W normalnym kraju coś takiego jak rząd Donalda Tuska nie mogłoby przetrwać nawet roku z oczywistych przyczyn ekonomicznych. Żaden normalny kraj bowiem nie może sobie pozwolić na wyrzucanie pieniędzy w błoto tylko dlatego, że gromadka cwanych politykierów doszła do wielkiej biegłości w politycznej reklamie, a poparta przez biznesmedia zawłaszczyła przekaz medialny,a zwłaszcza telewizyjny. Kraj normalny, gdzie właściciele mediów nie są beneficjentami ani mianowańcami władzy, gdzie mamy do czynienia ze społeczeństwem otwartym, nie tolerowałby takiego zdziczenia demokracji.
Obecny polski rząd de facto jest wyłącznie gwarantem interesów swoich sponsorów oraz zagranicznych mecenasów bezkrytycznej, uległej polityki wobec możnych tego świata. W kraju, w którym nie ma ograniczeń dostępu do informacji publicznej na taką skalę jak w Polsce, ludzie już dawno zaprotestowaliby na ulicach przeciwko monstrualnemu zadłużeniu obecnego i przyszłych pokoleń, jakie zafundował nam rząd Donalda Tuska. Tu nie ma co nawet komentować, każdy doskonale wie, o co chodzi.
Tym bardziej to oczywiste w sytuacji, gdy władza ogranicza także podstawowe wolności jak organizowanie demonstracji czy zgromadzeń publicznych. Odbywają się spektakle medialne, skoordynowane z rządem pod z góry założoną tezę. Tak jest obecnie ze sprawą Brunona Bombera, która jest ordynarna ustawką, podobnie jest z walką rządu z tak zwanymi kibolami. Tutaj zresztą w grę wchodzi osobista zemsta szefa rządu nad niepokornym przywódcą kibiców, co jest ewenementem w demokratycznym państwie prawa.
Owszem, takie rzeczy zdarzały się jakichś południowo-amerykańskich republikach bananowych, czy afrykańskich krajach orzeszkowych. No tak, pewnie gdzieś w Kosowie na początku, po oderwaniu go od Serbii, takie historie miały miejsce. Za sprawą premiera Tuska takie rzeczy dzieją się jednak u nas, kraju wyznającym zachodnie chrześcijaństwo i przynajmniej oficjalnie pretendującym do europejskiej elity. W tym kontekście postępowanie Tuska jest porażające i chociaż to określenie mocno wyświechtane, to nie znajduję innego.
Dlatego uważam, że Instytut Pamięci Narodowej za sprawą obecnego premiera ma zapewnioną robotę na długie lata. Rzekomy festiwal teczek bowiem wcale nie trwa tak długo, jakby się mogło wydawać, jeśli się go porówna z festiwalem komunistycznych zbrodni, który trwał całe dziesiątki lat. A ostatnie zbrodnie komuniści popełniali już pod rządami pierwszego niekomunistycznego premiera i te w ogóle nie zostały wyjaśnione.
Dlatego ja myślę, że IPN-owi roboty długo nie zabraknie, a przynajmniej kilka ważnych dla polskiej racji stanu spraw wymaga wyjaśnienia i to nawet z kadencji premiera Mazowieckiego, jak choćby gruba kreska, czy zamiar wprowadzenia „demokratycznej cenzury”. Owszem, lwią część roboty dla IPN przysporzył rząd Tuska – katastrofa smoleńska, zbrodnicza dla narodu kwestia zadłużenia państwa, czy choćby prywata obecnej ekipy - ale także działalność rządów postkomunistycznych, w tym różnych ludzi honoru i patriotów spod znaku czerwonej gwiazdy.
Polsce nie szkodzi więc IPN, natomiast niewątpliwie szkodzi interesom przeróżnych biznesmediów, politykierów z sowieckiego jeszcze naboru, szemranym interesom służb specjalnych i zwyczajnych hochsztaplerów we władzy. Likwidacja IPN przysłuży się wyłącznie szujom, to trzeba powiedzieć jasno. A szuje mają to do siebie, że kręcą się w okolicach władzy i pieniądza. Traf chce, ale nie jest to jakiś ślepy traf, że w historii III RP nie było jeszcze rządu tak umoczonego w afery jak rząd Tuska.
Każdy zna listę afer już ponad pięcioletniej kadencji tego skrzyżowania gangu Olsena z postbolszewicką oligarchią finansową, która regułę kradzieży pierwszego miliona twórczo przełożyła na całokształt działalności. Nie mam pojęcia kiedy uporamy się z tą hydrą, ale pewne jest, że szkody, jakie wyrządziła narodowi i zresztą czyni nadal, implikują istnienie czegoś takiego jak Instytut Pamięci Narodowej. Tym bardziej, że eskalują represje wobec społeczeństwa sięgając po metody wręcz faszystowskie, jak na przykład policyjne prowokacje wobec uczestników pokojowej manifestacji.
Pokusa wśród polityków do sięgania po metody totalitarne jest zbyt silna, żeby się jej oparli, to wciąż działa jak straszak na pewne środowiska, z natury swej lękliwe aż do tchórzostwa. Dlatego IPN musi istnieć, może pod inną nazwą i nieco zmienionym profilem ze względu na zwyczajną demografię. W każdym razie historykom pod egidą IPN nie zabraknie zajęcia. Zwłaszcza gdy już zlikwidujemy rząd Tuska i społeczeństwo wróci do stanu normalności po propagandowym ogłupieniu. Rządy spółki politycznych macherów z finansowymi grandziarzami najlepiej zlikwidować całkowicie, żeby pamięć niesławna jeno po nich została.
Inne tematy w dziale Polityka