seaman seaman
3115
BLOG

Puść się, Tusku!

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 62

Narażam się okropnie, ale zaryzykuję. Był taki moment tuż po wygranych przez partię Donalda Tuska wyborach parlamentarnych, że jego osoba łączyła Polaków. A może nie tyle osoba, ile związana z nim pewna iskierka nadziei, która wówczas nieśmiało błysnęła w tunelu. Oczywiście, pisząc o łączeniu Polaków, mam świadomość, że daleko nie wszystkich. To byłaby utopia. Ale było ich na tyle wielu, iż ten stan oczekiwania na coś był widoczny. Może nie jak na przysłowiowej dłoni, ale to wisiało w powietrzu, dawało się wyczuć, jakby otworzył się jakiś nowy horyzont.

A tym wytęsknionym czymś (wiem, wiem, naiwność bywa zbrodnicza!) to była dorosłość Tuska – przez chwilę po wyborach nawet zakamieniali przeciwnicy, o zwolennikach nie wspominając, mieli nadzieję, że premier wreszcie dorośnie. Na ten króciutki moment zapomniano te wszystkie śmieszne historie z poprzedniej kadencji Tuska. Te jesienne ofensywy legislacyjne, trzecia falę nowoczesności, podwyższone standardy Platformy, które z taka mocą dały znać o sobie w Wałbrzychu.

Zdawać się mogło, że zapanowała zgoda na puszczenie partii Tuska w niepamięć tych dwurękich bandytów, misiaków, gradów, zagranicznych handlarzy bronią, krajowych grabarczyków, ludwiczaków-pajęczaków, co opletli nasz kraj niby pajęczyna i dławili wszelką nadzieję, nie wspominając o rozwoju, modernizacji czy reformach. Ba, więcej nawet – przycichła sprawa smoleńska i niektórzy mniej odporni na świadectwa fałszywych proroków skłonni byli i to wybaczyć w zamian za ducha reform.

Była taka chwila, chwilka, chwileczka na pewno, mam dowód. Co prawda jest to dowód nie wprost, ale mocny. Czy pamiętacie stan ducha w kraju (o ile kraj może posiadać jakikolwiek stan ducha), kiedy Tusk już otrząsnął się z euforii po zwycięstwie wyborczym i ogłosił coś w rodzaju fajrantu? Zapowiedział wtedy dość mętnie, że na razie nowy rząd mu niepotrzebny, może gdzieś do nowego roku go wylosuje, a może nie, bo stary też się jeszcze nadaje. Sejm się zbierze i kogoś tam wybierze, ale to nie ma pośpiechu, bo niby gdzie się spieszyć po wygranych wyborach. Po czym wskoczył do partyjnej piaskownicy i zaczął się żwawo napierniczać ze Schetyną oraz innymi szkodnikami ze swojej klasy.

Czy pamiętacie ten wspólny dla bardzo różnych środowisk stan niedowierzania połączony z odcieniem zgrozy, gdy patrzyły, co wyrabia nasz premier w krótkich spodenkach? Nawet Gazeta Wyborcza załkała ustami swego mniejszego proroka Aleksandra Smolara, który biadał, że zwłoka w tworzeniu rządu przez Tuska to dowód, iż premier żadnej modernizacji nie przewiduje. Wierzyć się nie chce, lecz nawet to środowisko „okołogazetowowyborcze” nieśmiało uwierzyło, że w drugiej kadencji Tusk zamieni się w reformatora-modernizatora. A przecież, jakkolwiek by im nie złorzeczyć, to przyznać trzeba, że politycznie to oni trzeźwi są, jak nie przymierzając świnie w karnawale.

To niedowierzanie własnym oczom na widok procederu powyborczego Tuska właśnie dowodzi, że iskierka na drobną chwilę błysnęła wszystkim, którzy nadziei nie stracili i ducha całkiem nie zgasili. Wszystkich, którzy zarzucają mi zbrodniczą naiwność w stosunku do Tuska i jego przeniewierczej ekipy, odsyłam do Pisma Świętego, co ma swoje symboliczne odniesienie właśnie w czasie Adwentu, który obecnie przeżywamy. Zaprawdę, gorsi obwiesie od naszego premiera się nawracali i nawet do niektórych dzisiaj pościmy, jak by to ujął pan Zagłoba.

Ale po co ja to piszę? Otóż zbliża się kolejny szczyt Unii Europejskiej i znowu znaczenia nabierają wszelkie iskierki nadziei z tym związane. Szczyt jak szczyt, uczestnicy poszczytują i się rozjadą jak zwykle ustaliwszy plan naprawczy dla instytucji, która się na naszych oczach właśnie rozpada. Co przezorniejsi, jak Anglia, już przygotowują plany działania na tę okoliczność i nie w głowie im jakieś zmiany traktatów, tylko ratowanie własnej skóry.

I ja wiedziony iskierka nadziei adwentowej, chociaż niektórzy powiedzą, że zbrodniczej naiwności, liczę, że premier Donald Tusk zdejmie wreszcie te krótkie spodenki i trampki, a ubierze się jak duży chłopczyk. Niech puści wreszcie spódnicę pani Merkel i spróbuje zrobić nawet mały, ale samodzielny kroczek. Niekoniecznie kroczek do przodu, może nawet lepiej do tyłu. Niech pani Merkel się martwi o tę parszywą strefę euro, skoro wcześniej nie chciała niczyich rad słuchać. Naprawdę jest na tym świecie życie, a nawet zbawienie poza strefą euro. A także poza Komisją Europejską i Radą Europejską. Można żyć również, i to dobrze, bez Traktatu Lizbońskiego.

Niech nasz duży chłopczyk nie trzyma się także nogawki pana Putina, bo to jeszcze nikomu na zdrowie nie wyszło od czasów, gdy nasz rodak Dzierżyński w trosce o szeroko rozumiane dobro braci Moskali stworzył dla nich prototyp KGB. Zresztą pan Putin ma swoje zmartwienie i problem, żeby jak najlepiej sfałszować następne wybory, tak by wszyscy myśleli, że naprawdę został wybrany prezydentem, a nie, że sam się na to stanowisko wyznaczył.

Puść się Tusku tych spódnic i nogawek, nie trzymaj ich kurczowo na jutrzejszym szczycie, wydoroślej w końcu. Trzymanie się cudzych spódnic i portek to nie jest szczyt europejskości. Przecież nie chcesz być zapamiętany, jako posłuszny, mały chłopczyk z politycznej piaskownicy. Teraz jest czas na noworoczne przyrzeczenia. Przyrzeknij sobie Tusku, że od Nowego Roku już będziesz dorosły. A zacznij się przyzwyczajać od dzisiaj.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (62)

Inne tematy w dziale Polityka