Jeśli chodzi o berlińskie przemówienie ministra Radosława Sikorskiego, to najbardziej rzuca się w oczy kompletne pomieszanie czasów i trybów gramatycznych. Na przykład w adresie skierowanym do Niemców nasz minister przestrzegał sąsiadów, że nie mogą sobie pozwolić na porażkę swojego przywództwa w Unii. Tymczasem wszyscy wiedzą, łącznie z najciemniejszym urzędnikiem unijnym, że kwestia plajty niemieckiego leadership`u to jest już czas przeszły dokonany.
Odkąd pamiętam, powtarzano nam na wszystkie możliwe sposoby, że w Unii wbrew traktatowym pozorom faktycznie rządzi tandem Niemcy-Francja, ze zdecydowaną przewagą tych pierwszych. Sikorski nie miałby żadnego interesu wczoraj w Berlinie ani nie potrzebował przemawiać Niemcom do rozumu, gdyby nie fakt, że właśnie pod ich przywództwem wali się strefa euro i być może rozpada Unia.
Dzisiaj Sikorski napomina Niemców, że nie powinni dominować, lecz reformować. Zupełnie jakby przed chwilą spadł z księżyca. A to przecież niepohamowana wola dominacji, forsowania własnego interesu i państwowych egoizmów przez Niemcy i Francję była pośrednim powodem dzisiejszej katastrofy. Mówiąc trywialnie, dzisiaj to sobie może Sikorski pogadać na ten temat do lampy we własnym gabinecie. Kiedy bowiem był na to odpowiedni czas nasz minister spraw zagranicznych niczym jakiś pryszczaty uczniak, wojował na Twitterze z innymi uczniakami.
Z kolei Brytyjczyków nasz twitterowy wojownik pochwalił, że dali Unii wspólny język angielski oraz komisarz Catherine Ashton. Jeśli chodzi o ten drugi dar, to ja przypuszczam, że Anglicy by nawet Unii dopłacili, żeby się jej pozbyć. Zapytał także czy Wielka Brytania może poprzeć reformę Unii. Poza tym Sikorski wyraził wdzięczność Anglii, że Wspólny Rynek to był ich genialny pomysł. Wyraził także mocno zawoalowane pragnienie ujrzenia Anglików w strefie euro.
Znowu zatem mamy kompletne rozminięcie się naszego ministra z czasem teraźniejszym, bo właśnie Anglicy zaczęli wprowadzać w życie plan awaryjny na wypadek upadku tejże strefy. Brytyjskie ambasady w państwach strefy euro otrzymały właśnie instrukcje pomocy swoim obywatelom na wypadek wybuchu zamieszek i rozruchów społecznych. Brytyjczycy są przekonani, że upadek strefy euro to już kwestia czasu. Ostatnią rzeczą, jaka mogą mieć teraz w głowie Anglicy, to kwestia popierania czy niepopierania reformy tej strefy albo wstępowania lub niewstępowania do niej.
Polskę Sikorski zareklamował jako wnoszącą gotowość do oddania części suwerenności w zamian za „uczciwą pozycję w silniejszej Europie”. To mnie osobiście bardzo zdumiało, gdyż do tej pory Sikorski wraz z premierem Tuskiem na okrągło przekonywali Polaków o naszej wyjątkowo silnej pozycji w Unii. Tymczasem dzisiaj ni stąd ni zowąd deklaruje, że zamieni suwerenność Polski na uczciwą pozycję. To jak to w końcu jest: mieliśmy do tej pory w Europie pozycję silną, ale nieuczciwą? Czy też mieliśmy pozycję byle jaką, ale zapewnienia Sikorskiego i Tuska były nieuczciwe?
Były w mowie naszego ministra także gorzkie żale z powodu absurdalnych sprzeczności w strukturze unijnej. Mamy wspólne granice, a nie mamy wspólnej polityki imigracyjnej – żalił się poniewczasie Sikorski. Mamy dominująca walutę, a nie ma wspólnego strażnika finansów. Mamy niby wspólną politykę zagraniczną, a nawet ministra spraw zagranicznych, a tymczasem każdy sobie rzepkę skrobie – wyrzekał nasz twitterowy Talleyrand.
Ale przecież to właśnie Sikorski na swój prostacki sposób nalegał na śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, żeby w te pędy podpisał Traktat Lizboński. Ten traktat, który miał Europę poprowadzić ku świetlanej przyszłości, wykoncypowany przez najtęższych „mędrców” europejskich, a który okazał się biurokratycznym gniotem. I tym samym „mędrcom” Sikorski chce powierzyć polską suwerenność? Wtedy nie widział absurdalności czterystustronicowej konstytucji?
Z rzeczy humorystycznych Sikorski opowiedział Niemcom także kilka anegdot międzynarodowych. O Chorwatach, Serbach i Jugosławianach. O pewnym amerykańskim małżeństwie, co się pokłóciło o kota. Przypomniał także, że najpierw powstały Włochy, a dopiero potem stworzono obywateli włoskich. Szkoda tylko, ze Sikorski milczał, jak Włosi tworzyli premiera Berlusconiego.
Na koniec Sikorski pojechał gorbaczowską pierestrojką: "Stojąc tu, w Berlinie, jako Polak i Europejczyk, mówię: trzeba działać teraz". Zabrakło tylko klasycznej frazy sowieckiego genseka: „Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?” A pamiętamy, że niedługo po tym dramatycznym pytaniu nastąpiła właściwa puenta - rozpad sowieckiej prowizorki państwa. Ale to wszystko jeszcze przed nami.
Inne tematy w dziale Polityka