Koniec roku stanowi dobrą okazję do okresowych podsumowań, syntez, klasyfikacji zdarzeń i ludzi, także różnych wyczynów w każdej niemal dziedzinie. Pamięć ludzka jest jednak tendencyjna i najbardziej wyraźnie odciskają się w niej wspomnienia świeże, których czas zbytnio nie przyćmił. Takie też są często preferowane we wspomnianych, corocznych rankingach.
Dlatego ja również sobie się nie dziwię, że mnie najbardziej elektryzuje wiadomość z ostatnich dni, a która w politycznych komentarzach nie wzbudziła żadnego echa. Otóż powracający do kraju premier Donald Tusk zatrzymany został w stolicy Armenii Erewaniu przez złe warunki atmosferyczne. Niestety, ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, pomimo tak korzystnego zbiegu okoliczności, premier stracił okazję wystąpienia w legendarnej, kultowej rozgłośni Radio Erewań. Druga taka życiowa sposobność może się już nie zdarzyć. Powiedzmy sobie wprost - akurat w przypadku tego premiera, to jest analogicznie, jak dla szczerego katolika odwiedzić raz w życiu Rzym i nie zobaczyć papieża.
Mój żal z tego powodu nie wynika tylko z oczywistego faktu, że linia rządu Tuska jest zadziwiająco kompatybilna z duchem programowym sławnej radiostacji; że obie te instytucje nadają – nomen omen – na tych samych falach. Nie, to nie jest najważniejszą przyczyną mojego rozczarowania. Najistotniejsze jest, że premier stracił okazję przedstawienia własnych wersji różnych kwestii, które w innych mediach zabrzmią niewiarygodnie albo zgoła groteskowo. Tymczasem Radio Erewań posiadło tę szczególną charyzmę, która pozwala mu wyjaśniać w prosty, aczkolwiek logiczny sposób sprawy nawet bardzo skomplikowane i społecznie drażliwe.
To jest naprawdę niepowetowane zaniechanie premiera, żeby być w Erewaniu i nie wystąpić w tamtejszym radiu na żywo. Dziwię się, że nikt z doradców mu tego pomysłu nie podsunął. Co oni właściwie robią, ten Graś z Ostachowiczem, za co my im płacimy z naszych podatków?! Przecież to jest elementarz piaru, żeby takie okazje wykorzystywać!
Od dłuższego czasu toczy się w naszym kraju zaciekły spór polityczny dotyczący kryzysu, MFW, strefy euro i w ogóle szarej strefy zwanej Unią Europejską. Dla naszego premiera słynącego ze specyficznej elokwencji nie ma bezpieczniejszego forum niż Radio Erewań, którego dziennikarskie emploi pokrywa się dokładnie ze stylem krasomówczym Donalda Tuska. Mogę sobie wyobrazić tę rozmowę.
Słuchacz pyta na żywo: - Czy to prawda, że Polska dzięki pańskiemu niezrównanemu przywództwu ma otrzymać z Unii Europejskiej dotację na rozwój w wysokości około 300 miliardów złotych?
Premier Tusk również na żywo odpowiada: - Oczywiście, że to prawda. Z tym że nie chodzi o 300 miliardów w złotówkach, lecz 6 miliardów w walucie euro; nie będą one przeznaczone na rozwój, ale na pokrycie deficytu finansów publicznych i nie w Polsce lecz we Włoszech.
I tak dalej. Czy to nie byłoby piękne? No, ale trudno, co się stało, to się nie odstanie. Miałeś chamie złoty róg, jak napisał poeta. Z drugiej strony nie dziwię się, że premier zaprzepaścił tę sposobność. Skoro nie potrafił poprawnie przepowiedzieć pogody u nas na Święta Bożego Narodzenia, to jak mógł przewidzieć, że z powodu złych warunków atmosferycznych trafi mu się życiowa szansa w Erewaniu? Na święta spadnie śnieg – obiecał premier kilkanaście dni temu po posiedzeniu Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego. Tymczasem święta mijają, a ja patrzę przez okno – śniegu w Gdyni ani na lekarstwo. Siąpi drobna mżawka. Może śnieg jest w Sopocie, ale to byłby karygodny nepotyzm ze strony premiera.

Jak widać na powyższym zdjęciu, w przepowiedniach pogody premierowi doradzali między innymi ministrowie Paweł Graś oraz Sławomir Nowak. Z tym że przyboczny Graś zachowuje się w miarę normalnie, czyli spija wzrokiem każde słowo z ust premiera, natomiast Nowak jest zagłębiony w jakichś papierach, zamiast słuchać swojego dobrodzieja. Prawdopodobnie nanosił na bieżąco poprawki do nowego rozkładu jazdy pociągów, który zrobił furorę wśród klientów PKP, gdyż jego zapisy pokrywały się mniej więcej z rzeczywistością kolejową. W praktyce działania Polskich Kolei Państwowych po ministrze Grabarczyku to jest kwalifikacja do Orderu Orła Białego.
Z tym usiłowaniem wpływania na pogodę przez premiera Tuska to ja wcale nie żartuję. Owszem, jeszcze mu daleko do zdobycia nawet harcerskiej sprawności Małego Meteorologa, ale nie można mu zarzucić, że się nie stara. No, bo co może oznaczać takie dictum wypowiedziane przez niego po wyżej wzmiankowanym kryzysowym posiedzeniu rządu: - Podjęto działania, które powinny zapobiec takim dramatycznym zdarzeniom na kolei jak rok temu, kiedy nałożyły się wadliwie przeprowadzone zmiany i zła pogoda.
W jaki sposób można zapobiec nałożeniu się czysto ludzkich błędów na klasyczny dopust boży, jakim jest zła pogoda? Skądinąd wiemy od byłego ministra infrastruktury, że w ubiegłym roku chaosowi na kolei ze strony ludzkiej winni byli pasażerowie, którzy wybierali się w podróż, nie bacząc, że w składach może brakować miejsc. A przecież ci wraży pasażerowie nie zostali przez rząd Tuska eksterminowani jak dotąd. Zatem premier, żeby "zapobiec nałożeniu się" musi uciekać się do sztuczek metafizycznych z pogodą.
Na razie udało mu się powstrzymać opady śniegu na czas wdrażania nowego rozkładu jazdy PKP. Trochę co prawda przeszarżował, bo śnieg nie spadł nawet na Boże Narodzenie. Wiemy jednak, że to praktyka czyni mistrza. Jeżeli więc Tusk się ustrzeże takich błędów jak w Erewaniu, to z pomocą Wiodącego Tytułu oraz Tej Naszej Telewizji i Tej Drugiej Telewizji może zdobyć tytuł Wielkiego Meteorologa. Bo na Wielkiego Językoznawcę chyba już za późno.
http://www.rp.pl/artykul/571224,777793-Warunki-atmosferyczne-zatrzymaly-premiera-w-Erewanie.html
http://www.rp.pl/artykul/571224,764891.html
Inne tematy w dziale Polityka