seaman seaman
6991
BLOG

Kto rozumie Hajdarowicza?

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 194

Akcentem humorystycznym w całym rozgardiaszu medialnym wokół „Rzeczpospolitej i „Uważam Rze” jest fakt, że nikt nie rozumie postępowania jednego z głównych bohaterów, Grzegorza Hajdarowicza. Wszyscy rozumieją Cezarego Gmyza – jedni odsądzają go od czci i wiary, inni są pełni uznania dla niego, ale nie znalazłem głosu, który by twierdził, że go nie rozumie. Nie mają dla nikogo tajemnic redaktorzy naczelni Tomasz Wróblewski ani Paweł Lisicki. To samo z dziennikarzami, którzy opuścili redakcje obu pism - każdy rozumie ich postawę, chociaż niektórzy kwestionują ich intencje i ocenę postawy wydawcy.

Natomiast Hajdarowicza nie rozumie nawet redaktor z Czerskiej, co właściwie przesądza sprawę – każdy kto mówi, że go rozumie, to tylko mówi. Nie jest to jednak ostateczne rozwiązanie kwestii właściciela „Presspubliki”, gdyż redaktor Kumor z Gazety Wyborczej musi wykonywać trudne figury gimnastyczno-publicystyczne, żeby stanąć na wysokości powierzonego mu zadania. Z jednej strony wyraźnie zaznacza swój brak zrozumienia: - „Nie rozumiem tego, co Hajdarowicz robi. Obrazą jest postawienie na czele opiniotwórczego pisma Jana Pińskiego - szkoda słów na przypominanie jego "dziennikarskich" dokonań”.

Tymczasem za chwilę zapomina, że jest obrażony na Hajdarowicza i pisze, że ten miał powody do zwolnienia szefów opiniotwórczego pisma, gdyż ci publicznie go dezawuowali. Wynika z tego, że tylko Czerska może publicznie dezawuować właściciela „Uważam Rze”, a nawet jednocześnie przyznawać mu rację.

I w tym momencie trzeba też przyznać uczciwie i obiektywnie, że redaktor Kumor przepracował dogłębnie zagadnienie dialektyki marksistowskiej. No, bo skoro człowiek sam się dezawuuje swoimi decyzjami, to chyba Kumor mógłby przeboleć drobiazg, że wcześniej zdezawuowali Hajdarowicza ci, którzy z tej strony poznali go najlepiej? Ale widocznie nie może.

Ale mniejsza z dialektycznymi wywodami redaktora, bo w końcu Hajdarowicza nie rozumieją także redaktorzy wyrzuceni przez niego z roboty, a również ci, którzy sami odeszli. Z tym, że nie kwestionują jego prawa do personalnych decyzji ani do zmian profilu pisma. Oni tylko nie rozumieją, jak można zarżnąć kurę znoszącą złote jajka. Bo w powszechnym mniemaniu nowy naczelny mianowany przez Hajdarowicza jest specjalistą od uboju złotonośnego drobiu.

W związku z tym wśród nie rozumiejących Hajdarowicza mnożą się spiskowe teorie i hipotezy wyjaśniające, na czym polega jego spiritus movens w tej dziedzinie. Jedni uważają go za ignoranta i zgoła nieudacznika, który sprowadził do parteru kolejny tytuł. Dochodzi nawet do drastycznych porównań do postaci francuskiego komedianta Louisa de Funes, którego  ma Hajdarowicz uosabiać w biznesie medialnym. Skrajni ekstremiści utrzymują, że konsekwencji swoich decyzji nie rozumie także sam Hajdarowicz.

Jednakowoż dają temu poglądowi kontrę inni, którzy z kolei zadają niegłupie pytanie: To w jaki sposób ten rzekomy hebes doszedł do takich pieniędzy? Z jakiegoś powodu nie zadaje sobie tych pytań redaktor Kumor z Gazety Wyborczej, który przechodzi nad tą kwestią do porządku dziennego – widocznie w świecie pojęć dialektycznych istnienie niewytłumaczalnych sprzeczności jest na porządku dziennym. Czym innym jednak jest dociekanie przyczyn różnych fantastycznych zjawisk i tu już milczenie redaktora Kumora staje się znamienne.

Skoro bowiem decyzje biznesmena co do nowego szefostwa „Uważam, Rze” są dla redaktora Kumora obrazą, a jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że prowadzą do rozwalenia świetnego biznesu, jakim jest najlepiej sprzedający się tygodnik społeczno-polityczny w kraju, to szanujący się dziennikarz nie może tego zostawić bez komentarza, nie wspominając już o próbie wyjaśnienia tego fenomenu. Ale Kumor może. I ta jego postawa powoduje, że Kumor staje się niezrozumiały w tym samym stopniu co Hajdarowicz.

W mediach co do intencji biznesmena kursuje hipoteza niejako „samonarzucająca się”, a mianowicie taka, że Hajdarowiczowi obiecano inne profity w zamian za wdeptanie w ziemię opiniotwórczego dziennika i tygodnika. A kto mógł  obiecać, jeśli to prawda? W tej hipotezie zasadniczą rolę odgrywa odpowiedź na odwieczne pytanie wszystkich detektywów, policjantów i dziennikarzy śledczych - is fecit cui prodest – co się wykłada, iż uczynił ten, komu to przyniosło korzyść.

A przecież oczywistym jest, iż właściciel nie skorzystał na zszarganiu marki obu tych pism, nie skorzystali zwolnieni pracownicy ani ci, którzy odeszli sami w geście solidarności. Nie skorzystała opinia publiczna, która traci jeden z wyróżniających się głosów, które stanowią o pluralizmie w mediach, czyli w istocie rzeczy o demokracji.

Skorzystała natomiast strona usiłująca w Polsce ograniczyć dostęp do informacji publicznej, ograniczająca wolność zgromadzeń, marginalizująca opozycję, próbująca cenzurować internet, nawołująca do "kontroli prawnej głoszonych poglądów".  Jeśli więc hipoteza "innych profitów" jest prawdziwa, to skorzystała  na tym grupa trzymająca władzę, w tym rząd rząd Donalda Tuska. Oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem ministra Pawła Grasia. Oni na pewno rozumieją Hajdarowicza.

W takim kontekście oczywiste jest, że Hajdarowicz miał prawo rozwalić  redakcje „Rzeczpospolitej” oraz „Uważam, Rze”, bo to jego media i mógł z nimi zrobić, co mu się żywnie podobało. I tak samo będzie miała prawo ta hipotetyczna kapitalistyczna świnia, która kiedyś wykupi podupadającą Agorę i rozwali Gazetę Wyborczą, zaś siedzibę przy Czerskiej przeznaczy na dom pogodnej starości dla młodzieży wszechpolskiej. Dopiero będzie płacz i zgrzytanie zębów.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (194)

Inne tematy w dziale Polityka