedii smoleńskiej za efekt błędu pilota, to elity okołogazetowowyborcze raczej nie wykazały druzgoczącej umiejętności przekonywania. Może więc być tak, że za nagłym i niespodziewanym uznaniem referendum kryje się jakaś inna intencja, bardziej wyrafinowana niż wiara w siłę propagandy sukcesu. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że szala sympatii ustrojowych elit III RP przechyliła się w stronę systemu liberum veto.
Całkiem niedawno premier Tusk z pogardą odrzucił propozycję referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego. Dopiero co ta władza kompletnie zignorowała 2,5 mln głosów za TV Trwam. A dzisiaj - proszę bardzo! – chcecie, to decydujcie o terminie wejścia do euro. Gdzie nam Polakom-szarakom do wyznaczania terminu takiej operacji, której skutki społeczne i gospodarcze są nieodgadnione w dużej mierze nawet dla najwybitniejszych fachowców?!
W tej samej Gazecie Wyborczej pisze prof. Magdalena Środa, która już dawno temu poczyniła odkrycie, że „w sprawach istotnych dla demokracji dotyczących jej fundamentów nie każdy ma równy głos, tak jak nie każdy ma głos w sprawie konstrukcji mostu na Wiśle czy wysokości stopy oprocentowania”. A przecież wskazanie najkorzystniejszego terminu likwidacji waluty narodowej i zmiany na euro to jest zadanie dla sztabu ekonomistów, ekspertów, specjalistów-logistyków finansowych. A także badaczy zachowań rynku, którzy mozolnie latami śledzą trendy, tendencje i skutki walutowo-finansowych wahnięć i zmian. Co znaczy przy tym zmiana stopy jakiegoś oprocentowania?!
No i teraz przychodzi taka Platforma Obywatelska i za pośrednictwem Gazety Wyborczej mówi nam, żebyśmy wydobyli z siebie całą mądrość narodu kumulowaną od tysiąca lat, nabytą podczas rządów wielu dynastii począwszy od Popielidów, a skończywszy na partii obywatelskiej i chociaż raz przegłosowali to, czego ustalenie jest kwestią analiz fachowców i decyzji polityków
Przy czym zupełnie niezrozumiała i nielogiczna jest nawet dla przeraźliwie przeciętnego Polaka-szaraka taka kolejność, że najpierw otwieramy drogę w konstytucji dla euro, a potem mamy głosować kiedy w to wchodzimy. Czyli zmieniamy konstytucję, a później przegłosujemy, czy warto było. „Kompromis polegałby na tym, że Sejm uchwala poprawkę do konstytucji otwierającą drogę do zmiany waluty, ale też w poprawce tej byłby jasny zapis, że odpowiedni moment wskażą Polacy w referendum” - pisze Dominika Wielowieyska.
A czy w poprawce będzie też zapis, kto wskaże, że jest odpowiedni moment na zorganizowanie referendum? A może powinny tam zostać wyszczególnione kryteria podjęcia takiej decyzji? Ktoś powie, że w przypadku spełnienia kryteriów akcesyjnych do strefy trzeba być przygotowanym na decyzję pozytywną w referendum, żeby nie tracić potem czasu na podchody w kwestiach konstytucyjnych. Może i racja A dlaczego w takim razie nie wpisać do konstytucji treści pytania referendalnego, żeby wyeliminować zawczasu ewentualne manipulacje jego treścią? Mając zbiorcze doświadczenie szóstego już roku rządów ekipy Tuska trzeba dmuchać na zimne.
Dziwne, że kiedy Polacy protestują przeciwko rządom Tuska, z różnych zresztą przyczyn i z różnych środowisk, to wytyka się im, że protestują przeciwko legalnie wybranym rządom. Ale kiedy legalnie wybrana opozycja sprzeciwia się zmianie konstytucji, to pisze się, że „partia, która nie rządzi, skutecznie może blokować wejście Polski do strefy euro.” Ano może. Właśnie dlatego, że społeczeństwo podjęło taką decyzję i wybrało taką a nie inną opozycję.
Trudno, jak się uznaje legalność władzy wybranej w demokratycznych wyborach, to trzeba także uszanować prawa legalnie wybranej opozycji. Tymczasem widzimy, że władza wspólnie z akolitami zaczyna kombinować jak koń pod górę, żeby podważyć wynik wyborów. Bo tak się złożyło, że wynik wyborów zmianę konstytucji uzależnił także od opozycji.
Zatem w sprawie poprawki do konstytucji umożliwiającej wejście do strefy euro Polacy już się wypowiedzieli. W sprawie terminu chętnie się wypowiedzą w odpowiednim czasie, jeśli władza wyrazi zgodę na referendum. Cała reszta to tylko machinacje politykierów i sprzymierzonego establishmentu. Strzeżmy się, kiedy Platforma Obywatelska zaczyna nachalnie stręczyć demokrację!
http://wyborcza.pl/1,75968,13629889,Jak_i_kiedy_wchodzic_do_eurolandu.html#ixzz2Odszh1NX
Inne tematy w dziale Polityka