seaman seaman
2558
BLOG

TOP TWENTY obciachu PO(4): Kryptonim 3x15

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 16

 Podobnie jak ludowcy u swojego zarania wypisali sobie na sztandarze, że wyżywią nas i obronią, zaś partia Jarosława Kaczyńskiego umieściła tam prawo i sprawiedliwość, tak Platforma Obywatelska mogłaby by sobie wyhaftować złotą nitką 3x15. Na pewno by mogła, ale czegoś się wstydzi. Podatek liniowy w programie Platformy Obywatelskiej zachowuje się bowiem jak bohater z piosenki: „Pojawiam się i znikam, taka rola magika”. Faktycznie, podatek liniowy spełnia funkcję magiczną w katalogu obietnic ugrupowania Donalda Tuska.

A przecież pojawił się już w pierwszej chwili istnienia Platformy, ledwo co generał Czempiński zdążył wkopać kamień węgielny pod fundamenty partii, a już zaczęła się gadka o wprowadzeniu przez nią podatku liniowego. Jak przystało na firmę z wywiadowczymi koneksjami podatek dostał iście wojskowy kryptonim „3x15”.

Jego legenda zaczęła rosnąć już od momentu, kiedy Tusk wyprowadził Platformę z domu niewoli, czyli z Unii Wolności. Pamiętam histeryczne w tonie lamenty tego środowiska, celował w nich chyba niezastąpiony do dzisiaj prorok większy Aleksander Smolar, że podatek liniowy to nie program, ale „przyczynkarstwo” (termin żywcem wyjęty z kart historii PZPR), że Tusk nie ma żadnego programu i w ogóle jest rewizjonistą oraz prowadzi rozbijacką robotę.

Niestety, nie działa już link, jaki miałem do wypowiedzi Donalda Tuska na temat podatku liniowego z okresu tuż przed wyborami 2005. Ale przezorny zawsze ubezpieczony, więc niegdyś zakonotowałem sobie w kajeciku: - „Jeśli Platforma wygra wybory, nie ma dyskusji, będzie podatek liniowy, czy się komuś podoba, czy nie”. Widzimy więc, że to była stanowcza deklaracja żelaznej woli naszego obecnego szczerego przywódcy, wówczas zaledwie pretendenta.

Ale już wkrótce, w czasie rządów PiS, szef Platformy stanowczo odciął się od 3x15: - „To akurat był pomysł Zyty Gilowskiej, która dziś jest u was” - skonstatował Tusk w rozmowie z prezydentem Lechem Kaczyńskim. To był chyba 2006 rok i wyglądało, że w sprawie podatku liniowego Tusk jakby się odchwycił. Ale próżna była to radość jego przeciwników, gdyż już w sierpniu 2007 sławny Zbigniew Chlebowski buńczucznie zaręczał o wielkiej potrzebie wprowadzenia podatku liniowego. Chlebowski co prawda nie był wtedy taki sławny jak dzisiaj, lecz już rokował największe nadzieje i jego słowo ważyło wiele. Podał nawet precyzyjny termin 1 stycznia 2008, bo wysokie standardy Platformy wymagają podawania precyzyjnych terminów.

Zresztą zaraz potem Donald Tusk osobiście zapisał flamastrem na plastykowej tablicy, że wprowadzi podatek liniowy z ulgą prorodzinną. Jednak ponieważ wybory rządzą się swoimi prawami, to nieoceniony Chlebowski niedługo po wyborach skorygował termin poczęcia podatku liniowego na rok 2009, już trochę mniej precyzyjnie, ale to było tylko jednostkowe odstępstwo od standardów PO. Potem Chlebowski już nie mógł w ogóle nic korygować, gdyż sam został skorygowany w rezultacie afery hazardowej poczętej w łonie ekipy Tuska.

Wtedy pałeczkę w sztafecie blagierów przejął minister Nowak, sławny politolog, który wydedukował na podstawie nieznanych szerszej publiczności źródeł i znaków, iż „podatek liniowy będzie obowiązywał od roku 2010". Po nim inicjatywę przechwycił sam mistrz podatków i wszelkiej akcyzy, pańszczyzny oraz pogłówszczyzny, czyli minister Rostowski. A przypomnę jedynie mimochodem, że cały czas relacjonuję pasjonujące zwroty akcji tylko z roku 2008.

