seaman seaman
1364
BLOG

Potrzeba etapu, czyli chwilowe zrównanie opozycji z rządem

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 42

Na odcinku walki z nepotyzmem wystąpiło u nas poważne zachwianie równowagi na niekorzyść partii obywatelskiej, co w dalszej kolejności niechybnie mogłoby spowodować zaburzenia w świadomości społecznej. Z tej racji musiała oczywiście nastąpić korekta narracji, żeby ciężar odpowiedzialności moralnej przesunąć w stronę opozycji.

Mainstream medialny sponsorujący Platformę z własnej winy popadł w tę kabałę, bo radośnie pogrążając Pawlaka, zapomniał, z czyjego nadania jest PSL w rządzie. I kto, jeśli nie Tusk przez 5 lat przymykał oczy na peeselowskie partnerstwo rodzinno-publiczne. No i teraz prorządowa ferajna medialna musi mozolnie się wygrzebywać, bo przy okazji wyszło na jaw, że PSL w konkurencji zawłaszczaniu państwa to są młodsi juniorzy przy starych wygach od premiera Tuska.

Niestety, na razie rządowym tropicielom nie udało się wytropić po stronie opozycji żadnego osobnika kalibru byłego ministra skarbu Aleksandra Grada. Tenże państwowiec zrezygnował z mandatu poselskiego i zaszczytu sprawowania najwyższej władzy ustawodawczej na rzecz posady w państwowej spółce za 110 tysięcy PLN. W ten sposób ustanowił rekord drapieżnej zachłanności, bo przecież Grad to nie jest student na dorobku, który co tydzień w pocie czoła harata w gałę z premierem, żeby się wybić na materialną niezależność. I chyba długo Grad będzie ten rekord dzierżył samodzielnie. Nawet Śmietanko z marnymi 30 tysiącami nie ma startu do niego.

Gazeta Wyborcza szukała aż w Radomiu jakiegoś obwiesia pisowskiego na podobną miarę i już tylko ta lokalizacja świadczy o nędzy usiłowań. Nic z tego. Jakieś mizeroty, marne spółki miejskie, wodociągi, ogrzewanie, ośrodek kultury. Chandra i siermiężność taka jakaś iście radomska (z przeproszeniem mieszkańców Radomia – to tylko licentia poetica tak przeze mnie paruje), że żal czytać. Gdzie tam pisowcom do   partii obywatelskiej. Już tam towarzysze Zbycha i Mira nikomu nie dadzą się prześcignąć w przyjaźni do skarbu państwa.

Zrównanie partii obywatelskiej z opozycją jest rzecz jasna postulowane wyłącznie na odcinku nepotyzmu, gdyż taka jest mądrość etapu. Na innych odcinkach nawet nie próbuje się udawać, że to są porównywalne byty. Po prostu tam nie ma zagrożenia. Wczoraj wybuczano i wygwizdano na Powązkach premiera Tuska oraz ministra z kancelarii prezydenta, gdyż ten ostatni wyczuł pismo nosem i profilaktycznie nie przybył. Prominentów władzy wybuczano pod hasłem „precz z komuną”, co samo w sobie jest symptomatyczne. Trzecia RP pod rządami Tuska i Komorowskiego coraz bardziej bowiem przypomina PRL, nie tylko i nawet nie najbardziej w sferze propagandowej.

Natomiast jest problem, gdzie bowiem można buczeć na władzę, jeśli nie w miejscach publicznych? Nie wypadało podczas EURO, bo mainstream zawrzasnął, że wstyd przed Europą; nie wolno podczas publicznych wystąpień władzy, to gdzie w końcu można? Klaskać tylko wolno wszędzie i w każdym kontekście. A przecież, jeśli wolno klaskać, to i gwizdać wolno, to podstawowa zasada w tego rodzaju sytuacjach. Nie może tak być, że władza łaskawie pozwala na aplauz, a obraża się na gwizdy.

W tej kwestii zabrał głos jeden z moich ulubionych misiaków prezydenta Komorowskiego, a mianowicie jego główny specjalista od historii i dziedzictwa narodowego. Kiedy Tomasz Nałęcz zabiera głos, to zawsze jest gratka, bo on jest zdolny do największych osobistych poświęceń, żeby uzasadnić swoją obecność przy boku Komorowskiego. Nałęcz jest już tak wyświechtany od tego poświęcania się, że własna reputacja mu kompletnie zwisa.

Otóż odniósł się on bardzo uroczyście do wczorajszego wybuczenia i obciążył wina za to oczywiście Jarosława Kaczyńskiego: - Klucz do tego jest w ręku prezesa Kaczyńskiego, zwłaszcza, że jego zwolennicy są dosyć zdyscyplinowani. Jestem przekonany, że gdyby powiedział: "rozumiem waszą chęć buczenia, ale nie nad grobami powstańców", to buczenie by ustąpiło jak ręką odjął.

No, mój Boże, pomyślałem sobie, ten Kaczyński niedługo zostanie obwiniony o pacyfikację Powstania. Ale z drugiej strony zaraz pomyślałem sobie, czy Nałęcz jest kompletnie ślepy na oczywiste analogie? Przecież gdy tłuszcza z warszawskiego półświatka kryminalnego, z lupanarów, dark room`ów i tym podobnych przybytków, lżyła pod prezydenckim pałacem krzyż i tragicznie zmarłego prezydenta Kaczyńskiego, to wystarczyłyby dwa słowa Bronisława Komorowskiego, żeby położyć kres temu zdziczeniu. A on milczał jak zaklęty. Gdzie był wtedy Nałęcz ze swoimi mądrościami? To jest identyczna pod każdym względem sytuacja, profesor to musi wiedzieć.

Jeśli Nałęcz wierzy we własne słowa o możliwościach Kaczyńskiego w tej kwestii, to musi sobie zdawać sprawę, że co najmniej na tym samym poziomie były możliwości Komorowskiego spacyfikowania hołoty na Krakowskim Przedmieściu w sierpniu 2010 roku. Tym bardziej że obecny lokator Belwederuobnosi się wszędzie ze swoim katolicyzmem i konserwatyzmem, zatem lżenie krzyża powinno mu przeszkadzać. Sugerując zaś wczorajszą odpowiedzialność Kaczyńskiego, Nałęcz przyznał pośrednio, że winę za profanowanie krzyża i pamięci zmarłego prezydenta ponosi Komorowski.

Durny minister to nie jest żaden numer w partii obywatelskiej. Zresztą był czas przywyknąć. Ale jego poświęcenie jest wielkie, bo jak profesor robi z siebie durnia, to zawsze mamy do czynienia z czymś wyjątkowym.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka