Zmarły wczoraj arcybiskup Ignacy Tokarczuk był osobowością tej miary, że określić go mianem niezłomny, to powiedzieć zarazem wszystko i nic. Z jednej strony bowiem mamy 70 lat kapłaństwa wiernego Bogu i sobie, za co był z zaciekłością ścigany przez sowieckich, niemieckich, ukraińskich i polskich totalniaków. Przy czym niemal każdy bandzior z innej beczki ideologicznej, co chwalebnie świadczy o przywiązaniu arcybiskupiego ducha do prawdy. Ale gdyby pokusić się podsumowanie jednym słowem jego służby ludziom, to tym słowem byłaby niezłomność.
Postać i postawa zmarłego hierarchy Kościoła Katolickiego jest powszechnie znana, a jego śmierć spowodowała lawinę wspomnień, więc nie będę powtarzał. Mam jednak osobistą refleksję na tle jego peerelowskich peregrynacji z komuną, bezpieką i całokształtem tamtego ustroju, zwłaszcza w kontekście pewnych metod ówczesnej siły przewodniej, a które i dzisiaj mieszczą się w standardach III RP.
Arcybiskup Tokarczuk w czasie wojny był obiektem polowania UPA, która wydała nań wyrok śmierci. Cudem uniknął zagłady z rąk ukraińskich psychopatów, dzięki pomocy sąsiadów i dobrych ludzi. I tu dochodzę do sedna, czyli metody odwracania rzeczywistości na lewą stronę, co w tym przypadku stanowi nomen omen. Otóż szykanowany w PRL-u na wszelkie sposoby biskup w pewnym momencie został nazwany przez towarzysza sekretarza Kanię „atamanem UPA”. A żeby było jeszcze bardziej dosadnie, to ponieważ Tokarczuk w swojej parafii w Złotnikach pomagał ściganym Żydom, więc oskarżono go o współpracę z gestapo, a rzucił to oszczerstwo morderca księdza Jerzego Popiełuszki na własnym procesie. I na pewno nie bez akceptacji przełożonych.
Czyli dokładnie odwrócono rolę, jaką faktycznie pełnił w tamtych czasach. Byłeś śmiertelnie zagrożony przez UPA, to nazwiemy cię ich atamanem; pomagałeś Żydom, więc rzucimy potwarz, że byłeś konfidentem niemieckiego gestapo. Na tym polega monstrualność tego kłamstwa – na kompletnym zaprzeczeniu faktom i rzuceniu oszczerstwa, które mają uwiarygodnić postawę przeciwną do faktycznej.
Tylko, że te metody stosowane wobec arcybiskupa Tokarczuka, w odróżnieniu od niego samego, wcale nie przeszły do historii. Mamy bowiem z nimi wciąż i na okrągło do czynienia, codziennie jesteśmy świadkami ich stosowania. Zarówno w jedną stronę, czyli niszczenia godności i wizerunku porządnego człowieka, jak i w drugą stronę – gloryfikowania łajdaków.
Żeby nie odbiegać daleko, popatrzmy jak się dzisiaj usiłuje przedstawić komunistycznych macherów, którzy byli na szczytach władzy ludowej w czasie, gdy usiłowano zniszczyć Tokarczuka. Naczelny macher zniewolenia narodu generał Jaruzelski, agent sowieckiej bezpieki, przepoczwarza się - a jakżeby inaczej - w polskiego patriotę z pomocą różnych autorytetów moralnych, które zresztą z moralnością mają tyle wspólnego, co biskup Tokarczuk miał z gestapo, czyli nic. Natomiast naczelny ubek generał Kiszczak, odpowiedzialny za niezliczone zbrodnie ubecji, został mianowany człowiekiem honoru ze starszeństwem od 1989 roku.
Jednak najbardziej aktualny przypadek i najbardziej rzucająca się w oczy analogia do komunistycznego nicowania rzeczywistości, to nagła przemiana posła Palikota, który w ciągu jednego dnia stał się ikoną walki z mową nienawiści. Cud widomy, bo mamy do czynienia z osobnikiem, który był dominującą twarzą przemysłu pogardy, mowy nienawiści oraz obscenicznego chamstwa w polityce polskiej.
I oto z dnia na dzień delikwent zostaje wylansowany na dokładne przeciwieństwo – udaje się pod Zachętę i uczestniczy w wiecu przeciwko mowie nienawiści. Gromi mowę nienawiści na blogu, bryluje w telewizji. Mało tego, publikują mu w opiniotwórczych mediach zbiór przykazań skierowanych przeciwko owej mowie. Z dnia na dzień wyrósł nam nowy autorytet moralny, czyściutki i świeży, jakby nowo narodzony; jakby nie było żadnej przeszłości; jakby zaginęły haniebne słowa, które padły i oszczerstwa, którymi szokował.
Czy ta metoda nie przypomina do złudzenia metody zastosowanej do biskupa skazanego na śmierć przez zdziczałych bandytów, a potem przez równie zdziczałą propagandę nazwanego ich hersztem? Żeby paradoks dziejowy był już pełny – hersztowie tamtych propagandzistów są dzisiaj wybielani przez ich spadkobierców za pomocą metod, które oni sami niegdyś stworzyli.
Inne tematy w dziale Polityka