Przed nami kolejny przełomowy szczyt Unii Europejskiej, więc premier rzucił wszystko włącznie ze związkami partnerskimi i poleciał do Brukseli doglądać przełomu. Zdążył jedynie napisać na Twitterze, że „przed nami trzy dni, które wpłyną na całą dekadę. Najważniejsze zadanie, jakie kiedykolwiek przede mną stanęło. Trzymajcie kciuki!”. Przypomina mi się taki tytuł „Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem”. To było o rewolucji październikowej i pani od historii kazała mi to przeczytać na konkurs młodzieży szkolnej. Już nie pamiętam, jak się wywinąłem, ale pamiętam, że w konkursie udziału nie wziąłem. Może trzymałem kciuki za niepowodzenie. Potem rzecz straciła na znaczeniu do tego stopnia, że dzisiaj aż wstyd o tym pisać.
Czas teraz tak szybko leci, że człowiek nie nadąża za epokowymi wydarzeniami. Dopiero co mieliśmy EURO 2012, które miało przyćmić chrzest Polski, w międzyczasie ze dwa przełomowe szczyty unijne, a teraz znowu trzydniówka, która wstrząśnie Europą. A już nie wspominam o pomniejszych przełomach w dziejach ludzkości, jak przejezdność ustawowa, czy płeć w głowie. Dlatego pobieżnie, bo pobieżnie, ale pragnę spisać kilka ulotnych wrażeń tuż sprzed tej trzydniówki premiera. Wiadomo bowiem skądinąd, że po trzydniówce nic już nie jest takie samo, jak było przed trzydniówką.
Jarosław Kaczyński ocenia, iż to może być już dwudziesta rocznica pierwszego ogłoszenia przez media, że planuje wycofanie się z polityki. Ostatnio media wrażliwe społecznie dywagowały o tym z powodu śmieci matki Jadwigi Kaczyńskiej. Nie ma się co przejmować takimi liczbami. Gdyby ktoś policzył Jackowi Żakowskiemu, ile to już razy ogłaszał koniec PiS-u, to jakiś nieżyczliwy mógłby go zgłosić na oddział maniakalno-depresyjny. A gdzie ma oczy podziać taki Aleksander Kwaśniewski, który w 2007 roku solennie obiecywał, że Kaczyński nie wróci do władzy, a dzisiaj przestrzega naród przed jego powrotem?
Albo weźmy takiego premiera Tuska, który jeszcze dwa dni temu zapewniał, że nic mu do tego, jakiego kandydata ruch poparcia swojego Palikota wystawia na wicemarszałka. Tymczasem już wczoraj zdecydował, że oni mogą sobie wystawiać kogo chcą, ale pod warunkiem, że na tym stanowisku pozostanie Wanda Nowicka. Widocznie premier wczoraj wstał lewą nogą. I to jest nadzieja dla ruchu swojego poparcia, bo do piątku Tusk jeszcze co najmniej dwa razy będzie się kładł i wstawał.
Natomiast doradca prezydenta Komorowskiego Roman Kuźniar popadł w euforię, że Polska zadziwi świat wicemarszałkiem Grodzką. Są ludzie, którym pokażesz palec, to chcą zaraz całą rękę, Kuźniarowi nie wystarczy, że jego szef prezydent zadziwia świat raz po raz, chciałby zwielokrotnić efekt. Może zaczekamy na lepszą okazję, gdy prezydentem zostanie Kalisz, Grodzka pójdzie na marszałka, a Niesiołowski na premiera. Świat wtedy nie tylko się zadziwi, ale zadrży w posadach. Niestety, postawa premiera w sprawie wyboru Grodzkiej wskazuje, że na razie nie pokażemy światu tego kwiatu.
Minister Sikorski utwardza się na beton w bezwarunkowym przekonaniu, że w politycznym interesie Polski jest przynależność do strefy euro. Ja pamiętam czasy, kiedy w politycznym interesie Polski była bezwarunkowa przynależność do Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i Układu Warszawskiego. Gdzie one teraz są, te ówczesne spiżowe kolumny stałości i niezmienności naszej ówczesnej egzystencji państwowej? Pokażę kiedyś wnukom ten tekst, bo na słowo mi nie uwierzą, że strategicznym celem polskiego ministra spraw zagranicznych była przynależność do instytucji o strukturze i wydolności sowieckiego kołchozu.
Zespół rządowych ekspertów od ministra Millera nie chce się spotykać z ekspertami zespołu parlamentarnego pod pretekstem, że przewodzi zespołowi polityk. Jako argument podają także, że eksperci od Macierewicza nie byli na miejscu katastrofy i nie mieli dostępu do wraku. Ale eksperci od Millera tam byli, mieli dostęp i co z tego? Brzozy nie zmierzyli, wraku nie zbadali, obchodu terenu nie zrobili, w sekcjach nie uczestniczyli, w oblocie smoleńskiego lotniska nie wzięli udziału, kwestie prawne i proceduralne podyktowali im rosyjscy śledczy. Właściwie, według logiki posła Niesiołowskiego, powinni zwrócić państwu koszty pobytu.
Czarnoskóry poseł PO John Godson publicznie się wypowiedział, że homoseksualizm jest wypaczeniem, a nawet grzechem, tak jak kłamstwo, cudzołóstwo i kradzież. W partii obywatelskiej zawrzało, ale nie do końca wiadomo, które konkretnie porównanie zabolało najbardziej. Najłagodniejsza reakcja na dictum Godsona to zarzut zbytniej ostrości wypowiedzi, ale wtedy trzeba przyznać, że jeśli się mówi, iż homoseksualizm nie jest grzechem, wówczas również popada się w skrajność. Halina Zdanowska, szefowa partii obywatelskiej w Łodzi zadaje dramatyczne pytanie: Skąd się ten Godson wziął w PO? To akurat wszyscy wiedzą, że się wziął z Afryki.
W moim życiu też nastąpił pewien przełom, ponieważ po raz pierwszy za mojej pamięci zgadzam się z Leszkiem Millerem z SLD. Komentując rzekome więzienie CIA w Polsce, powiedział, że lista 54 państw, których służby współpracowały z amerykańskim wywiadem przeciwko terroryzmowi, to jest lista chwały. Zgadza się, Miller ma całkowitą rację. Ludobójców trzeba ścigać nawet w kiblu. Z takiej Polski jestem dumny. Poza tym trzymam kciuki, żeby premier Tusk szybko doszedł do siebie po trzydniówce w Brukseli.
Inne tematy w dziale Polityka