Ponieważ w mediach po raz kolejny ogłoszono ostateczny koniec szans Jarosława Kaczyńskiego na objęcie władzy, a premier Tusk wczoraj mówił tylko o Kaczyńskim, więc wypada napisać coś merytorycznego w tym kontekście. O stanie państwa wypowiedział się wyłącznie Kaczyński, reszta głównych graczy skupiła się na prezesie PiS, co już samo w sobie zaprzecza głównej tezie jakoby był skończony.
Donalda Tuska nie stać było nawet na cień rzeczowości, bo wystąpienie szefa PiS było bezbłędne – przez dwie godziny, bez kartki, z głowy sypał danymi i liczbami. Kwintesencja meritum. Odpowiedź premiera to wyłącznie atak personalny i stare inwektywy, aż ociekające prymitywizmem, jak ta w rodzaju, że Kaczyński nie kocha Polski. W pośpiechu dodał kilka kłamstw, jak rutynowe już przerzucanie winy na śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego za spaprany koncertowo przez siebie pakiet klimatyczno-energetyczny. To warto przypomnieć, bo kłamstwo jest w stylu znanym skądinąd – premier Tusk w 2008 roku podpisał pakiet ogłaszając swój olbrzymi sukces, który to sukces już rok później, również osobiście, zawetował.
Cała reszta wystąpienia premiera to puste pomówienia i w dodatku drugiej świeżości. Szczególnie zabawnie brzmi zarzut o przegrywanych przez PiS wyborach, jakby zapomniał wół, że cielęciem był – kto chce, może sobie policzyć, ile razy partia Tuska wybory przegrała zanim w końcu wygrała. Nie ma bowiem jeszcze w konstytucji zasady, że przegrywający po wielokroć z rzędu odpada z dalszej rozgrywki. Póki co, nie ma, chociaż prezydent Komorowski jest rozgrzany, więc wszystko możliwe.
W całym tym zgiełku umknęło coś ważnego, a mianowicie, że po tym wotum nieufności PiS - chyba nawet bez swojej szczególnej zasługi, oprócz konsekwencji w działaniu - wybił się na jedyną opozycję. Wystarczy tylko przypomnieć wystąpienia pozostałych partii nominalnie opozycyjnych, a które skupiły się nie na krytyce rządu, lecz PiS. Zarówno Miller jak i Palikot oraz Dorn atakowali i szydzili z Kaczyńskiego i jego partii, prawie wcale nie odnosząc się do dwunastu zarzutów wobec rządu. To jest mocno kuriozalne, zważywszy na deklarowaną opozycyjność wobec Tuska. Całkiem odleciany jak zwykle był szef klubu PO Rafał Grupiński, który wnioskowi o wotum nieufności zarzucił niekonstytucyjność. Może to efekt jego wielomiesięcznej obsesji na temat TS dla Kaczyńskiego, że teraz wszystko kojarzy mu się z niekonstytucyjnością?
Tak więc wychodzi na to, że w całej Polsce tylko PiS, reszta parlamentarnej opozycji chodzi na krótkim sznurku niechęci do PiS i obawy przed Tuskiem. Bo cóż to ma za znaczenie, czy PiS ma zdolność koalicyjną na dwa i pół roku przed wyborami? Jeśli przed samymi wyborami będzie miał swoje 35 procent, to znajdą się koalicjanci i jeszcze kolejka stanie do prezesa, że za kotarkę będzie się musiał chować przed natrętami.
Jednocyfrowe partie i partyjki ugięły się przed Tuskiem ufając, że dzięki temu coś ugrają na słupkach, ale to marna nadzieja. Towarzystwo Millera w rozsypce i w dodatku kopie się z Kwaśniewskim. Zdruzgotany przez lewactwo Palikot i zerojedynkowy Ziobro naprężyli chudziutkie muskuły przed Kaczyńskim, jednocześnie zerkając w stronę Tuska, czy aby zauważa ich gotowość. W ten sposób rozmyli jedynie swoja opozycyjność i prorokuję, że wkrótce poniosą konsekwencje. PiS dzisiaj jest pozornie samotny, a bo to pierwszy raz?
Ale ta samotność w opozycji to kapitał polityczny, gdy wokół partie niczym chorągiewki na wietrze albo plankton na wodzie. W całej Polsce tylko PiS jest w stanie i jest konsekwentny w dążeniu do zmiany oligarchicznego systemu III RP. I ja twierdzę, że to mu zostanie policzone na bardzo duży plus przy wyborach. Wczoraj klamka zapadła i chociaż dzisiaj z tego jeszcze sobie nie do końca zdajemy sprawę, to w 2015 roku (albo i wcześniej) ta świadomość będzie powszechna – w całej Polsce tylko PiS!
Inne tematy w dziale Polityka