Miałem całkiem dobry tydzień i na sam koniec dostałem prawie spazmów, co mi się nie zdarza nigdy. I to nie tylko z nerwów, także z powodu chaosu poznawczego i zwyczajnego rozbawienia. Do piątku włącznie mi się wiodło doskonale, przetrwałem blogową burzę w dobrym stanie psychicznym, a nawet różne przewagi zaliczyłem. Żadnych pism z banków ani urzędów. Także rodzina sprawowała się przyzwoicie, goście nie siedzieli zbyt długo. Po prostu cały tydzień sielanka, a potem nagle klops.
Z piątku na sobotę przyśnił mi się Michnik. Ten Michnik. Smutny jakiś był. Zresztą to nieważne, w jakim był nastroju, bo on nigdy mi się nie śnił, a zresztą niby z jakiej racji? Ani ta uroda, ani te preferencje. Siódme poty na mnie biły zanim się szczęśliwie ocknąłem i skonstatowałem z ulgą graniczącą z euforią, że to tylko sen mara.
Myślę więc sobie w ten sobotni ranek – co jest grane?! Pierwszy pomysł miałem taki, żeby sprawdzić delikwenta w senniku egipskim. I tu szok – starożytni Egipcjanie nie uwzględnili Michnika! Wszędzie jest, a w senniku go nie ma. Nie jest oczywiście żadnym usprawiedliwieniem fakt, że układali ten sennik przed tysiącami lat – w końcu po co mieli egipskich kapłanów i proroków? Tymczasem w miejscu, gdzie powinien figurować Michnik – pomiędzy hasłem „miauczenie słyszeć”(chcą cię chytrze podejść miłostki), a hasłem „miech widzieć”(kłótnie i spory) – jest znamienna pustka.
Dla odmiany skoczyłem więc po rozum do głowy, żeby sprawdzić w mediach mainstreamowych, czy aby coś się nie przytrafiło najbardziej wpływowemu redaktorowi pomiędzy Łabą a Władywostokiem. I tu od razu miałem bingo, jakby powiedział kolega Sowiniec. Wchodzę ci ja na stronę Rzeczpospolitej i natykam się na tytuł, że Europa zanika, więc zaniepokojony wertuję pospiesznie. A tam proszę bardzo, jak na dłoni – lista pisma Foreign Policy zawierająca stu najbardziej wpływowych, globalnych myślicieli na świecie w roku 2012.
Tu jest pies pogrzebany, pomyślałem sobie, tu jest wyjaśnienie mojego snu i przygnębienia Michnika. Od razu też miałem złe przeczucia co do jego nieobecności na tej liście i sprawdziły się co do joty. To jednak byłoby jeszcze pół biedy, bo przecież zdarzają się przeoczenia a nawet intrygi różnych zawistników, którzy chcą polskich myślicieli zmarginalizować, jako że „występek znieść światła cnoty nie może”. Ale było znacznie gorzej niż się spodziewałem. Otóż wśród światowych globalnych myślicieli, na pozycji oznaczonej numerem 85 uplasował się Radosław Sikorski. Pojmuję więc proroczy smutek Michnika z mojego snu - ten świat musi zginąć.
Jednak nie dość na tym, bo wiadomo, że jak człowiek zacznie grzebać w internecie, to złe wieści przychodzą parami i stadami całymi. Nieoceniony pułkownik Rzepa poinformował, że nasza niezwyciężona prokuratura wojskowa już nie potrzebuje wraku Tupolewa ani czarnych skrzynek do zakończenia śledztwa smoleńskiego.
Ciekawe, że ta odkrywcza konstatacja przyszła mu do głowy akurat teraz, gdy zakończyły się fiaskiem starania naszego globalnego myśliciela ministra Sikorskiego o powrót wraku. Odmówił mu zwyczajny rosyjski minister, którego nie umieszczono na liście globalnych myślicieli. Ławrow nie wiedział z kim ma do czynienia?! Dziwne to wszystko, ale ja mam wrażenie, że Ławrow ma w nosie wpływowych myślicieli z Foreign Policy razem wziętych i każdego z osobna. Co zresztą w tym konkretnym przypadku widać bardzo wyraźnie.
Mimo wszystko pocieszyłem się znacznie czytając wypowiedź Donalda Tuska. Otóż usprawiedliwiał on naszą niezwyciężoną prokuraturę wojskową, że „pracuje pod niezwykłą, najwyższą presją, zwłaszcza opozycji, w sprawie zamachu smoleńskiego”. Niektórzy się ucieszyli, że premier przeszedł na pozycje oszołomskie, gdyż do tej pory był w salonowym stronnictwie pod wezwaniem „błędu pilota”. Ale co bardziej trzeźwi natychmiast sprostowali, że z tym zamachem to było freudowskie przejęzyczenie premiera. Ja jednak zgłaszam w tej sprawie votum separatum – to było przejęzyczenie putinowskie. Tuskowi bowiem już wszystko kojarzy się z Putinem.
Jednak największej ulgi podczas spazmatycznego weekendu zaznałem dzięki ministrowi Sławomirowi Nowakowi. Udzielił on wywiadu, w którym ogłosił, że przeprowadzono brawurową akcję odpluskwiania 300 wagonów dotkniętych inwazją insektów. I co wy na to powiecie? Król Kazimierz zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. A minister Nowak zostawił nam przejezdność ustawową i wygubił pluskwy. Murowany kandydat na globalnego myśliciela w przyszłym roku.
http://www.foreignpolicy.com/articles/2012/11/26/the_fp_100_global_thinkers
Inne tematy w dziale Polityka