Piękna nasza Polska cała, piękna, żyzna i wspaniała, ale co z tego, skoro nieprzejezdna? Były jeszcze szanse, kiedy jeden z dwóch panów S., którzy dzisiaj opanowali przekaz medialny, obejmował urząd transportu. Chodzi oczywiście o Sławomira Nowaka, który co prawda największe nadzieje pokładał w przejezdności ustawowej, ale i to ostatecznie nie wypaliło. To znaczy nie wypaliło w tym sensie, że nawet ustawowo przejezdną autostradą w życiu przejechać się nie da.
Teraz minister ruszył w Polskę wyznaczać objazdy i wszyscy się ekscytują, czy zdąży z nimi na EURO 2012. Ale co tu się przejmować, nie będą objazdy na EURO, to będą później, kiedyś na pewno będą. Oto obecna filozofia rządu, którą zaprezentował przyboczny Graś premiera Tuska – wyniknęły kłopoty, których nikt nie przewidział. Takie fatum, ślepy los, przeznaczenie, albo kismet, jak mówią Turcy. Coś, czego nie można ani przewidzieć, ani uniknąć. Nieuchronne, nieodwracalne i nieprzewidywalne. Teraz toto łazi po naszych polskich drogach. I po torach też.
Jeśli natomiast chodzi o meritum, to żadnej przejezdności nie będzie na żadnej z autostrad mających łączyć miasta-gospodarzy mistrzostw Europy. Ale na pewno kiedyś się wszystkie połączą, jak nie przymierzając proletariusze wszystkich krajów, którzy po długim nawoływaniu do jedności też się w końcu połączyli i komunistów pogonili. W każdym razie, jeśli chodzi o drogi, to rząd zrealizował zaledwie 40 procent planu. Dlatego przyboczny Graś woli mówić o drogach łącznie ze stadionami, wtedy wychodzi mu 80 procent planu.
Nic nie będzie przejezdne i bardzo dobrze, patrząc bowiem na jakość i stan tych dróg jeszcze by ktoś na nich zginął – pociesza nas przewrotnie ekspert gospodarczy. Według niego rozprzężenie i chaos na rynku zamówień publicznych doszedł do stanu, że nawet chłop z furmanką mógł wejść do biznesu budowy autostrad. Jednak konkluzja eksperta jest jeszcze bardziej dobijająca – jeśli chodzi o budowę autostrad, najgorsze zacznie się po mistrzostwach – zrywane kontrakty, niedotrzymane umowy, bankructwa, procesy, rosnące lawinowo koszty. Czyli w przypadku rządów Tuska sprawdza się porzekadło, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej.
Niestety, na tym nie koniec nieszczęść, ubiegły tydzień zaliczymy do wyjątkowo niefortunnych. Pogorszyło się bowiem także władzy. Nie dość, że nie można dojechać na stadiony, to człowiek nie zna dnia ani godziny, kiedy może się natknąć na rozwścieczonego prominenta. Dziennikarka Ewa Stankiewicz omal nie została stratowana przez drugiego ze wspomnianych przeze mnie panów S., czyli Stefana Niesiołowskiego, który zaatakował ją za nielegalne kamerowanie jego osoby. Co prawda Niesiołowski jest szefem sejmowej komisji obrony, ale przecież wiadomo każdemu strategowi, że najlepszą obroną jest atak. I on tę wiedzę wykorzystał w praktyce.
Atak Niesiołowskiego na dziennikarkę z kamerą został obficie opisany, jednak nie każdy zapewne wie, że rozgrzany poseł na tym nie poprzestał. Adrenalina w nim nadal buzowała, że mało się chłop nie udusił. Trzymało go jeszcze przez jakiś czas i toczył pianę porykując wściekle. Na swoje nieszczęście napatoczyły mu się posłanki PiS -u, które również zostały sprowadzone przez niego do wspólnego mianownika z Ewą Stankiewicz jako „pisowskie ścierwa”. W ten sposób poseł odreagowywał głosowanie w Sejmie nad podwyższeniem wieku emerytalnego. Przy innej okazji napisałem, że były wicemarszałek przeleciał nad kukułczym gniazdem. Od tamtej pory znacznie obniżył loty i prawdopodobnie z gniazdem się zderzył.
Cała sprawa jest tym dziwniejsza, że partia władzy, do której przecież należy Niesiołowski, to głosowanie zdecydowanie wygrała. Zatem poseł miast się radować, zbiesił się okropnie i to jest bardzo tajemnicze zjawisko. Dotychczas bowiem było tak, że rząd się cieszył, kiedy przeforsował jakiś swój projekt. Tym bardziej powinno tak być w przypadku podwyższenia wieku emerytalnego, co było szumnie zapowiadane w expose premiera Tuska. A tu masz ci los, władza się wściekła z powodu wygranej. Tak odwrócony porządek rzeczy (albo „przyrodzenia”, jak pisał Henryk Sienkiewicz) skłania do najczarniejszych przewidywań na przyszłość.
Polska nieprzejezdna, władza niepoczytalna. A za chwilę będziemy mieli jeszcze do czynienia z wędrownymi hordami pijanych kibiców angielskich, niemieckich oraz wszelkiej innej nacji. W tej sytuacji gorszy byłby już tylko przemarsz wojsk radzieckich.
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/adrian-furgalski-kopoty-zaczna-sie-po-euro_255810.html
Inne tematy w dziale Polityka