seaman seaman
3173
BLOG

Niespodziewany koniec lata ze Smudą

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 75

Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że z powodu poniższego wyznania zostanę okrzyczany ksenofobem, a w szczególności rusofobem i może nawet Agorafobem, ale trudno. Zresztą ja od dawna nie nadążam za siłami postępu, więc świadomość mojego ideologicznego wstecznictwa nie jest dla mnie znowu tak druzgocząca, jakby się można było spodziewać. Właściwie to od dziecka tak mam, że bez specjalnego powodu jednych lubię bardziej, a innych mniej. I to bez względu na rasę, wyznanie, narodowość czy zaszłości historyczne. Natura lubi płatać takie figle, przypomnę tylko, że Hitler lubił psy.

Wczorajszy mecz oglądałem u syna i mniej więcej od chwili, kiedy nieoceniony Franek Smuda wpuścił na plac zawodnika Brożka, który od roku nie grał w piłkę, skończyła się skala na moim emocjonalnym barometrze nastrojów. Myślałem więc, że mnie za chwilę szlag trafi, ale jakoś dobrnąłem do końcowego gwizdka i syn szybciutko przełączył aparat na transmisję ze spotkania rosyjskich orłów z Grekami, która trwała coś z minutę dłużej niż występ naszych. I co powiecie, na to że mi się od razu polepszyło i to wcale nie z powodu zwycięstwa Greków?!

Kiedy sędzia zakończył spotkanie i już wiadomo było, że rosyjskie orły podzieliły podły los naszych orłów, poczułem ulgę tak wyraźną, a barometr mojego nastroju tak poszybował w górę, że poczułem się przez chwilę jak rasowy rusofob. Jednak po chwili refleksji doszedłem do wniosku, że to nie rusofobia przemawia przeze mnie. Proszę tylko nie pomyśleć, że ja się tu tłumaczę z mojej rzekomej rusofobii, w żadnym wypadku. Otóż przeze mnie przemawia w ten sposób polonofilia, gdyż ja jestem miłośnikiem Polski od urodzenia. Zresztą w oczach sił postępu polonofilia mieści się w tej samej klasie dewiacji co rusofobia, więc to moje tłumaczenie i tak byłoby na nic.

Mnie po prostu cieszy, że nasi przyjaciele ze wschodu, czyli bratni naród słowiański ze stolicą w Moskwie, nie będą mieli kolejnej okazji do popadania w krwawą nacjonalistyczną euforię, co im niechybnie groziło w przypadku zwycięstwa. Tę tendencję widać było na meczu z Polską, gdy rosyjscy kibice wywiesili sektorowy banner z jakimś oszalałym ruskim watażką z ogromnym majchrem w łapie. Jeśli to nie była manifestacja imperialnego nacjonalizmu, to już nic nie jest. Być może ta fatalna porażka ich narodowej reprezentacji spowoduje, iż powściągną swoje imperialne ciągoty wobec bratniego kraju słowiańskiego, jakim jest dla nich niewątpliwie nasz kraj.

Nic tak bowiem nie zrównuje narodów jak wspólna niedola i kto wie, czy ta porażka nie będzie kolejnym kamyczkiem, który w końcu ruszy lawinę. Przecież w Polsce nawet poważni ludzie twierdzili, że sukces naszej reprezentacji jest niezbędny rządowi Tuska, bo polepszy nastroje, co ponoć zawsze sprzyja rządowi. To może i Rosjanie pod wpływem klęski pójdą po rozum do głowy, żeby pogonić kagiebistę z Kremla. Taki jest właśnie mój polonofilski zamysł i pragnienie. W końcu to powinno działać w obie strony – jeśli sukces piłkarzy ma polepszać notowania władzy, to klęska powinna pogarszać.

I tym optymistycznym akcentem kończę wątek ksenofobiczny w moim wpisie, gdyż chciałbym się podzielić jeszcze inną refleksją. A niestety muszę, bo się uduszę. Właśnie przeczytałem o jednym z największych polskich idiotyzmów, jaki udało mi się zidentyfikować w ostatnich latach. Otóż jacyś pajace w zupełnie kuriozalny sposób słodzili polskim piłkarzom ich kompromitujący występ na EURO 2012. Żałujemy i dziękujemy – mówili do piłkarzy ci egzaltowani ludzie, a potem nawet skandowali, że nic się nie stało.

Nie przychodzi mi nic do głowy poza myślą, że postępowanie tych nieszczęśników jest efektem jakiejś specyficznej lewackiej indoktrynacji, jakiegoś przechyłu mentalnego na miarę chińskich hunwejbinów. Po co bowiem w takim razie jakaś rywalizacja; po co te wszystkie hasła „wyżej, dalej, szybciej”; po co te wszystkie slogany o wolnej konkurencji, skoro na siłę usprawiedliwia się zawinioną klęskę. Bo chyba nikt nie zechce powiedzieć, że nasi piłkarze dali z siebie wszystko w tym turnieju. A jeśli to prawda, że na więcej tych ludzi nie stać, że system nie potrafi wyłonić lepszych, to przepraszam bardzo, ale trzeba zaorać to państwo i zacząć wszystko od nowa.

W kontekście tej żenującej głupoty trzeba bowiem przypomnieć, że mamy do czynienia z sytuacją, w której nasza reprezentacja miała wszystkie dane, żeby osiągnąć sukces i wszystko, dosłownie wszystko przegrała. Miała cel minimum wyjście z grupy, a zajęła ostatnie miejsce w grupie. Trener pracował bez mała trzy lata w spokoju i nie stworzył drużyny, lecz zbieraninę. Piłkarze grali u siebie, przy swojej publiczności, mieli handicap bycia gospodarzami turnieju, a nie potrafili zdominować ani jednego przeciwnika. Mieli zapewniona najlepszą możliwą pieczę ze strony państwa i PZPN, środki materialne, warunki sportowe, treningowe i zdrowotne.

Tymczasem w grupie powszechnie uznanej za najsłabszą zostali najsłabszymi. Zajęli ostatnie miejsce nie pokonując ani jednego rywala. To jest głębokie dno, jeśli nie najgłębsze. Ale ich nawet nie stać na to, żeby się od dna odbić. Trzeba być kompletnym idiotą, żeby za takie coś dziękować. Nawet jeśli za przyczyną tej klęski straci posadę Franek Smuda i Grzesiek Lato, również nie należy dziękować piłkarzom. To widomy znak od opatrzności, żebyśmy pamiętali, że nie ma tego złego, co by chociaż trochę na dobre nie wyszło.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (75)

Inne tematy w dziale Polityka