Mnożą się apele oraz adresy do rządu Platformy Obywatelskiej o skuteczne przeciwdziałanie korupcji w państwie. Z jednej strony może to dziwić, że trzeba aż nacisku opinii publicznej, aby zdopingować do walki z oczywistą patologią ugrupowanie, które szczyci się podwyższonymi standardami. Jednak druga strona medalu jest taka, że chodzi o korupcję w rządzie, który ta partia sprawuje, więc nie dziwota, że na tym odcinku nie pomagają deklaracje o standardach. Zachodzi tu bowiem sytuacja opisana w porzekadle ludowym, że ręka rękę myje, a nóżka nóżkę wspiera.
Liczne apele mają ścisły związek z najnowszą aferą w rządzie premiera Tuska, którego podopieczni, dyrektorzy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Komendy Głównej Policji, wzięli w swoje ręce sprawę informatyzacji administracji publicznej. Notabene, projektu finansowanego przez Unię. A że łapy chłopaki mają sprawne i chwytne niczym wiewiórki albo inne makaki, to zanim Komisja Europejska się obejrzała, już było za późno. Pieniądze, zamiast pójść za nowoczesnymi programami, poszły za urzędnikami administracji rządowej. Panuje zgodne przekonanie, że to może być największa afera korupcyjna od 1989 roku. Platforma przekroczyła więc kolejny próg, co jest niezłym osiągnięciem, zważywszy na aferę Rywina, hazardową, stoczniową, wałbrzyską, zusowską, itd., itp.
Afera informatyzacyjna zbiegła się z wydaniem wyroku za przyjęcie łapówki 100 tys. złotych przez byłą posłankę z ugrupowania premiera Tuska. Fakt o tyle znaczący, że to jeden ze szwindli założycielskich rządu partii obywatelskiej. Można tak powiedzieć, jeśli weźmie się pod uwagę, że telewizyjne łzy przedwyborcze zdemaskowanej w 2007 roku posłanki w znacznej mierze przysłużyły się do zwycięstwa Platformy w wyborach. W tym stanie rzeczy jak najbardziej może dziwić zwracanie się w kwestii walki z korupcją do premiera Donalda Tuska, który firmuje działania państwa od bez mała pięciu lat.
Zważmy, że zarzuty korupcyjne otrzymali bardzo wysocy urzędnicy z resortu spraw wewnętrznych oraz policji. Zatem mamy do czynienia z korupcją w instytucjach z urzędu powołanych do walki z korupcją. To już nie jest patologia społeczna w sensie występowania w wielu miejscach życia publicznego. To jest choroba systemu władzy. To jest systemowa korupcja. W tym miejscu dygresja – czy Waldemar Kuczyński nie powinien zrewidować swoich poglądów i przestać nazywać PiS partią antysystemową? W świetle dzisiejszej wiedzy o pięcioletnich rządach Donalda Tuska, miano ugrupowania antysystemowego przynosi wręcz zaszczyt. A przecież nikt o zdrowych zmysłach nie posądzi Kuczyńskiego o sprzyjanie PiS!? Tu jest sprzeczność ośmieszająca i myślę, że powinien to naprawić, jeśli nie chce stracić twarzy. Ale to jest taka dygresja retoryczna, więc nie spodziewam się po Kuczyńskim sprostowania.
Oczywiście korupcja niejedno ma imię i występuje pod niezliczonymi maskami. Weźmy przykład budowy pierwszego z brzegu stadionu na mistrzostwa Europy. Formalnie wszystko zgodne jest z prawem. Jednak mamy niedotrzymane terminy, niedoróbki, monstrualnie przekroczone koszty inwestycji. Szef całego projektu ma kontrakt, który nie wiąże go odpowiedzialnością za terminowe oddanie obiektu do użytku ani przekroczenie kosztów, a jednocześnie przewiduje dlań olbrzymią premię. Kontrakt jest kilkakrotnie aneksowany, zapewne na korzyść zainteresowanego.
