seaman seaman
1020
BLOG

TOP TWENTY obciachu PO(5): Standardy na styku

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 8

Wszyscy wiemy, w jaki sposób wymiguje się szczwany złodziej przyłapany na gorącym uczynku, z łapą po łokieć zanurzoną w cudzej kieszeni: - To nie była moja ręka! A co mówi Platforma Obywatelska, kiedy po raz kolejny jej czcigodni prominenci okazują się zwyczajnymi aferzystami: - To nie były nasze standardy!

Kiedy bowiem szef klubu parlamentarnego kombinuje na cmentarzu ze skorumpowanym biznesmenem; senator korumpuje wybory w Wałbrzychu, a prezydent miasta promuje aferalną spółkę, która z kolei skorumpowała aparat władzy w mieście, to Platforma Obywatelska wypiera się standardów, którymi delikwenci kierowali się w aferalnym procederze. W takim razie narzuca się pytanie, skąd one wzięły się w tej partii, kto je wdrożył, kto dał przykład i zielone światło? Nie wiadomo, złotouści kaznodzieje na czele z premierem Tuskiem wolą nie komentować.

Natomiast sprawa ma się całkiem inaczej, gdy już granat wybuchnie w szambie zaś media rozdmuchają sprawę i Platforma jest zmuszona wyrzucić kolejnego obwiesia na zbitą twarz. Wtedy cała wierchuszka i pośledni towarzysze zachłystują się nieprzytomnym zachwytem nad swoimi wysokimi standardami. A gdzie one były do tej pory – przecież dopóki nie ujawniono afer dla szerokiej publiczności, to w standardach Platformy mieścili się z wielką swobodą zarówno senator Ludwiczuk, jak i poseł Chlebowski oraz prezydent Karnowski.

Czy oni zmieniają te standardy jak rękawiczki – niektóre są na oficjalne wystąpienia, a do użytku wewnętrznego jeszcze inne? Jakoś tak bowiem się dziwnie składa, że wysokie standardy Platformy Obywatelskiej są zawsze mądre po szkodzie. Ale też na krótko, bo gdy tylko minie chwilowe uniesienie etyczne, to zaraz mamy następną aferę czcicieli wysokich standardów. Wygląda na to, że w ugrupowaniu Donalda Tuska wysokie standardy zaczynają obowiązywać członków od momentu, gdy zostaną nagrani na taśmie, oczywiście bez swojej zgody i wiedzy.

Kiedy w 2010 roku zbankrutowała misterna sieć kantorów wyborczych stworzona przez PO w Wałbrzychu na użytek wyborów samorządowych i sprawa stała się głośna na cały kraj, z wielce uroczystym przesłaniem wystąpił szef regionu Jacek Protasiewicz: - „Mamy najwyższe standardy spośród partii politycznych i najlepszych ludzi, co nie znaczy, że i nam nie trafiają się śliwki robaczywki. Nasza stanowcza decyzja w tej sprawie jest najlepszym przejawem tego, że umiemy sobie z nimi poradzić. Mam nadzieję, że będziemy dobrym wzorem do naśladowania dla innych”.

Stanowcze rozwiązanie polegało na tym, że władze partii obywatelskiej przerażone ogólnokrajowym skandalem zmuszone były rozpuścić całe szemrane towarzystwo. Bowiem sfałszowanie wyborów w Wałbrzychu nie było dziełem pojedynczego obwiesia, jednej czarnej owcy, czy samotnego wilka w ludzkiej skórze. O tym już szef regionu wolał nie mówić, że korupcja wyborcza była dziełem struktur partyjnych, że to był systemowy proceder, zorganizowana przez partię korupcyjna siatka kupująca głosy.

Za dwie dychy, pół litra, wino Arizona lub coś w tym guście – dla szaraków w zależności od potrzeb. Bardziej przydatni władzom partyjnym byli korumpowani posadą, protekcją, obietnicą. Niemal wszyscy o tym wiedzieli, bo musieli wiedzieć, nie da się bowiem kupić władzy w 120-tysięcznym mieście bez rozgłosu. Ktoś odważył się nagrać platformianego senatora składającego korupcyjna propozycję i otworzył puszkę Pandory.

