Już 60 procent Polaków nie wierzy, żebyśmy byli w stanie kiedykolwiek wyjaśnić przyczyny katastrofy smoleńskiej. Tako rzecze sondaż MillwardBrown dla RMF FM z połowy lutego. Co prawda życie społeczne nie kieruje się logiką w stopniu, który można uznać za zadowalający, jednak zachowując elementarne zasady tej pożytecznej nauki możemy sądzić, że tyleż samo rodaków uznaje za niewiarygodne raporty MAK i komisji Millera.
Ciekawe jak może się czuć w tej chwili minister Sikorski, który już w pierwszych minutach po katastrofie wiedział, że przyczyną był błąd pilotów Tupolewa? Jak się czują redaktorzy Gazety Wyborczej, którzy w kilka godzin po katastrofie pisali, że „przyczyną tragedii był najprawdopodobniej błąd pilota”? Skąd tak szybko wiedzieli, skoro śledztwo jeszcze się nawet nie zaczęło? Jest tylko jedna odpowiedź – taka wersja mogła pochodzić wyłącznie od Rosjan i wszyscy, którzy ją powtarzali, uwiarygadniali scenariusz rosyjski. To dotyczy także słynnego esemesa partii rządzącej, którego treść ujawnił tragicznie zmarły generał Petelicki: - „Winni są piloci, którzy lądowali we mgle. Należy tylko ustalić kto ich do tego zmusił”.
A cóż to za państwo, ta Rosja, bo przecież warto wiedzieć, kto naszym gorliwcom ten błąd pilota suflował? Przypomnijmy w telegraficznym skrócie tylko to, co jeszcze przed 10 kwietnia 2010 pisały o Rosji te same redakcje i mówili ci sami ludzie, którzy tak szybko i skwapliwie podjęli rosyjską narrację o błędzie pilota. „Rosją rządzi niepodzielnie człowiek z KGB”. „70 procent elit władzy w Rosji wywodzi się z sowieckich służb specjalnych”. „Od roku 2000 zostało w Rosji zamordowanych koło 300 dziennikarzy krytycznych wobec władzy”.
To tylko kilka fraz przytoczonych z pamięci, ale są one zabójcze dla wiarygodności każdego, kto w pierwszym dniu po katastrofie powtarzał rosyjskie wersje. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Kto przyjmuje za dobrą monetę wersję strony, którą sam wcześniej uznał za zakłamaną z definicji, temu potem też nikt nie uwierzy. Dzisiaj, z pewną zwłoką, lecz zasłużenie zbierają cięgi tacy jak Sikorski i Gazeta Wyborcza, i cała Platforma Obywatelska.
Agnieszka Kublik zachłysnęła się gorzkim żalem i drze szaty na swoim blogu, że Tusk przegrał z Macierewiczem. Ten sposób przedstawienia sprawy mówi zresztą wiele o sposobie postrzegania tragedii smoleńskiej – dla establishmentu III RP to zwykła rozgrywka polityczna, chociaż na niespotykaną skalę. Często mówi się także o micie, który powstaje na kanwie tego zdarzenia, ale przecież mity powstają na zrębach ukrywania prawdy i fałszu rzeczywistości. A tutaj już otwiera się szerokie pole, bo jeśli prześledzimy choćby tylko historię wersji rzekomych nacisków, czy presji na pilota, która okazała się fałszem, to ludzie z Czerskiej mają w tym wielki udział. W tym kontekście warto zapamiętać kilka tytułów z Gazety Wyborczej , które sobie niegdyś, w pierwszych godzinach, dniach i miesiącach po katastrofie skrzętnie zakonotowałem:
„Przyczyna tragedii najprawdopodobniej był błąd pilota” - 10 kwietnia 2010
„Piloci zdecydowali: Lądujemy!” - 12 kwietnia 2010
„Naciskany gen. Błasik pomagał w lądowaniu TU-154?” - 25 maja 2010
„Dlaczego lądowali” - 26 maja 2010
„Aspen-Smoleńsk. Wylądować. Za wszelką cenę” - 8 czerwca 2010
„Pilot tupolewa: Lądują debeściaki” - 17 lipca 2010
Czy można się dziwić, że ludzie nie wierzą oficjalnej wersji katastrofy, skoro tak nachalnie i wbrew zwyczajnemu zdrowemu rozsądkowi świadczy się nieprawdę? Jeśli się podpierało rządową propagandę groteskowymi ekspertami w rodzaju typa, co jako argument przedstawiał swoje wiejskie doświadczenia z rąbaniem drewna brzozowego? Jeśli się okazuje, że sławieni przez prorządowe media eksperci nie potrafili zmierzyć brzozy? Jak można dać wiarę ludziom, którzy twierdzą, że wykrycie trotylu przez detektor nie świadczy o obecności trotylu? Albo ministrowi, który mówi, że wrak nie jest dowodem?
Agnieszka Kublik pisze z wyraźną goryczą, że Antoni Macierewicz swoją pracowitością, pomysłowością i wytrwałością rozłożył na łopatki aparat państwa. Ale Macierewicz nie spadł z księżyca i nie pracował na pustyni. To przecież Gazeta Wyborcza dwa dni po katastrofie dziękowała braciom Moskalom i opisywała wzruszenie Putina, a tymczasem bracia Moskale w najlepsze demolowali łomami i piłami wrak Tupolewa. Dla wiarygodności przekazu to była sprzeczność mordercza i właśnie dzisiaj obserwujemy jej konsekwencje.
Aparat państwa, a w szczególności prokuratura i komisja Millera, ale także pojedynczy jego członkowie, jak Tusk, Graś, Lasek, Sikorski, Klichów dwóch, Arabski i wielu innych, wielokrotnie się skompromitowali przy tej sprawie. A media sprzyjające władzy murem stanęły za nimi, za kłamstwem rosyjsko-polskim i przyklaskiwały oczywistym fałszom. Macierewicz wyciągnął jedynie na światło dzienne błędy, zaniechania, manipulacje, nieudolność, fałszerstwa, zwykłe przeinaczenia i kłamstwa. A potem zaprosił naukowców. Binienda, Nowaczyk, Szuladziński, Berczyński, Obrębski, Czachor, Witakowski oraz inni, których wymienić nie jestem w stanie, dokonali reszty.
Pewnie, że Macierewicz miał olbrzymią zasługę, ale przecież to prawda wygrywa z manipulacją, a nie Macierewicz z Tuskiem. A że przy okazji dotkliwie przegrywa Gazeta Wyborcza, to już inna historia. Trzeba było pisać prawdę, całą prawdę i tylko prawdę.
Inne tematy w dziale Polityka