Chciałbym żeby rzeczywistość była taka prosta jak w sentencjach prezydenta Bronisława Komorowskiego. Stąd parafraza jednej z jego złotych myśli – jaki premier takie państwo. Jaki prezydent takie myśli. Niestety, ku mojemu szczeremu żalowi życie społeczne przerasta filozofię życiową gruboskórnego myśliwego. Dlatego też barbarzyństwa policji w Opolu nie da się przypisać bezpośrednio premierowi Tuskowi, to za proste, żeby nie powiedzieć prostackie.
Owszem, istnieje coś takiego jak atmosfera przyzwolenia na zło i nawet na kretyństwo, która może być stworzona przez konkretną władzę w ciągu lat jej trwania na stołkach – dokładnie z tym mamy do czynienia w przypadku monstrualnej korupcji i rozdętego kapitalizmu politycznego za rządu Tuska. Podobnie jest z degrengoladą instytucji państwowych, co wykazała niezbicie zwłaszcza tragedia smoleńska, afera Amber Gold, a także najświeższa kompromitacja Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Ale konkretnego przypadku pojedynczego barbarzyństwa, jak to miało miejsce w Opolu, nie można zrzucić na władzę. Nawet jeśli przyjąć, że za policyjne standardy odpowiada aktualny minister od policji, to głupotę konkretnego policjanta musimy już przypisać społeczeństwu. Rację miał Jarosław Kaczyński, który skomentował ten przypadek, że „takie mamy dzisiaj państwo”, ale to stwierdzenie ma dalszy, domyślny ciąg. Takie mamy państwo, jakie społeczeństwo. Taką mamy władzę, jaką sobie wybraliśmy. Albo: jakie elity taka władza. A więc jednak wychodzi, że mimo wszystko jest coś na rzeczy, bo przez kilka lat sprawowania najwyższych urzędów w państwie można wiele zmienić w kraju. Na lepsze albo i na gorsze. To nie ulega wątpliwości.
Ale z drugiej strony mamy praktykę działania władzy, która siłą rzeczy stanowi przykład i wskazówkę dla obywateli. A przecież wiemy, że w obywatelach często drzemią demony. Nawet jeśli nie demony, to różne skłonności. A te skłonności mają tendencje do wypływania na wierzch, gdy są po temu sprzyjające okoliczności i odpowiednia atmosfera. I mogą to być skłonności fatalne. Zaś atmosferę w państwie buduje w największej mierze aktualna władza.
No, bo co to może oznaczać dla postronnego obserwatora - a dajmy na to, że to obywatel ze złymi skłonnościami - taki przypadek byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza? Oto zaprzyjaźniony z obecną władzą Marcinkiewicz antyszambruje w ministerstwach jako doradca w firmie DSS należącej do jego przyjaciela. I tak się jakoś składa, że firma przyjaciela naszego niedawnego króla karnawału medialnego dostaje wkrótce potem koncesję na budowę autostrady. Minister Nowak z ministerstwa, w którym niedawno kręcił się Marcinkiewicz ogłasza, że firma DSS jest najbardziej wiarygodna, sprawdzona i wypłacalna. I że jego zdaniem zbuduje nam autostradę, że mucha nie siada. Po miesiącu zaś firma bankrutuje w widowiskowy sposób pozostawiając kilkaset milionów długów, ale tak bliżej miliarda niż pół miliarda złotych.
I co się dzieje dalej, jaki sygnał daje państwo obywatelowi ze złymi skłonnościami? Czy profilaktycznie przestrzega tego obywatela, wyrzucając spektakularnie ministra na zbity pysk i składając doniesienie w tej sprawie do prokuratury? Ależ skąd, premier udaje, że ciepły deszcz pada; minister dalej rżnie głupa, jakby się nic nie stało, a nasz przemiły Marcinkiewicz zapewne antyszambruje dla innych firm. I co sobie wtedy myśli ów obywatel? Ano myśli, jak tu znaleźć dojście do ministra albo choćby Marcinkiewicza, żeby załatwić sobie koncesję, przetarg, czy inne zlecenie.
Taki sygnał mu właśnie dało nasze państwo – nie zawracaj sobie głowy konkurencyjnością, innowacyjnością, czy podobnymi bredniami. Szukaj dojścia, głupcze! Liczą się znajomości, plecy, układy, dojścia. I ten sygnał, jakże wyraźny, staje się składnikiem, który tworzy ogólną atmosferę przyzwolenia na przekręt.
W przypadku państwa Tuska można mnożyć takie przykłady w nieskończoność. Co myśli obywatel ze złymi skłonnościami, gdy widzi że firmę Amber Gold, o której wszyscy ponoć wiedzą, że jest szemrana, ale promuje ją prezydent miasta, bliski znajomy premiera, a syn tegoż premiera podejmuje w niej pracę? Pytanie retoryczne. A co myśli policjant w Opolu, gdy na polecenie sądu aresztuje samotną matkę z powodu niezapłaconego długu 2 tysięcy złotych, a jej dzieci (2 i 6 lat) oddaje do pogotowia opiekuńczego? Otóż nic nie myśli, bo ma to wszystko w dupie. A dlaczego tak jest?
Między innymi dlatego, że jego kolega z Warszawy niedawno bladym świtem wywlókł z domu skutą kajdankami dziewczynę, ponieważ w przeddzień zajęła na stadionie nie swoje krzesełko. I temu warszawskiemu koledze policjanta z Opola włos za to z głowy nie spadł. Inni koledzy z powodzeniem gnoili w obozie uchodźców gruzińską dziennikarkę. Także bez konsekwencji i za przyzwoleniem władzy. Zatem opolski filar władzy doszedł do wniosku, że nic mu nie może zaszkodzić. I dlatego ma w dupie samotną matkę i jej malutkie dzieci – jemu kazał sędzia, reszta go nie obchodzi. A ten sędzia, jak niedawno pokazały media, może uważać premiera za swojego zwierzchnika i słuchać czołobitnie jego poleceń.
I właśnie dlatego w przypadku państwa Tuska mamy do czynienia z wyjątkiem od reguły zaprezentowanej przez prezydenta Komorowskiego. Sprawdza się konstrukcja, że jaki premier takie państwo. Przez pięć lat obywatele ze złymi skłonnościami dostali tak wiele jednoznacznych sygnałów od władzy, że doszli do wniosku, iż w państwie Tuska złe skłonności się opłacają. Dobra pogoda dla barbarzyńców. Barbarzyńcy bowiem zawsze są wśród nas i w nas, czekają tylko na sygnał, że jest bezpiecznie. W państwie Tuska się doczekali.
Inne tematy w dziale Polityka