seaman seaman
5998
BLOG

Debata tak, ale tylko z udziałem POpleczników

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 265

W pierwszych słowach mojego postu pragnę pozdrowić wszystkich publicystów oraz blogerów i postawić na porządku dziennym pewną kwestię retoryczną. Czego można się spodziewać od ludzi, którzy na co dzień biadają nad niemerytorycznością opozycji, a kiedy ta organizuje publiczną debatę z udziałem poważnych ekonomistów, to stawia się zarzut, że dyskusja będzie miała podtekst polityczny? No cóż, pytanie retoryczne, ale swoją moc i wymowę ma...

W ostatnich dniach przybyło w naszym życiu publicznym, a szczególnie ekonomicznym, kilka nowych aksjomatów i praw, które zostały odkryte przez rządowe media i rządowych popularyzatorów nauk społecznych. Po pierwsze wyszło na jaw, że jakakolwiek debata ekonomiczna bez profesora Leszka Balcerowicza jest nieważna z natury rzeczy.

Jest to zaskakująca historia, bo jeszcze całkiem niedawno nikt z rządu i okolic się nie przejmował zdaniem Balcerowicza, a nawet miał je głęboko w nosie. Tak było w przypadku rządowego skoku na OFE, podobnie gdy Balcerowicz protestował przeciwko monstrualnemu zadłużeniu państwa i zamiataniu długu pod dywan przez ministra Rostowskiego. Co będzie, gdy Balcerowicza, nie daj Boże, zabraknie? Zlikwidujemy debaty ekonomiczne w ogóle?

Po drugie odkryto, że nie ma sensu żadna debata ekonomiczna, w której nie bierze udziału aktualny minister finansów. Niektóre media rządowe ze zgrozy wręcz zawyły: Nie zaproszono ministra Rostowskiego! A przecież minister finansów też nie zapraszał opozycji, gdy wbrew jej zdaniu forsował podwyżkę podatków. Dlaczego nie można debatować bez ministra? To jakieś nowy świecki obyczaj Platformy. A jaki liberalny!

Tym bardziej, że znany jest pogardliwy stosunek Donalda Tuska do profesorów i ekspertów wszelkiej maści. Skoro premier woli się namawiać na tematy ekonomiczne z kulturoznawcą Bonim i z ekspertem z bankowego portfela Bieleckim, to dlaczego opozycja nie może sobie wybrać swoich ekspertów? Jest to o tyle dziwne, że takie twierdzenie dyskredytuje wszelkie niezależne inicjatywy gospodarcze i ekonomiczne, a także stowarzyszenia i organizacje, w których nie zasiada Wincenty Rostowski.

Trzecie prawo wymyślił ekonomista Ryszard Petru z dawno pogrzebanej Unii Wolności, który w przeciwieństwie do ministra Rostowskiego w debacie udziału odmówił. A odmówił, ponieważ według niego PiS przedstawił zbyt szczegółowe projekty, co jakoby ma zawężać tematykę debaty. I znowu w przeciwieństwie do ministra Rostowskiego, który zarzuca projektowi PiS zbytnią ogólnikowość. Brakuje jeszcze jednego „naukowca” w typie tych dwóch, żeby zarzucił pisowskiemu projektowi nijakość. Wtedy już debata będzie nie do obrony.

No, ale ja tu sobie śmichy chichy robię, a zasada Petru brzmi naprawdę groteskowo do tego stopnia, że on sam chyba w nią nie wierzy. Otóż według mistrza Petru szczegółowość projektów nie daje możliwości rozmowy o tym, czy są one słuszne oraz wyklucza inne poglądy! A także sugeruje – uwaga! - że dyskutanci zgadzają się z diagnozą.

Stwierdzenie to jest tak niewiarygodnie głupie, że muszę mistrza Petru zacytować dosłownie, bo nikt mi nie uwierzy: - „W przesłanych materiałach znalazły się szczegółowe projekty ustaw PiS wokół których miałaby się toczyć dyskusja, co istotnie zawęża tematykę debaty. Tak postawiony sposób prowadzenia rozmowy o gospodarce - wykluczający de facto inne poglądy - zakłada niejako a priori, że dyskutanci zgadzają się z diagnozą która była podstawą projektów ustaw. Nie daje też możliwości rozmowy o tym czy przedstawione postulaty są słuszne”.

Dla potomności przypomnę, że Ryszard Petru jest Przewodniczącym Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich, co wiele wyjaśnia. Reasumując, niektórzy, jak minister Rostowski chcieliby uczestniczyć w debacie, pomimo, że projektowi opozycji zarzucają brak konkretów. Inni, jak przewodniczący Petru odmawiają z powodu zbyt dużej ilości konkretów. Różni rządowi przytakiwacze, którym projektu się czytać nie chciało, zarzucają projektowi opozycji kontekst polityczny. Co oczywiście sugeruje, iż debata z udziałem rządu z natury rzeczy byłaby apolityczna.

I ostatnie wreszcie, ale nie najmniej ważne. Podobno - wedle potakiwaczy rządowych -  projekt PiS jest żenująco słaby i nie do wykonania w praktyce. Zatem debata powinna obnażyć jego nędzę i pogrzebać raz na zawsze, przytłuc kamieniem i jeszcze przebić osinowym kołkiem. Wyglądać mogłoby, że nie ma lepszej metody dla rządu i POpleczników, niż debata, która pognębi opozycję. Tymczasem nie – debata jest zwalczana właśnie przez admiratorów polityki Tuska i Rostowskiego. Dlaczego? Oto jest pytanie.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (265)

Inne tematy w dziale Polityka