Dzisiaj to państwo, które z nim taką umowę zawarło, odmawia mu zagwarantowanej wcześniej premii, ale dopiero po wyjściu sprawy na jaw i po wielkiej wrzawie wzburzonej opinii publicznej. Jednak nie można się doszukać winnego, nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności. Nie wiadomo, kto tę umowę w takim kształcie zawarł, kto ją aneksował. Nie ma winnych po stronie państwa ani kontrahenta. Czy to są praktyki korupcyjne? Moim zdaniem tak i to w podwójnym znaczeniu. Państwo zostało w jakiś sposób skorumpowane, godząc się na zawarcie niekorzystnej dla siebie umowy. Po drugie brak personalnych konsekwencji powoduje zgorszenie publiczne, gdyż bezkarność zachęca innych do naśladowania procederu.
Znowu muszę zrobić dygresję (w weekendy jestem bardzo dygresyjny) i napisać o pewnym specyficznym zjawisku, którego nazwanie korupcyjnym jest niewątpliwie kontrowersyjne. Dzisiaj jednak spróbuję zasygnalizować temat, bo przecież nie znajdę lepszej okazji, żeby wspomnieć o korupcji systemowej niż praktyki rządu Tuska. Otóż według mnie nie ma lepszego przykładu tej specyficznej patologii toczącej niby rak systemy władzy niż korupcja unijna. Konkretnie chodzi o uposażenia europosłów, które w polskim przypadku, jak ktoś wyliczył, sięgają w sumie 40 tys. PLN na łepek europosła. Być może to jest suma nieścisła, ale przecież chodzi o rząd wielkości. Poza tym przysługuje im prawo do zwrotu kosztów wykonywania mandatu, diety, także prawo do odprawy przejściowej po wygaśnięciu mandatu oraz specjalnej emerytury europoselskiej, niezależnie od emerytury krajowej. Na pewno nie wymieniłem wszystkich korzyści, a jest przecież jeszcze bardzo mocny immunitet.
To są gigantyczne uposażenia i przywileje w tym sensie, że ustawiają człowieka na całe życie. A mają się nijak do odpowiedzialności europosła, która jest dosłownie żadna, ani do faktycznych kosztów sprawowania mandatu, które są nikłe. I dlatego to nazywam systemową korupcją, bo większość ludzi zrobi bardzo, ale to bardzo wiele, jeśli zgoła nie wszystko, żeby się do tej grupy załapać, a będąc już w środku, jest gotowa na równie dużo, żeby stamtąd nie wypaść. W tym sensie europoseł jest na bardzo krótkim pasku albo zgoła smyczy - najpierw tych, którzy go desygnują do kandydowania, a potem tych, od których zależy pozostanie w tym kręgu. Jeśli to nie jest korupcja systemowa, to już nic nią nie jest.
Wracam jednak do naszych baranów, czyli praktyk korupcyjnych w państwie Tuska. Mocno więc poniewczasie, ale za to zewsząd słychać nawoływania do naszego szczerego przywódcy, żeby ukrócił ten haniebny proceder swoich ludzi. Swoich oczywiście dlatego, że on ich powołał, mianował, protegował i rekomendował, jeśli nie osobiście, to pośrednio. Sytuacja szalejącej korupcji jest jego osobistą „zasługą” także z tego powodu, że Tusk rządzi już piąty rok. Miał więc czas i narzędzia, żeby złodziejstwo ukrócić. Nikt przed nim nie miał tyle czasu i takiego poparcia, zatem i odpowiedzialność jego jest wyjątkowa – nikt przed nim nie był w tak oczywisty sposób winny patologii systemu władzy, jak premier Tusk.
Jak znam życie w państwie Platformy Obywatelskiej, w najbliższym czasie zanosi się na odnowienie ślubów antykorupcyjnych przez premiera. A jak znam samego Tuska, będzie się to odbywało według skądinąd znanej kliszy. Po pierwsze premier uroczyście ślubuje podjęcie rzeczywistej walki z korupcją. Po drugie obieca stworzenie specjalnej tarczy antykorupcyjnej złożonej - nomen omen - ze służb specjalnych, która w zarodku zdusi wszelkie próby. Po trzecie powoła Pełnomocnika Rządu do Spraw Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych. A potem niezwłocznie proklamuje tryumf systemu nad systemową korupcją.
Inne tematy w dziale Polityka