To była organizacja przestępcza, sieć na poły mafijna, ze strukturami, hierarchią, planem i lewą kasą. Nikt, dosłownie nikt z Platformy Obywatelskiej nie wyjaśnił, skąd w partii wysokich standardów wziął się legion czarnych owiec, czy cały kosz śliwek robaczywek – bo przecież tam w Wałbrzychu nie znalazł się ani jeden sprawiedliwy. A kwestia tego oczywistego przekrętu, przecież typowo systemowego a nie incydentalnego, stała się na tyle paląca dla beneficjentów i sponsorów rządu Platformy, że nie sposób już było zamieść ją pod dywan, czy przemilczeć.

Grzegorz Schetyna zagadnięty w wywiadzie przez dziennikarkę w grudniu 2010, że źle dzieje dzieje się na Dolnym Śląsku, jego regionie, a Ludwiczuk, Misiak, Chlebowski to przecież jego ludzie: - „Platforma Obywatelska jest silna na Dolnym Śląsku, poza nieszczęśliwym zbiegiem kilku zdarzeń”. I to jest kwintesencja fałszowania rzeczywistości przez partię rządzącą – systemowa korupcja w dużym mieście dokonana przez strukturę partyjną to jest dla prominenta tego ugrupowania „nieszczęśliwe wydarzenie”, a spolegliwe media po prostu przyjmują to do wiadomości.

W tych samych wyborach, mało kto już pamięta, ujawniono w Platformie proceder licytowania miejsc na liście wyborczej. W małym Swarzędzu „jedynka” poszła ponoć za marne 7,5 tysiąca. W tym samym Wałbrzychu, w powtórzonych z nakazu sądu wyborach ktoś z odnowionego moralnie komitetu wyborczego Platformy sfałszował listy poparcia. To są już drobne rzeczy w porównaniu do strukturalnej korupcji, ale nic tak nie oddaje mentalności ugrupowania jak znamienne drobiazgi. W partii obywatelskiej mamy więc do czynienia raczej z obywatelszczyzną, a nie obywatelskością, jak nam usiłuje wmawiać całe to wygadane towarzystwo na czele z premierem.

Po pięciu latach rządów jednej partii można już mówić o całokształcie, o obrazie całości, który powstaje jako suma wszystkich „elementów”, co zresztą brzmi jak nomen omen. Nie miejsce tu na cytowanie nieskończonej listy afer Platformy, ale warto się zastanowić, z kim mamy nieprzyjemność. Weźmy choćby zestaw ze spraw przytaczanych w tym tekście. Takie kamienie milowe – chociaż wcale nie największe - na aferalnej ścieżce Platformy Obywatelskiej.

Afera hazardowa, czyli dygnitarze z najbliższego otoczenia premiera Tuska usiłują przeforsować kształt ustawy korzystny dla skorumpowanego biznesmena. Afera wałbrzyska, czyli struktury partyjne Platformy fałszują wybory w 120-tysięcznym mieście. Afera Amber Gold, czyli gdański układ władzy, który otoczył kordonem sanitarnym spółkę wielokrotnie karanego aferzysty, a jednym ze znaczących elementów układanki był zatrudniony tam syn premiera i partyjny totumfacki premiera, który promował szemraną firmę.

Przecież w normalnym kraju każda partia po takiej serii afer  zostałby zdelegalizowana. Tu nie chodzi bowiem o kwestie incydentalne, które mogą mieć miejsce i mają miejsce w każdym środowisku. Tu chodzi o nieprzerwany, pięcioletni ciąg różnych afer, w których notorycznie uczestniczy rząd i partia sprawująca władzę. Te trzy afery wymienione przeze mnie to jedynie trzy kamyczki w aferalnym systemie, wierzchołek góry lodowej. Przecież afera Amber Gold ujawniła kompromitujące zależności i związki rzekomo niezależnego wymiaru sprawiedliwości z rządem Tuska – ile przekrętów zostało zatuszowanych przez usłużnych sędziów, prokuratorów i urzędników skarbowych?

Rządy Donalda Tuska to jest niekończąca się opowieść aferała. Dzisiaj czytam znamienny tytuł w Gazecie Wyborczej: „Nieczyste przetargi drogowe. Tracimy miliardy”. Nie ma spokoju pod standardami PO. Zaglądam do środka, redaktor Gadomski pisze, że największe problemy powstają na styku tego, co państwowe, z tym, co prywatne. Nieprawda. Największe problemy powstają na styku standardów Platformy Obywatelskiej z państwem.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka