Ta analogia do obrazu "Skazani na Shawshank" przyszła mi na myśl podczas długiej, pełnej napięcia ciszy w Platformie przed powtórnym expose premiera Donalda Tuska. Wtedy to strwożony spadającym poparciem platformerski establishment nie śmiał nawet pisnąć, żeby niestosownym odezwaniem lub komentarzem nie zepsuć spodziewanego przez się efektu. I ci ludzie mają czelność zarzucać wodzowski styl innym ugrupowaniom. Z trwożnej ciszy wyłamał się jedynie senator Jan Rulewski, ale to wyjątek potwierdzający regułę. Wiadomo, człowiek któremu niestraszna była milicja obywatelska nie ulęknie się naczelnika partii obywatelskiej.
Skazańcy przebywający w filmowym więzieniu Shawshank również byli totalnie sterroryzowani przez fanatycznego hipokrytę i jego przybocznych zauszników ze straży. Różnica jest tylko w wymiarze strachu przed karą – filmowi nieszczęśnicy ryzykowali życiem; Tuskowi poddani stawiają na szali dalszą karierę. Chociaż należałoby powiedzieć, że nie stawiają, o czym świadczy groteskowy przykład posła Godsona, który najpierw wierzgnął przy głosowaniu w sprawie aborcji, ale natychmiast podkulił ogon, gdy naczelnik Tusk zmarszczył brew. „Ludzie boją się odezwać w obawie przed usunięciem z list wyborczych. Tusk zamroził wszystkim myślenie” – mówił kilkanaście dni temu Rulewski.
„Czekamy na wystąpienie premiera, nie chcemy wychodzić przed szereg” – przyznawał z rozbrajającą szczerością Rafał Grupiński szef klubu parlamentarnego partii mieniącej się obywatelską! Parlamentarzystom PO zabroniono również zgłaszania samodzielnych poprawek do ustaw. To coś niebywałego w demokracji, a staje się niebywałe do kwadratu, gdy wziąć pod uwagę liberalizm i wolność wypisaną na sztandarach tej partii.
Z powodu niespotykanego wysypu afer w partii wysokich standardów już chciałem nawet napisać coś o przynoszącym pecha Tuskowym wcieleniu Jonasza, ale to nie jest żaden Jonasz. To jest klasyczne przelanie czary pięcioletnich zaniechań i nieudolności. Olsenowska ekipa premiera Tusk narobiła takiego bagna w każdej dziedzinie życia państwowego i publicznego, że teraz sami nie wiedzą, gdzie najpierw ręce włożyć. Rządzenie państwem od początku przerosło ich marne kompetencje. A teraz przerosło także ich propagandowe umiejętności.
Od sierpnia niemalże nie ma dnia, żeby rząd i ugrupowanie kierowane przez premiera Tuska nie musiało się tłumaczyć z zaniechań, kompromitacji, przekrętów, afer i skandali. Tylko w ciągu ostatnich kilku dni przeżyliśmy rosyjską publikację zdjęć ciał ofiar tragedii smoleńskiej – te bezczelne i cyniczne zagrywki Rosjan to efekt oddania śledztwa Putinowi. Jeszcze nie ochłonęliśmy po tej typowo kagiebowskiej zagrywce, kiedy potwierdziła się wiadomość, że port gazowy w Świnoujściu jest zablokowany dla dużych statków z powodu rosyjskiego rurociągu. I nawet okiem nie zdążyliśmy mrugnąć, gdy minister Nowak popisał się kolejnym kretyńskim grepsem, że w sprawie blokady polskiego portu nasz kraj jest tylko obserwatorem.
Przedwczoraj światowa megakompromitacja państwa ze Stadionem Narodowym w tle – ze stadionem, o którym niegdyś Tusk mówił z dumą, że jest jak jego rząd. Wczoraj fatalna wiadomość o gwałtownym spadku produkcji przemysłowej, rośnie bezrobocie, inflacja zżera zarobki – a premier snuje fantasmagoryczne wizje stworzenia socjalistycznego molocha pod zastaw resztek skarbu państwa.
Dzisiaj dowiadujemy się, że resort ministra Sikorskiego był tak uprzejmy wobec reżimu Łukaszenki, że posłał mu PIT-y białoruskich opozycjonistów – po raz kolejny wystawił ich na represje postkomunistycznego buca. A przecież ciągle trwają śledztwa w sprawie innych afer rządu Tuska, jak Amber Gold czy informatyzacji administracji publicznej. Za chwilę dalsze ekshumacje pomylonych ciał ofiar Smoleńska – kolejna tragiczna konsekwencja procederu polskiego rządu, który trudno określić inaczej niż łajdacki.
I na to wszystko wychodzi ulizany, gładki krętacz, który na przemian robi zatroskaną, niewinną lub groźną minę, zależnie od sytuacji. Każdemu członkowi według potrzeb.
Inne tematy w dziale Polityka