W końcu wyszło szydło z worka, dlaczego rząd Donalda Tuska nie przygotował autostrad na największe święto narodowe od czasu chrztu Polski, czyli mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Szydło wyciągnął z worka osobiście minister Jarosław Gowin. Sprawa jest banalnie prosta, aż wstyd bierze, że nikt się nie połapał wcześniej.
W sprawie autostrad okazaliśmy się nadmiernymi optymistami. A Nowak jest najlepszym chyba ministrem tego rządu. Gdyby był ministrem transportu wcześniej, prawdopodobnie mielibyśmy te autostrady – wyjaśnił minister Gowin. Jeszcze do wczoraj to się wydawało niemożliwe, ale fakty są bezlitosne – Sławomir Nowak to jeszcze większy talent w dziedzinie infrastruktury niż Cezary Grabarczyk. Jeden dzień wystarczył i nasze postrzeganie rzeczywistości zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W ten sposób rodzą się i spadają gwiazdy.
Do tej pory obowiązywała bowiem wersja, iż to Grabarczyk był naznaczony największym talentem w drogownictwie, kolejnictwie, lotnictwie i pokrewnych sztukach. Namaszczenia ministra w tej materii dokonał i wielokrotnie potwierdził sam premier Tusk. Także niegdysiejszy szef Klubu Parlamentarnego PO lansował Grabarczyka na mistrza infrastruktury wszechczasów. Ja mogę położyć rękę na sercu i powiedzieć, że to jest dobry minister i będzie to najlepszy minister z dotychczasowych - zaklinał się Tomasz Tomczykiewicz. Tak przemija chwała tego świata.
No, bo proszę, co za niespodzianka! - pół roku nie minęło od jego odejścia i okazuje się, że to była pomyłka kadrowa. Gdyby bowiem Grabarczyka zastąpić wcześniej, to mielibyśmy dzisiaj autostrady nie tylko przejezdne ustawowo, ale również fizycznie, twierdzi Gowin. Co więcej minister Nowak, tak późno odkryty mąż opatrznościowy polskich dróg, cały czas krył się pod bokiem Donalda Tuska. A przecież nie po to jest światło, żeby pod korcem stało! Tymczasem premier, niby to dotknięty geniuszem, a nie zauważył, jaki brylant czystej wody się marnuje w partyjnych przekomarzankach. Tusk wręcz pod nosem miał Ministra Tysiąclecia. Niestety, premier zorientował się o jedną kadencję za późno. Fatum jakieś ciąży nad nad naszym krajem, czy co?!
Polska jeszcze nie wie, co straciła, bo sprawa dopiero wyszła na jaw i szkody nie zostały oszacowane, ale jedno jest pewne – odpowiedzialność za to, iż Nowak przez całą kadencję był schowany pod korcem, spada na premiera. Gdzie on miał oczy przez te cztery lata?! Tu nie ma dwóch zdań – Tusk przez to zaniechanie spaprał cały projekt modernizacyjny infrastruktury związany z EURO 2012. Stadiony i boiska przy całej ich użyteczności, to jednak nie jest infrastruktura. Nie o to przecież szło, żeby Niemcy czy Hiszpanie mogli sobie u nas poharatać w gałę. Przecież mogliśmy mieć i autostrady, i lotniska, i hotele, i koleje z dworcami, nawet stocznie i statki w portach mogliśmy mieć, gdyby Tusk od początku postawił na Sławka Nowaka! Nawierzchnie by nie pękały, firmy nie bankrutowały, Chińczycy by nie skrewili, mrozy nie hamowały kładzenia asfaltu. A Polska byłaby dzisiaj przejezdna od Bałtyku po gór szczyty; od Odry i Nysy Łużyckiej po przejście graniczne w Gołdapi.
Oczywiście biorę pod uwagę, że minister Gowin może się mylić i stanowczo przecenia zdolności jednego na niekorzyść drugiego. Owszem, trzeba wziąć poprawkę na tak zwany wewnątrzpartyjny ruch spółdzielczy w partii obywatelskiej, który wydaje się przeżywać renesans po chwilowym kryzysie. Gowin jest ponoć ze spółdzielni Schetyny, która zwalcza spółdzielnię Grabarczyka ile tchu w piersiach. Z kolei Nowak jest podobno przez Schetynę niezbyt mile wspominany, bo miał udział w wysiudaniu go z wicepremiera do klubu parlamentarnego.Zatem Nowak jest uważany za człowieka Tuska, gdyż jako pierwszy dostrzegł w nim dotknięcie geniuszem, co zawsze człowieka ustawia bardzo konkretnie wobec szefa. Jednak to właśnie Tusk przez tak długi czas nie dostrzegał talentu drogowego Nowaka, co raczej świadczy, iż geniusz jest nieco nadszarpnięty upływem czasu i okolicznościami przyrody.
Nowak więc ma prawo mieć żal do Tuska o zmarnowany szmat życia, a w takim razie jego naturalnym sojusznikiem powinien być Schetyna. Tym bardziej że Nowak jako zbawca polskich dróg może być pierwszym w kolejce do odstrzelenia przez Tuska, który nie ma litości, jeśli w grę wchodzi większy talent niż jego własny. Obojętnie w jakiej specjalności.Skoro jednak przyjmiemy, iż adres Gowina do Nowaka oznacza przyłączenie się do niego, czyli pośrednio do Tuska, to znaczy że Gowin odłączył się od Schetyny. Tak musi być, bo w innym przypadku oznaczałoby to, że również Schetyna za pośrednictwem Gowina przyłączył się do Tuska. A to już jest absurd.
Chyba że jest odwrotnie - to Nowak przyłączył się do Gowina, a ten ostatni wcale się nie odłączył od Schetyny. Wtedy jednak musimy przyjąć, że w takim układzie również Tusk za pośrednictwem Nowaka przyłączył się do Gowina, czyli do Schetyny. To jest jeszcze większy absurd. Zatem mamy prawdziwy dylemat, gdyż jakkolwiek w dialektycznym ujęciu żadnych sprzeczności tu rzecz jasna nie ma, ale przecież życie wewnątrzpartyjne to nie jest dialektyka.
Życie partyjne rządzi się bowiem własnymi prawami, zwłaszcza w partii obywatelskiej o podwyższonych standardach. Gdyby tak nie było, to minister Nowak byłby sobie dzisiaj zwyczajnym Nowakiem, a Gowin nie byłby ministrem sprawiedliwości. I w ten sposób zatoczyliśmy pełne partyjne koło. No, bo kto się pół roku temu spodziewał, że Gowin zabłyśnie talentem w zakresie prawa i sprawiedliwości? A jeszcze dodatkowo zdobędzie sprawność łowcy talentów w dziedzinie budownictwa drogowego? I skąd mu się to wzięło?
Niektórzy twierdzą, że ta najnowsza sprawność Gowina wypłynęła jednocześnie z pogłoską, iż Nowak może zostać następcą Tuska w partii obywatelskiej. Wtedy dotknęła Gowina nagła iluminacja niczym piorun z jasnego nieba. Człowiek nie zna dnia ani godziny, kiedy spłynie nań światłość. Autostrady nic do tego nie mają. To czysta metafizyka wewnątrzpartyjna.
Inne tematy w dziale Polityka