To, co dzieje się obecnie na odcinku propagandy w partii obywatelskiej jako żywo przywodzi na myśl pożar w pomieszczeniu, gdzie składowana jest ślepa amunicja. Opowiadał mi dawno temu kolega, który był w wojsku świadkiem takiego zdarzenia. Hałasu jest dużo, ale też na huku się kończy i wszyscy zdają sobie z tego sprawę łącznie ze sprawcą.
Tyle się porobiło w partii rządzącej, że już nie wiedząc, gdzie mam ręce włożyć, postanowiłem zacząć od samej góry, czyli od tak zwanej głowy państwa. Prezydent Bronisław Komorowski nawiedził Lubelszczyznę i ogłosił mieszkańcom dobrą nowinę. Wszystko wskazuje na to, że cała Polska, a także Lubelszczyzna jest ciut, ciut za Grecją i wkrótce ją przegonimy – oznajmił prezydent, pozostawiając lublinian w rozdziawionym zdumieniu. Bo niby jak to mają rozumieć? Wedle wszelkich prognoz Grecja już upadła, tylko że ogłoszą to dopiero po wyborach we Francji i Niemczech, żeby tamtejsze błazny mogły zostać ponownie wybrane. Może prezydentowi chodziło o to, że Lubelszczyzna będzie mogła sobie kawałek zbankrutowanej Grecji kupić na licytacji? Przecież nie chciał powiedzieć zacnym lublinianom, że niezadługo czeka ich los Greków?! Niezbadane są meandry umysłu naszego prezydenta i mnie on coraz bardziej przypomina postać z dawnego komiksu. Hej, to ja Bronek, wasz wesoły sanitariusz, już jadę do was, wytrzymajcie!
Z innej mańki usiłuje zażyć Polaków Rafał Grupiński, zasłużony aparatczyk Platformy Obywatelskiej upozowany na bezkompromisowego moralistę. Przedwczoraj ogłosił, że najdalej w ciągu dwóch tygodni będzie gotowy wniosek o Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego i Ziobry. Tymczasem wygląda, że prędzej ujrzymy Grupińskiego w Księdze Guinness`a niż wyżej wymienionych przed Trybunałem. Nie minęły bowiem dwa dni i sami politycy z Platformy przyznają, że to bzdura. Nawet gdyby kieszonkowe Katony z partii obywatelskiej swój pomysł przeforsowały, to i tak nie ma potrzebnej większości w parlamencie. To jest swoisty rekord, że na niespełna dwa tygodnie przed sformułowaniem wniosku jest on już nieaktualny. Wyczyn wart Guinness`a. Grupiński bredzi, zanim jeszcze wzięto go na męki. Piekarski przy nim wysiada.
Przepięknie rozwija się natomiast historia podpisów Pawła Grasia na dokumentach niemieckiej firmy Agemark. Epopeja Grasia wkrótce będzie konkurencyjna dla „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Zwroty akcji, wielopiętrowość fabuły, w której kolejna opowieść rodzi następną, jako żywo przypomina dzieło Jana Potockiego. Krakowska prokuratura apelacyjna dała odpór skardze przybocznego ministra Donalda Tuska i uznała, że przy stwierdzeniu autentyczności jego podpisu dotrzymano reguł sztuki grafologicznej. Tym samym podważyła jego zaprzeczenie, iż tych podpisów nie składał. Prokuraturę jednak natychmiast skontrował Graś, który zakwestionował również swoje podpisy użyte jako materiał porównawczy przez eksperta. Jak w dobrym kryminale dodatkowego klina zabiła śledczym pani Grasiowa, która jeszcze wcześniej przyznała się do fałszerstwa podpisów męża. Jakby na to nie patrzeć, według ustaleń prokuratury i ekspertów wiarygodność Grasia jest zerowa. Z kolei cieszy się on pełnym zaufaniem Donalda Tuska. Teraz już nie wiadomo, czy wierzyć niezależnej prokuraturze, czy niezależnemu premierowi? Jakby nie było, Graś jawi się niczym przysłowiowy Zabłocki, który fatalnie wyszedł na mydle. Można teraz mówić, że ktoś dorobił się jak Graś u Niemca.
A skoro już jestem przy Niemcach, to nie sposób pominąć innego ministra, którego premier pochwalił za wprowadzanie niemieckich standardów. Właśnie załamała się narracja ministra Sławomira Nowaka, jakoby przyczyną pękania dróg w Polsce i na całym świecie był klimat. Niestety, okazuje się, że globalne ocieplenie (lub oziębienie - zależnie od strefy klimatycznej) jakkolwiek przydatne w różnych interesach, jednak nie wszystko załatwia. Kłam teorii Nowaka zadał najpierw dyrektor z GDDKiA, który stwierdził niedbalstwo wykonawcy, a odrzucił winę mrozów. Z drugiej strony, czyli w plecy Nowakowi wbił sztylet wykonawca odcinka autostrady A2 (Eurovia), który ponoć ostrzegał, że istnieje ryzyko pęknięć z powodu nieodpowiedniej mieszanki asfaltu. No więc i tu mamy co najmniej trzy wersje, jak w historii z podpisem Grasia. Robi się u nas normalny Hollywood, tylko patrzeć jak staniemy się Mekką scenarzystów filmowych. W każdym razie Nowak może być wspominany przez potomność, że zastał Polskę brukowaną, a zostawił popękaną.
Przy tej okazji nie można skrzywdzić obojętnością mentora wyżej wymienionych delikwentów, czyli premiera Donalda Tuska. W końcu wart jest Pac pałaca, a pałac Paca. To przecież właśnie jemu świat cały zawdzięcza patent autostrad przejezdnych ustawowo, chociaż z umiarkowaną prędkością. Jakieś skromne upamiętnienie mu się należy. Żeby już nie wydziwiać za dużo, jako motto takiej autostrady pasowałoby poczciwe niemieckie porzekadło. Langsam, langsam aber sicher.
Inne tematy w dziale Polityka