Wracając do Rostowskiego, on z kolei poparł Nowaka w całej rozciągłości i stanowczo się odżegnał od wprowadzania podatku liniowego wcześniej niż w roku 2010, jako rozwiązania „nieodpowiedzialnego dla budżetu”. Niestety, nikt go wówczas nie zapytał, dlaczego nieodpowiedzialne rozwiązanie Platforma wyhaftowała sobie na sztandarze i czy ono na pewno będzie odpowiedzialne w roku 2010.

Ministra finansów poparł z kolei (zupełnie jak w tej bajce o rzepce w ogrodzie) wiceminister gospodarki Szejnfeld. Przy czym ponownie zaznaczam, że cały czas jesteśmy w pamiętnym roku 2008. Szejnfeld więc wydał z siebie opinię, że podatek liniowy trzeba wprowadzić jak najszybciej, ale nie można jednocześnie wprowadzać euro z powodu wysokich kosztów obu operacji. Bo trzeba tu zaznaczyć, że wtedy właśnie zaczynaliśmy wchodzić do strefy euro.

Ponieważ jednak nie ma ludzi niezastąpionych, a partia obywatelska ma długą ławkę blagierów, to do głosu znowu dorwał się minister Nowak, który oświadczył zdumionej publice, iż nie ma co wybrzydzać, gdyż już mamy „prawie podatek liniowy”. Ludziska oniemiały na takie dictum, ale co było robić – skoro zaufany minister Tuska mówi, że mamy, no to widocznie mamy, tylko po prostu przegapiliśmy moment, kiedy go nam wprowadzili. Tak to jest, kiedy człowiek nie śledzi uważnie, co robi władza.

Ostateczny głos miał jednak oczywiście sam premier i autorytatywnie zapewnił, iż podatek liniowy będzie możliwy w 2011 roku, co definitywnie uspokoiło liberalne żądze w społeczeństwie. Przypomnę, że premier obiecał wprowadzić nas do strefy euro w tym samym roku 2011. Oczywiście Tusk nie przejął się takim drobiazgiem, jak niemożliwie wysoki koszt jednoczesnych operacji, na co wskazywał wiceminister, bo on jest od celów strategicznych. Od kosztorysowych drobiazgów są w Platformie różne Szejnfeldy i tu nie ma żadnej sprzeczności, gdyż nikt tam nie pamięta wieczorem, co plótł o poranku. Dla porządku zaznaczę, iż za pasem mamy rok 2013, co stanowi najlepszą puentę dla tych wszystkich bzdur z roku 2008.

Ale czas płynął nieubłaganie, więc nadszedł w końcu styczeń roku 2010 i wtedy wystąpił bardzo ozdobny poseł Jarosław Gowin, który przepowiedział kolejny termin wprowadzenia podatku liniowego przez Platformę, a mianowicie po wyborach prezydenckich. Jednak 10 kwietnia 2010 zdarzyło się to, co się zdarzyło i państwo nasze było zaabsorbowane zdawaniem różnych egzaminów, więc nikt w partii rządzącej nie zawracał sobie głowy podatkiem liniowym.

Wreszcie zbliżyły się wybory parlamentarne 2011 i trzeba było coś począć z obietnicą Tuska na ten rok, zwłaszcza, że jakiś podlec medialny zagadnął publicznie funkcjonariusza Platformy Rafała Grupińskiego o podatek liniowy. Ten będąc pod wrażeniem piramidalnej bezczelności pytającego na chwilę zapomniał, że żyje na zielonej wyspie: - „Trudno eksperymentować z podatkiem liniowym w sytuacji, gdy mówi się o poważnym zagrożeniu bankructwem Grecji. Będzie można wrócić do tego po kryzysie”.

Niestety, kryzys nie jest tak uprzejmy, żeby uprzedzić nas o terminie swojego odejścia, więc Platforma znowu bez swojej winy jest zmuszona odłożyć wprowadzenie podatku liniowego na czas nieokreślony. Dokładnie tak samo jak w tych umowach o pracę.

Zatem słowo Tuska o wprowadzeniu podatku liniowego nie stało się ciałem. Pozostało na sztandarze i zdaje się, że od samego zarania takie było jego przeznaczenie. Podatek liniowy w rozumieniu Platformy jednak ma pewną funkcję magiczną, która spełnia się w nieskończoności. Co należało udowodnić.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka