seaman seaman
7161
BLOG

Ludzie, frajerzy i papugi

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 111

Premier Donald Tusk nie pęka przed sądem administracyjnym. Frajerstwo domagające się ujawnienia, na jakiej podstawie szef polskiego rządu oddał śledztwo smoleńskie Rosjanom, musi odejść z przysłowiowym kwitkiem. A właściwie bez kwitka, bo kancelaryjne papugi poradziły premierowi wnieść o kasację wyroku. Sąd nakazał  ujawnienie kto, dlaczego i bez słowa sprzeciwu zgodził się na rosyjską propozycję. Tusk z rozbrajającą szczerością twierdził dotychczas, że taki dokument nie istnieje. A skoro go nie ma, to nie można się dowiedzieć, kto podpisał. Proste i logiczne.

Podobnie było z osławioną tarczą antykorupcyjną, która wedle premiera miała być fantastycznym narzędziem do walki z korupcją. Tarcza uzbrojona w siły, środki, plany, harmonogramy, fundusze, samym swoim istnieniem powinna budzić grozę w łapówkarzach i innych obwiesiach. Tymczasem, gdy zażądano od kancelarii premiera ujawnienia dokumentów tarczy, to urzędnicy zasłonili się tajemnicą. A gdy w dalszej kolejności przyciśnięto Tuska, żeby pochwalił się swoim antykorupcyjnym wynalazkiem, ów wybąkał tylko, że tarcza bez dobrej woli nie działa, a „służby państwowe powinny koncentrować się wokół pozytywnej pracy”.

Nic nie koloryzuję, naprawdę tak powiedział, z czego by wynikało, że to była Tarcza Antykorupcyjna Dobrej Woli. Zupełnie tak jak igrzyska dobrej woli dla niepełnosprawnych. To zresztą nawet pasowało do tego rządu. Wygląda więc na to, że premier tylko głośno sobie myślał przy szklanicy wina, a jakiś nadgorliwiec poleciał do mediów pochwalić się nową tarczą. Tymczasem premier miał taki dzień Kubusia Puchatka, czyli wielkie myśli o niczym, jak to nazywał Leopold Tyrmand.

W zaparte idzie także prezydent Bronisław Komorowski w sprawie ujawnienia ekspertyz, jakie rzekomo przekonały go do poparcia rządu w kwestii zmiany ustawy o Otwartych Funduszach Emerytalnych. Trzy razy już przegrał przed sądem administracyjnym, ale nadal milczy jak grób. Prezydencki papuga tak zagmatwał sprawę, że już nie wiadomo właściwie, czy te opinie są jawne, czy tajne. Skierowano w końcu zapytanie do Trybunału Konstytucyjnego. To jest niesłychanie ciekawa historia, bo ustawa dotyczy przyszłości milionów obywateli, a prezydent broni im dostępu do opinii prawnych sporządzonych na jego zlecenie, dla ich dobra i za ich pieniądze. Jak z tego widać, także w działaniu na rzecz  dobra obywateli prezydent Komorowski jest równie trudny w odbiorze, jak w mowie i w piśmie.

Wielkiego wała pokazał frajerstwu, czyli opinii publicznej, przyboczny rzecznik szefa rządu, wierny Paweł Graś. Z kamiennym obliczem utrzymuje, że niczego nie podpisywał, nic nie widział, niczego nie pamięta. Prokuratura przedstawiła niezbitą ekspertyzę, a Graś im pokazał, jak się zgina dziób pingwina. I spokojnie sobie przy premierze swoją rzepkę skrobie, jakby nic się nie stało. Teraz dopiero widać, po co go premier trzyma pomimo tylu kompromitacji. Chłop jest twardy wobec frajerów, jak nie przymierzając meksykański gangster. A podobno – tak pisał Raymond Chandler – nie ma nic twardszego na świecie niż twardy Meksykanin. Ale za to głowy nie daję, bo Chandler to pisał dobre siedemdziesiąt lat temu, a sytuacja się chyba zmieniła w międzyczasie na korzyść rosyjskich gangsterów.

Jeśli chodzi o git ludzi w kręgach władzy, to informacja z ostatniej chwili dotyczy senatora, rektora i profesora Marka Rockiego. Jest on w Platformie Obywatelskiej kimś w rodzaju człowieka od mokrej politycznej roboty. Pisałem zresztą o nim obficie w tekście ”Profesor honoris causa Platformy Obywatelskiej”, który nieskromnie polecam. Otóż media doniosły, że ubiegłoroczny numer senatora Rockiego z nocnym skokiem na ustawę o dostępie do informacji publicznej nie udał się. Został ostatecznie utrącony przez Trybunał z powodu niekonstytucyjności trybu uchwalenia.

Rocki sobie sprytnie ten skok zaplanował – w trakcie wakacji, po zakończonych konsultacjach społecznych, pod pretekstem wykonywania dyrektywy unijnej rząd wysyła projekt  do Sejmu. Na razie bez poprawki Rockiego. Sejm uchwala ustawę, która trafia do Senatu. Tam już czai się Rocki z poprawką w garści oraz cyklistówką głęboko nasuniętą na czoło. Czeka na zapadnięcie zmroku i wieczorową porą wrzuca w ostatniej chwili poprawkę. Senat oczywiście uchwala, prezydent podpisuje, Sejm zaklepuje, Tusk łapy zaciera.

Tymczasem ktoś daje cynk Komorowskiemu, że jest poruta, bo poprawka okazuje się być chamsko niekonstytucyjna i frajerzy będą ją skarżyć. Prezydent z mety skumał, że gdy media puszczą farbę, to będzie na niego. Skarży więc do Trybunału za niekonstytucyjność ustawę, którą sam przed chwilą podpisał. Mark Twain po prostu przewraca się w grobie z zazdrości o taką fabułkę. Trybunał po długich deliberacjach całość odrzuca z powodów formalnych. Komorowski z Tuskiem oczywiście nie dają za wygraną i planują następny skok na ustawę. Zupełnie jak w tych filmach o gangu Olsena.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (111)

Inne tematy w dziale Polityka