Nasz szczery przywódca, bożyszcze sondaży i ulubieniec grandziarzy, w końcu doszukał się przyczyn porażki naszego państwa w starciu z niespełna trzydziestoletnim absolwentem liceum ekonomicznego. Premier Donald Tusk oznajmił ze swoją niezrównaną tolerancją i nieskończoną wyrozumiałością, że instytucjom władzy zajmującym się oszukańczą firmą zabrakło „refleksu i determinacji”. Hosanna!
Dzisiaj już można przynajmniej z grubsza wyliczyć te filary władzy, które przez kilka lat nawet nie drgnęły (jak zresztą przystało filarom), gdy prezes zwany dzisiaj Marcinem P. prowadził swoje legalne szalbierstwa. Prokuratura, która z anielską pobłażliwością odmawiała wszczęcia śledztwa i dobrotliwie umarzała postępowanie; sądy karne z żelazną konsekwencją zawieszające kolejne wyroki; sądy gospodarcze rejestrujące spółki i z pokorą znoszące brak dostępu do rejestru skazanych; kurator sądowy, który by muchy nie skrzywdził i w związku z tym od lat wystawiający dobre opinie grandziarzowi.
Dalej mamy Krajowy Rejestr Karny, który jest dla sądu dostępny w ogóle, ale w szczególe jest niedostępny dla sądu rejestrującego spółki – majstersztyk legislacyjny! W następnej kolejności kroczy Narodowy Bank Polski, który prowadzi rejestr handlujących złotem dewizowym, lecz tylko tych, którzy się łaskawie zechcą zarejestrować – natomiast jeśli nie wyrażą takiej chęci, to prezes Belka tylko patrzy baranim wzrokiem, jak cwaniak obrabia klientów na żywca. Tuż za bankiem narodowym, czyli za naszymi pieniędzmi należy pamiętać o Ministerstwie Finansów, któremu podlegają fiskus, inspektoraty podatkowe, urzędy celne, osławiona policja skarbowa – wszystkie te groźne instytucje przez lata nawet palcem w bucie nie kiwnęły, żeby powstrzymać oszusta – wszystko im się zgadzało co do grosza. A niech no tylko w warzywniaku delikwent pomyli się na kasie fiskalnej, to zostanie w tym samym miesiącu zgromiony przez połączone siły skarbówki.
Potem mamy naszą słynną Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która potrafi po doniesieniu medialnym bladym świtem wpaść do mieszkania blogera, a przez lata nie dostrzegała oszusta reklamującego się z rozmachem na wszystkie możliwe sposoby. W następnej kolejności wymienić trzeba Urząd Ochrony Konsumenta i Konkurencji, któremu, jak się wydaje, do szczęścia wystarcza szumna nazwa – od listopada ubiegłego roku bada działalność Amber Gold i chyba nawet nie zauważył, że firma już upadła. W tym towarzystwie trzeba koniecznie wymienić biegłego rewidenta finansowego powołanego przez naszą równie biegłą prokuraturę – od wielu miesięcy sprawdza on księgowość spółki i końca nie widać. Przez ten czas można już było napisać pracę doktorską i zrobić habilitację z Amber Gold.
Ale to nie wszystko. Mamy Komisję Nadzoru Finansowego, która co prawda składała doniesienia do prokuratury i ostrzegała na swojej stronie internetowej przed złodziejem, ale równie dobrze mogła pisać na Berdyczów – po co nam taki nadzór, który nie może wyegzekwować najprostszych czynności od organów państwa? Mamy Komitet Stabilności Finansowej, który odbył posiedzenie zaraz potem, gdy granat wybuchnął w szambie – dzięki temu dowiedzieliśmy się, że taki komitet istnieje. Chociaż nadal nie wiemy, po co? – prawdopodobnie, żeby premier Tusk mógł wiarygodnie markować, że stara się jak może.
A skoro już jesteśmy przy osobie naszego szczerego przywódcy, to nie można pominąć Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – jest ona bardzo sprawna i czujna, tylko nikt tam nie ma głowy do czytania raportów Najwyższej Izby Kontroli. Nikt tam niczego się nie domyśla ani nie docieka, dopóki nie przeczyta w gazecie albo nie zobaczy w telewizorze – taką tam mają determinację! Potem idzie rząd, który również jest pozbawiony refleksu – pamiętamy przecież ministra Nowaka, całkiem niedawno zapewniającego o wiarygodności i dobrej kondycji spółki DSS z autostrady A2, która miesiąc później upadła z wielusetmilionowymi zobowiązaniami. A może Tusk grożący dzisiaj wyciągnięciem konsekwencji wobec ludzi, którym zabrakło refleksu w sprawie Amber Gold, powinien w pierwszej kolejności przyjrzeć się refleksowi swojemu i swojego rządu?
Reasumując zapewne niepełną jeszcze listę, aż dziw bierze, że wszystkim tym państwowym instytucjom – dodajmy, wszystkim jednocześnie i w stosunku do tej samej spółki, która reklamowała się i nagłaśniała swoje działania – zabrakło determinacji i refleksu. To jest prawdziwy cud, który sprawił Donald Tusk swoimi pięcioletnimi rządami. A przecież trzeba pamiętać, że nie mamy do czynienia z pojedynczymi osobami w tych instytucjach – prokurator ma swoich przełożonych, ktoś kontroluje sędziego, służby specjalne mają swój nadzór, urzędnik skarbowy też nie działa w próżni. I właśnie powszechność tej niemożności świadczy, że mamy do czynienia z atrapą państwa.
Słychać liczne głosy, że prywatna spółka Amber Gold była pralnią brudnych pieniędzy. Ale jeśli się popatrzy na to z dzisiejszej perspektywy, to widać, że jeśli pralnia, to z dużym udziałem państwa. Może to była piramida finansowa, ale mocno wsparta na państwowych fundamentach. Minister Rostowski ostrzegł, że państwo nie może gwarantować depozytów złożonych w firmach działających bezprawnie. Jednak państwo Tuska i Rostowskiego wręcz wspierało bezprawie, chociaż odżegnuje się od gwarancji. Jeśli pralnię można w ogóle nazwać państwem.
Inne tematy w dziale Polityka