Wykonawcy procesują się z rządem o budowę dróg. Chcą zmusić rząd, żeby pozwolił im w końcu te drogi zbudować. To nie pomyłka – ludzie chcą, rząd się wzbrania. Konkretnie chodzi o firmy budowlane skarżące rząd (GDDKiA), gdyż unieważnił on przetargi na budowę autostrad. Żeby dopełnić groteski - chodzi o rząd premiera Tuska, który szczyci się wzrostem gospodarczym i jednocześnie ogranicza inwestycje drogowe z powodu kryzysu gospodarczego. Wykonawcy poszli więc do sądu, który wydał wyrok nakazujący rządowi dokończenie przetargu na budowę drogi, którą tenże rząd, przez nikogo nie przymuszany, obiecał niegdyś zbudować. Sławomir Mrożek pewnie skręca się z zazdrości o taką fabułę.
To tylko jeden przykład na przedziwne właściwości polskiego wzrostu gospodarczego. Rok w rok bowiem rośnie nam PKB o kilka procent, tylko że z tego kompletnie nic nie wynika. Nie wiadomo, gdzie rośnie i komu z tego powodu przybywa. Wraz z tym nieszczęsnym wzrostem rośnie także bezrobocie, ceny i koszty utrzymania. Nie przybywa więc społeczeństwu, to pewne. Nie przybywa także państwu, skoro rząd szuka oszczędności budżetowych na emeryturach, podwyższa podatki i ogranicza inwestycje – unieważnienie kontraktów drogowych są najlepszym dowodem.
Podobno dopiero wzrost powyżej 5 procent skutkuje powstawaniem nowych miejsc pracy i koniunkturą gospodarczą. Ale wtedy jest kwestia, gdzie się podziewają owoce tego wzrostu poniżej pułapu 5 procent? Mimo wszystko to też jest przecież wzrost. Kto z niego korzysta, jeśli nie państwo i nie społeczeństwo? Czy może jest tak, że rząd obliczając kolejny chwalebny przyrost PKB nie uwzględnia inflacji? Być może na takim wzroście korzystają banki, ubezpieczenia, fundusze emerytalne i tym podobne krwiopijce. Być może, ale w takim wypadku trzeba sobie zadać pytanie na cholerę nam ten wzrost, skoro gdy wypracujemy niewielki, to nam ubywa, a gdy się naharujemy do oporu, to rząd nam zrobi łaskę i nie podniesie podatków? Albo co najwyżej nie zwolnią nas z pracy. Niech się Tusk wypcha taką zieloną wyspą!
Bardzo tajemnicza sprawa z tym wzrostem. Krajowy produkt rośnie, Unia sypie dotacje pełnymi garściami. A ceny i koszty utrzymania szybują w górę. Cała Polska ponoć w budowie, do tego stopnia, że premier już nie może tego wszystkiego z samochodu ogarnąć i lata helikopterem wzdłuż autostrad. Stadiony powstają seryjnie jak niegdyś tysiąc szkół na tysiąclecie Polski Ludowej. Pod Warszawą pobito światowy rekord kosztów kilometra autostrady - fragment obwodnicy kosztował 200 mln zł za kilometr. Krezusy z nas takie, że Ameryka może się schować. Ludzi nam ubywa, miejsca pracy dla urzędników mnożą się, a bezrobotnych przybywa. Mamy wzrost, a marniejemy. Kto się zatem bogaci? Przecież ktoś musi na tym korzystać?! O co w tym wszystkim chodzi? Czeski film. A może czas zacząć już mówić: polski film? Production of Poland. Directed by Donald Tusk.
Podobna sprzeczność pomiędzy sensem pojęć a ich faktyczną wartością występuje w Unii Europejskiej. Od niepamiętnych czasów obowiązuje fraza, że tandem niemiecko-francuski stanowi siłę napędową Unii. Wszyscy to uznali i się z tym godzą, nikt nie kwestionuje. Jak to się ma do obecnego kryzysu, a właściwie katastrofy w strefie euro? Przecież skoro to siła napędowa, to znaczy, że napędziła także obecny krach finansów. Nikt nie wierzy, że formalne i nieformalne władze unijne nie wiedziały, co Grecy wyrabiają ze swoimi długami i papierami. I co? I nic, nadal słyszymy, że Niemcy i Francja to jest motor Unii, jej siła napędowa.
Ale nikt się kwapi do wymiany tego silnika. To też jest ciekawostka. Kiedy kryzys zagroził Grecji, Włochom, Hiszpanii, to niemal natychmiast „siła napędowa” się postarała, żeby zmienić tamtejsze rządy. A już pomijając siłę napędową, na czele pogrążonej w fatalnych kłopotach Unii nadal te same postaci – Barroso, Ashton, Schultz, van Rompuy. Typy jakby żywcem wyjęte z muzeum madame Tussauds w Londynie. W każdym razie tyle samo w nich życia i energii co w woskowych figurach, o kompetencjach już nawet nie wspominając. Ciekawe, dlaczego Niemcy i Francja nie chcą wymienić tych mumii na normalnych ludzi? Pewnie za dużo wiedzą o machinacjach siły napędowej. A może dlatego, żeby ludzie nie skojarzyli, kto je posadził na szczytach władzy? Jednak najpewniej, żeby móc manipulować, unikając odpowiedzialności za fasadą z figur woskowych.
Mamy więc wzrost, który dołuje i siłę napędową, która hamuje. Czyli plusy ujemne. Nie znamy tylko tych, którzy na tym zarabiają. A może to ci sami kolesie? Na domiar złego, jakby nie dość było u nas tych wszystkich plag spowodowanych wzrostem gospodarczym, minister Boni ogłosił, że ma wizję odzyskania 3 mld złotych dotacji unijnej na informatyzację administracji. Notabene, dotacji zablokowanej z powodu korupcji w administracji rządowej. Szkoda, że dar jasnowidzenia zawiódł Boniego, gdy wysocy urzędnicy kradli.
Ostatnim razem, kiedy Boni miał wizję redukcji administracji, to przybyło 100 tysięcy urzędników. Aż strach pomyśleć, co wyniknie z jego najnowszej wizji. Dlaczego cała Polska musi płacić za seanse jasnowidzenia ministra Boniego? Czy ten człowiek nie może przeżywać swoich wizji w zaciszu domowym? http://www.rp.pl/artykul/17,884913-Biedniejemy--wideo-.html
http://wyborcza.pl/1,75248,11840612,Sad_buduje_nam_drogi__GDDKiA_anulowala_przetarg__teraz.html
http://www.rp.pl/artykul/13,884137-Francja-i-Niemcy-nie-moga-byc-jedyna-sila-napedowa-UE.html
http://wyborcza.biz/biznes/1,101558,11848611,Boni__Mam_wizje_i_narzedzia_naprawy_systemu.html
Inne tematy w dziale Polityka