Adekwatnych porównań i celnych analogii jest w tym przypadku bez liku. Cisną się na klawiaturę pomimo iż casus generała Janickiego nie jest tuzinkowy. Robert Górski twierdzi, że dziwny, ale trudno wyczuć, czy kabareciarz mówi poważnie. Ale jest coś na rzeczy z tą dziwnością. Szefowi Biura Ochrony Rządu ziścił się na jawie koszmarny sen każdego szefa Biura Ochrony Rządu - podczas pełnienia przezeń obowiązków zginęła w katastrofie polityczna elita państwa włącznie z prezydentem oraz wielu wybitnych przedstawicieli życia publicznego. Zginęło także aż dziewięciu podległych mu funkcjonariuszy służby.
I po takiej hekatombie generał Janicki oznajmił, że nie ma sobie nic do zarzucenia, czyli faktycznie odmówił przyjęcia jakiejkolwiek odpowiedzialności za podległą mu służbę ochrony najważniejszych osób w państwie. Ale to mało, chwilę potem zostaje przez to państwo odznaczony za zasługi, a potem jeszcze awansowany. Wobec absurdalności tej sytuacji mogą się schować połączone talenty Marka Twaina, Sławomira Mrożka i Salvadore Dali.
Na tym polega właśnie „dziwność”, a raczej czarna groteska przypadku generała Janickiego. Odłóżmy na chwilę polityczne uwarunkowania i konteksty, żeby mieć pełną klarowność obrazu. Generał odpowiada za ochronę życia i zdrowia szeroko pojętej władzy. Władza ginie. Generał dostaje medal i awans. Zapewne także premię. Bez mrugnięcia okiem przyjmuje te splendory i wyróżnienia po największej zawodowej porażce, jaką można sobie wyobrazić.
To naprawdę przejmująca dziwność i na razie pomijam drugą stronę medalu, czyli tych, którzy go uhonorowali, to jeszcze inna opowieść. Możemy sobie wyobrazić modnego architekta, którego projekt niby jest bezbłędny, lecz budynek się rozsypuje niczym domek z kart, giną ludzie. Po czym organizacja architektów przyznaje mu tytuł Architekta Roku. To jest mniej więcej ten poziom groteski. Albo menedżera, którego firma spektakularnie bankrutuje, jego samego zaś mianują ministrem gospodarki. Wybieram dość neutralne analogie, bo one lepiej oddają surrealizm tej sytuacji i tej postaci także.
Możemy bowiem sobie gdybać – gdyby miał odrobinę honoru, albo pokory...choćby dystans do siebie, elementarne poczucie odpowiedzialności lub zwyczajnego wstydu. Co musi mieć w głowie i w sercu generał Janicki, żeby po takiej straszliwej tragedii, za którą był co najmniej nominalnie odpowiedzialny, wypiąć pierś do odznaczenia Bene Merito, czyli Dobrej Zasługi? A przy tym prokuratura ciągle bada zaniedbania jego służby. To jest bardzo dziwny przypadek, ten generał Janicki.
Istnieje coś takiego jak poczucie przyzwoitości, które nie pozwala normalnemu człowiekowi godzić się na pewne rzeczy i czynić pewne kroki, chociaż są one dozwolone. Dozwolone i niekaralne, nie ujęte w kodeksach ani zakazach, nie zabraniane prawem czy regulaminem. Jednak normalny człowiek ich nie robi, gdyż wśród czynów dozwolonych są takie, które temu człowiekowi nie dałyby spać po nocach. A rankiem spojrzeć w lustro przy goleniu lub toalecie. Tak to jest z tą normalnością, że czasami mocno uwiera, a czasami musimy nawet z jej powodu się wstydzić. I mając ten potencjalny wstyd na uwadze, odmawiamy sobie pewnych rzeczy.
Generał Janicki, szef Biura Ochrony Rządu, niczego sobie nie odmówił po największej tragedii w powojennych dziejach naszego państwa i bezprecedensowej porażki podległych mu służb, nawet w skali świata. Wspomniałem o drugiej stronie medalu i awansu dla generała Janickiego, czyli o jego promotorach, którzy go tak hojnie i wielkodusznie potraktowali. O ministrze Sikorskim, który generała odznaczył za „wzmacnianie pozycji Polski na arenie międzynarodowej” oraz prezydencie Komorowskim, który w uznaniu owych zasług mianował go generałem dywizji. O premierze Tusku, który nie widział powodu do zdymisjonowania szefa BOR-u.
To już oczywiście czyste politykierstwo w stylu Donka, Radka i Bronka – pokazują środkowy palec ludziom domagającym się prawdy o tragedii smoleńskiej. Bowiem merytorycznego uzasadnienia takiego postępowania wobec generała Janickiego nie można się doszukać, gdyż go po prostu nie ma. Ale im bardziej małostkowy i prymitywny wydaje się nam generał Janicki, tym więcej wiemy o intencjach tych, którzy go tak nadzwyczajnie uhonorowali. O ich formatach, osobowościach, kalibrach. Zawsze jest coś za coś. Można próbować zakłamać rzeczywistość w goebelsowskim stylu, ale to już jest taka operacja, która wymusza opadnięcie masek.